czwartek, 25 lutego 2016

14. Co robic...?

Potter od tamtej pory nie czuł się już jakoś dobrze. Wciąz miał w głowie to zdarzenie. Śmierciożercy zaatakowali jego rodzinę. Chociaż widział się już z rodzicami i wiedział, że nic im nie jest, nie mógł uwolnić się od prześladującego go poczucia, że następnym razem może nie iść tak łatwo. Jego rodzice nie byli już młodzi. To, że udało im się wyrwać James postrzegał niemal jako cud. Czy następnym razem też będą mieć tyle szczęścia?
- A kto powiedział, że w ogóle będzie jakiś następny raz, James? - Łapa próbował go pocieszać jak tylko mógł, ale marnie mu to wychodziło. Znał swojego kumpla bardzo dobrze, wiedział, że Potter musi sam to wszystko przetrawić i dojść do odpowiednich wniosków, ale sam James gryzł sie tym i gryzł choć sam nie wiedział po co. W gruncie rzeczy przecież wszyscy dookoła mieli rację. W końcu nic się nie stało jego rodzicom, jedynie co to może byli w niewielkim szoku, ale to wszystko. Więc dlaczego on reagował na to tak, jakby co najmniej już zostali zamordowani?
Podejrzewał, że to ma bardzo dużo wspólnego z jego dziewczyną. Lily wyłaziła ze skóry, żeby odciągnąc go od tych ponurych myśli. Wychodziło jej to trochę lepiej niż Blackowi, ale też nie do końca. Jej obecność zawsze go koiła, ale teraz przebywanie w jej towarzystwie stało się bolesne. Złapał się nawet na tym, że zaczyna jej unikać. Ganił się za to, ale to chyba był jakiś odruch. Tłumaczył sobie, że jak już cała ta sytuacja z niego zejdzie wszystko wróci do normy.
Nie chciał jej krzywdzić, a widział, że jego zachowanie ją rani. Kiedy była blisko niego czuł się tak, jakby nigdy więcej miał jej już nie zobaczyć. Czuł się, jakby coś paliło mu wnętrzności. Nie chciał nawet sobie wyobrażać co by było, gdyby ją zaatakowali.
- James, długo masz jeszcze zamiar przede mną uciekać? - zapytała kiedy dorwała go pewnego razu w bibliotece. Westchnął ciężko. Zaczynał już za nią poważnie tęsknić, wcześniej spędzali każdą niemal chwilę razem, a teraz się od niej odciął. To nie było żadne rozwiązanie.
- Nie, kochanie, przepraszam. - szepnął i delikatnie posadził ją sobie okrakiem na kolanach. Miała na sobie spódniczkę co bardzo mu się spodobało.
Natychmiast się w niego wtuliła odetchnąwszy głęboko.
- Przepraszam, skarbie. - powiedział znów gładząc jej plecki. W odpowiedzi ona pogładziła czule jego ramię i cmoknęła w szyję.
- Wiem, że się boisz. Czuję to.  - szepnęła prostując się i spoglądając mu w oczy. Odwrócił od niej wzrok. Nie chciał by widziała strach w jego oczach. Chciał, żeby była pewna jego siły, że będzie w stanie ją skutecznie obronić. - Nie jesteś słaby. - powiedziała znów cicho zbliżając do niego swoje usta. - Masz w sobie siłę, by to przetrwać. Ja ci pomogę. - szepnęła znów.
Dzieliły go od niej dosłownie milimetry. Patrzył w jej oczy i widział w nich tęsknotę i miłość. Westchnął cicho i przywarł do jej warg w namiętnym pocałunku. Odwzajemniła go natychmiast, spragniona wplatając palce w jego włosy. Przeszły go dreszcze. Na myśl, że mógłby już nie poczuć smaku jej ust poczuł silny skurcz w okolicy serca. Ale to nie miało nic wspólnego z bólem. To był strach.
