poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Rozdzial 4. Biblioteka.

Oczywiście, tak jak obiecał, tak też zrobił. wyśledził Lily na mapie, kiedy wychodziła z dormitorium. Tak naprawdę to gapił się na ten skrawek pergaminu odkąd wrócił do sypialni z błoni, na których udało mu się z powodzeniem zaprosić ją na spotkanie. Z uśmiechem na ustach zaczął ładować wszystko co potrzebne do swojej torby, książki, rolki pergaminu, kałamarz, pióra i... No tak, przecież nie pójdzie z pustymi rękami. Tyle, że nie miał nic co mógłby jej dać. Co by tu zrobić?
Gęba znów mu się uśmiechnęła. Porwał w biegu swoją pelerynę niewidkę i pobiegł schodami na dół. w Pokoju Wspólnym zatrzymał się aby niewidzialny na nikogo przypadkiem nie wpaść. Przeszedł prosto do dziury pod portretem i gdy rozglądając się zauważył, że nikogo nie ma na korytarzu puścił się biegiem na sam dół.
Kiedy znalazł się na parterze, obrał znany już sobie kierunek. Kuchnia. Bywał tam już tyle razy, że skrzaty domowe, które tam pracują znały go już dość dobrze, by za każdym razem natychmiast wpychać mu w ręce i wszystkie kieszenie ciastka, tortelinki i wszystko co miały pod ręką. Peter jednego razu wyniósł nawet pieczony schab...
Potter uśmiechnął się na to wspomnienie. Naśmiewali się z niego całą drogę do dormitorium, a potem, hipokryci, zeżarli to razem z nim. Black opowiadał o tym przy stole na późniejszej kolacji, mina Evans była bezcenna. Złapał się właśnie na tym, że przy każdej okazji wspomina o niej. Ale w jego przypadku to już jest chyba norma.
Rozejrzał się uważnie patrząc czy ktoś nie nadchodzi. Potem powoli wyciągnął rękę spod peleryny i jednym palcem pogłaskał gruszkę na wielkim obrazie wiszącym przed nim. Ta zachichotała i uformowała się w mosiężną klamkę. Z uśmiechem otworzył drzwi i wszedł do kuchni. Natychmiast gdy zdjął z siebie niewidkę, skrzaty z wesołym piskiem obstąpiły go dookoła. Witając go i pytając jak mu mija dzień. Inne już dreptały ku niemu z tacą herbaty i równymi smakołykami. Skosztował różowej bezy chwaląc ich talent kulinarny, były zachwycone, że mu smakuje. Ale pomyślał, że musi się streszczać.
- Słuchajcie, mam prośbę.
- Tak, sir? - pisnęła mała skrzatka najbliżej niego wpatrując się w niego z  napięciem.
- Potrzebuję czegoś dla dziewczyny, może jakieś czekoladki, albo... nie wiem, dlatego tu przyszedłem. - skrzaty zaklaskały w dłonie i rozbiegły się we wszystkie strony. Stał z uśmiechem na twarzy i obserwował jak po kolei do niego podchodzą. Jedna podała mu tekturowe pudełko. Kiedy je otworzył zobaczył że jest wypełnione po brzegi najróżniejszymi rodzajami czekolad. Uśmiechnął się szeroko.
- Proszę, James Potter sir, Dygotka włożyła tu najlepsze czekolady z Miodowego Królestwa - powiedziała wskazując na małą skrzatkę dygoczącą u jego stóp z przejęcia. Chyba już wiedział dlaczego dali jej tak na imię. - A tutaj jeszcze pańskie ulubione bezy, na drogę! - zapiszczała z radością. Uśmiechnął się znów szeroko patrząc na nie wszystkie. Pożegnał się z nimi i zapewnił, że na pewno jeszcze do nich kiedyś wróci. Schował peleryną pod szatę i biegiem wrócił z tym wszystkim do dormitorium, gdzie musiał nieco powiększyć zaklęciem swoją torbę zaklęciem bo pudło z czekoladami normalnie by się do niej nie zmieściło. w końcu zadowolony miał ruszać, kiedy coś przykuło jego uwagę. Zerknął na mapę. Lily siedziała w bibliotece, a ktoś najwyraźniej znów zawracał jej głowę. widać było jak nerwowo przestępuje z nogi na nogę.
- Severus Snape? - zapytał jakby nie wierzył w to co widzi. Ale i tak się uśmiechnął. Jeśli ona go nie przepędzi, on to zrobi. Nawet nie będzie musiał się odzywać, ten mały palant zawsze się zmywa kiedy Potter pojawia się w pobliżu. Nie omieszkując na niego poprzeklinać oczywiście.
Ruszył więc w końcu z uśmiechem zadowolenia na twarzy i w ciągu pięciu minut był już na miejscu. Z daleka zobaczył wściekłą minę Lily. Od razu pogratulował sobie pomysłu z tymi czekoladami. Poczuł się jak przekupnik, ale nie miał wyrzutów sumienia, że przez niego