Odsunął się od niej i oparł głowę o ścianę. Lily lekko zaczerwieniona popatrzyła na niego i pogładziła lekko jego policzek. Chwycił jej dłoń i przycisnął sobie do twarzy.
- Nie łam się. Przecież jestem z tobą. I nie tylko ja, nie zostałeś przecież sam. - mruknęła łagodnym tonem chcąc go jakoś pocieszyć. Bolało ją to, że cierpiał. Po prostu cierpiał.
- Wiem. - odpowiedział. - Ale co to zmienia? - spojrzał jej wreszcie w oczy.
- Jak to co? Nie musisz zamykać się w sobie. Nie możesz zamykać się w sobie, James, a to własnie robisz. Oddaliłes się ode mnie... Nie chcę tego. - wyciągnął rękę by ją pogłaskac, ale nie wiedział co zrobić. Najchętniej zamknałby ją gdzieś, tak by nikt nie wiedział o jej istnieniu. Sama ujęła jego dłoń i przytuliła do niej policzek. Uświadomił sobie, że skrzywdził ją swoim zachowaniem. Wciąz powtarzał, że ją kocha i chce ją chronić, ale tak na dobrą sprawę to ostatnimi czasy zostawił ją samą sobie.
- Przepraszam, że zachowywałem się jak skończony.... palant. - uśmiechnęła się. - Kocham cię. - szepnął. Przymknął oczy starając się zapanować nad kolejną falą strachu. Zalewały go jedna po drugiej, nie miał pojęcia ile wytrzyma. Nie miał pojęcia co zrobić by być pewnym, że nic jej nie grozi.
- Ja też cię kocham. - szepnęła w odpowiedzi i pocałowała go delikatnie. Poczuł dławienie w gardle. Nie, no chyba się nie rozbeczy? Nie, nie może.
Lily jednak miała bardzo dobry wzrok. Objęła go i przytuliła mocno do siebie. Zazwyczaj to on ją tulił. Jego ramiona były dla niej bezpiecznym schronieniem. Teraz to ona pełniła dla niego ta rolę. Poczuł się przez to trochę do dupy, w końcu to on jest tu facetem... ale wtulił się w nią z ochotą chowając twarz w jej szyi.
- Wciąż myślę co zrobić, żebyś była bezpieczna. Boję się nawet wyjeżdżać stąd na święta. Pojedziesz do domu i będziesz siedzieć między samymi mugolami. Kto ci tam pomoże?
- James, przesadzasz. - szepnęła ujmując jego twarz w dłonie. - Nikt mnie nie zaatakuje. Rozumiesz? - popatrzyła mu w oczy. - Jeśli chcesz, możemy zostać na święta tutaj, oboje. Będziesz wtedy spokojny. - dla niego była gotowa zrobić naprawde wiele. Może nawet wszystko. Chciała by znów był taki radosny jak kiedyś. Może nie całkowicie beztroski, ale by znów się uśmiechał. A teraz za każdym razem gdy go widziała jego oczy były pozbawione dawnego blasku. Nie śmiał się, nie żartował. Był prawie nie do poznania. - Martwię się o ciebie, wciąż się zadręczasz, chcę byś poczuł się lepiej. - powiedziała nie wiedząc co zrobić.
O dziwo, uśmiechnął się.
- Czuję się lepiej. Kiedy jesteś blisko, wszystko jest dobrze. Tak jak powinno być. - westchnął gładząc lekko palcem jej usta. Przymknęła oczy na ten gest. - Gdybym tylko mógł gdzies cię schować...
- Wiesz, że nie możesz. Chodź na błonia, przejdziemy się. - zaproponowała Lily  wstając z jego kolan.
- Jest zimno. I chyba pada śnieg. - mruknął spoglądając w wielkie okno.
Siedzieli w koncie biblioteki osłonięci regałami. James znalazł miejsce przy oknie. Starał się uczyć, ale po prostu się w nie gapił, dopóki nie przyszła Lily.
- No to ci, ulepimy bałwana. - powiedziała patrząc na niego wyczekująco. Zaśmiał się cicho pod nosem.
- Chcesz babrać się w śniegu? - uśmiechnęła się szeroko. - Nie mam ochoty latać po błoniach. - mruknął znów cicho. - Przepraszam cię, jestem po prostu do niczego. - przetarł twarz dłońmi.
Lily westchnęła. Czuła lekką frustrację, nie wiedziała jak ma z nim postępować. Martwiła się coraz bardziej.
- To chodź gdziekolwiek. Zrób cokolwiek. - powiedziała chwytając go za rękę i ciągnąc. Wstał i przywarł prawie cały do jej ciała. Oparł ją delikatnie o regał z książkami.
- Może... rzucimy szkołę, uciekniemy? Nie wiem, wyprowadzimy się gdzieś daleko... jak najdalej. Rodzice na pewno by nam pomogli. Kupiłbym mały domek z ogródkiem. Nikt by nas nie znał. Bylibyśmy bezpieczni, oboje.  - dokończył patrząc jej w oczy.
Lily była autentycznie zaskoczona jego pomysłem, ale uśmiechneła się. Pogładziła jego policzek, a potem wplotła palce w jego włosy.
- Co ty opowiadasz, James? Musimy skończyć szkołę. A co z Zakonem Feniksa? Przecież chciałes do nich dołączyć razem z resztą. - chłopak westchnął.
- Chciałem, ale... Pomyślałem, że może lepiej się nie wychylać... Zostawić to innym. Nie wiem. Dla mnie najważniejsza jesteś ty, niech się dzieje co chce... Byle tobie nie stała się krzywda.
Lily patrzyła w jego oczy. Nigdy wcześniej nie widziała w nich czegoś takiego.
- Musisz mnie naprawdę bardzo kochać. - szepnęła.
- Kocham cię bardziej niż własne życie. - odpowiedział całując czule jej szyję. - Jesteś dla mnie wszystkim. Może ty nie czujesz do mnie tego samego... nie wiem... Ale ja nie zniósłbym twojej śmierci.
- Zrobiłabym dla ciebie wszystko. - szepnęła znów wiedząc, że tak jest w istocie. Objęła go i przytuliła się mocno czując jak do oczu napływają jej łzy. - Wszystko. - dodała jeszcze nie mogąc powstrzymać łez spływających jej już po policzkach.
- Nie płacz, proszę. - mruknął tak samo cicho ocierając jej policzki a potem delikatnie je całując. - Spójrz na mnie. Uśmiechnij się. Tak bardzo kocham twój uśmiech. Nie chcę, żebyś płakała przeze mnie.
- To nie przez ciebie. - powiedziała patrząc mu znów w oczy. - Ja też chciałabym, żebyśmy mieli święty spokój.
- Będziemy mieli. Obiecuję. Przyjdzie dzień, że to wszystko się skonczy, raz na zawsze. - mruknął i przytulił ją znów tak jak zawsze. Musi być silny, musi być dla niej oparciem. To on tu jest mężczyzną, do licha, kto ma się nią opiekowac jak nie on? - Ochronię cię, choćby za cenę życia. Pamiętaj o tym.
Popatrzeli na siebie przez chwilę, a potem ona kiwnęła głowa.
***
- Lily, no co jest z tobą? - Dorcas podeszła do niej od razu jak tylko znalazła się w dormitorium dziewcząt z siódmego roku. Rudowłosa westchnęła tylko.
Rozmawiali wtedy w bibliotece, ale James wciąż zdawał się jej unikać. Nigdy nie miał czasu, zawsze gdzieś znikał, nie umiałą do niego dotrzeć.
- Weźże się za niego! Siedzisz tu tylko i zadręczasz się jego postępowaniem!
- Rozmawiałam z nim, Dorcas, co jeszcze mam zrobić? - odpowiedziała zrozpaczona dziewczyna.
- Nie wiem, może strzel mu w łeb, może to jakoś pomoże! On się musi wziąć w garść, a nie chować gdzieś po kątach! Idź natychmiast do jego dormitorium, przed chwilą widziałam, jak tam wchodził, weź go za łeb i zrób z nim raz na zawsze porządek, Lily! Jeżeli on zdziadział, to ty w takim razie musisz być w tym związku mężczyzną!
Lily popatrzyła na przyjaciółkę wielkimi oczami. Miała rację, a jakże. Bardzo rzadko się myliła.
- Idę. - powiedziała wstając. Postanowiła, że rzeczywiście zrobi z nim porządek.
***
Lily wyszła ze swojego dormitorium z zaciętą miną i z zamiarem przyciśnięcia swojego chłopaka. Był już zmęczona jego zachowaniem. Rozumiała co czuł, naprawdę, ale James coraz bardziej popadał w jakąś izolację, co najmniej jakby to miało być rozwiązanie całej sytuacji. A nie było.
Wbiegła niemal na klatkę schodową prowadzącą do jego dormitorium. Dopiero kiedy zatrzymała się przed samymi drzwiami zawahała się. Zaczynała już dostawać jakichś kompleksów. Wydawało jej się, że James może wcale nie chcieć z nią rozmawiać. Ale powiedziała sobie, że akurat w tej chwili nieważne jest czego on chce.
Załomotała wściekle w drzwi i czekała. Usłyszała jakiego stłumione oburzone głosy, ale mina Blacka kiedy ją zobaczył, nie była już taka oburzona.
- Jest James?
- Tak. Yyy... - zaczął się jąkać i spojrzał za siebie.
- Chcę z nim pogadam sam na sam. - dodała patrząc na chłopaka.
- Jasne. - mruknął i wpuścił ją. - Chłopaki, zwijamy się. - rzucił tylko i wyszedł, a zanim powlekli się Peter i Remus.
James natomiast był lekko zdziwiony wizytą swojej dziewczyny o tak późnej porze. Siedział na swoim łózku w samych bokserkach i koszulce. Lily była całkowicie ubrana, na szczęście. Patrzyli na siebie przez chwilę, po czym Lily podeszła bliżej.
- Ja chcę w tej chwili usłyszeć od ciebie, co zamierzasz dalej robić. - zaczęła. W jej głosie nie było słychać złości. Bardziej rozżalenie. - Mówiłeś... Obiecywałeś mi, że nie będziesz się więcej ode mnie odsuwał, a ty robisz dalej wciąż to samo. Ile jeszcze rzeczy mi obiecasz, a potem nie  dotrzymasz słowa?
Jej słowa chyba go wkurzyły, bo patrzył na nią otwierając i zamykając usta. Wiedział, że ma rację. Wiedział to doskonale. Ale strach był silniejszy. Próbował się przekonywać, że nic złego stać się nie może. Ale co z tego?
- Nie odsuwam się od ciebie... - zaczął odrzucając od siebie książkę, którą akurat próbował przeczytać.
- Nie? - przerwała mu. - A co to twoim zdaniem jest? Mam tego dosyć, James. Ty nie jesteś słabym facetem, więc tym bardziej nie rozumiem dlaczego tak się zachowujesz.
- Nie wymagam tego od ciebie. - warknął, czym tylko ją zranił. Wzięła głębszy oddech. Czuła, że to wszystko nie biegnie ku czemuś dobremu. Albo facet weźmie się w garść, albo...
- Super, dzięki. - zaczęła znów. - Możesz się dalej nad sobą użalać. Wciąz powtarzasz, że chcesz mnie ochronić, ale ja już nie czuję, żeby ktokolwiek mnie przed czymkolwiek chronił. Nie czuję, żebym miała chłopaka. Więc mogę wcale go nie mieć, to nie będzie wielka różnica. I tak cię przy mnie nie ma...
- JAK ZWYKLE WYDAJE CI SIĘ, ŻE WSZYSTKO WIESZ NAJLEPIEJ! - krzyknął nagle zrywając się z łóżka. - JAK, POWIEDZ, JAK MAM CIĘ CHRONIĆ, SKORO NAWET SAM ZE SOBĄ NIE MOGĘ DAĆ SOBIE RADY!!! POWIEDZ, JAK MAM TO ZROBIĆ!! - usiadł z powrotem na łóżku chowając twarz w dłoniach. To wszystko już go przerastało.
Lily stała w miejscu i czuła, że długo już tego nie wytrzyma. Podeszła do niego, usiadła obok i przytuliła obejmując. Czuła niemal namacalnie jego ból. Może nie do końca rozumiała jego uczucia, w końcu nie siedziała w nim, ale czuła, jak bardzo ten chłopak ją kocha. Ten wybuch chyba był tego najlepszym dowodem.
Wtulił się w nią czując jej delikatny zapach. Czuł, jak opuszczają go siły. Był tym wszystkim przerażony. Starał się to ukryć, nie pokazywać tego po sobie. Chyba dlatego odsunął od siebie wszystkich. Nie tylko swoją ukochaną dziewczynę. Nawet Black poszedł na bok.
Nie umiał zapanować na płaczem, czuł się jak baba, było mu wstyd, ale nie umiał się powstrzymać.
- Cii... - szepnęła kołysząc go lekko i przeczesując palcami jego włosy. - Ja się zaopiekuję tobą, James. Daj sobie na luz. Jestem po to, żeby cię wspierać. Nie będę mogła tego robić, jeśli mnie od siebie całkiem odsuniesz. - zmusiła go żeby na nią spojrzał, ale zamknął oczy. - Nie wstydź się. Łzy to nic złego. Masz chyba jakieś fałszywe przeświadczenie, że powinieneś dać radę podźwignąć całe zło tego świata, i wara ci zrobić choć jeden krok do tyłu... A to nie tak. Jesteśmy razem, więc razem będziemy przez to przechodzić. - chwyciła jego dłoń i ucałowała ją od wewnątrz. - Kocham cię, strasznie za tobą tęsknię. - wyszeptała.
- Ja za tobą też. - odpowiedział i przytulił ją. Mocno, tak jak dawno jej nie przytulał. - Nie chcę cię stracić przez własną głupotę. - westchnął. - Obiecuję. Obiecuję, że...
- Że będziesz ze mną, a nie tylko obok mnie. - dokończyła za niego Lily.
- Tak. To właśnie ci obiecuję. - wtulił twarz w jej szyję. Chwycił jej drobną dłoń i ucałował po kolei każdy paluszek. - Przepraszam. - popatrzył jej w oczy, a ona uśmiechnęla się tak jak lubił.
Pocałunek był gorący i pełen namiętnosci. James najchętniej nie wypuszczał by jej już z objęć, ale... trzeba było być rozsądnym.
- Dobranoc, moja piękna. - szepnął kiedy odprowadził ją do drzwi swojej sypialni. - Obiecuję, że teraz już będzie dobrze. - znów się uśmiechnęła.
- Nie musisz od razu na siłę próbować wszystkiego w sobie układać. Razem sobie z tym poradzimy. Nie oczekuję od ciebie, że natychmiast, zaraz przejdziesz nad tym wszystkim do porządku dziennego. Chcę, żebyś dzielił ze mną swoje zmartwienia. Wtedy poczujesz się lepiej.
- Ale tobie wcale nie będzie z tym dobrze.
- Będzie mi dobrze, bo nie będę z tym sama, jak ty uparłeś się być do tej pory. Razem sobie z tym poradzimy. Poza tym, nie tylko ja tu jestem. Masz rodziców i przyjaciół.
- Ty jesteś dla mnie najważniejsza, Lily. - uśmiechnęła się i objęła go całując w policzek.
- Kocham cię, nicponiu. - tym razem to on się uśmiechnął. - Jutro mamy sobotę. I jest wypad do wioski. Pójdziemy razem. W końcu trochę się odprężysz. - zasądziła. James wiedział, że nic jej od tego postanowienia nie odciągnie.
Z uśmiechem kładł się tego wieczoru do łóżka. Po raz pierwszy od dłuższego czasu.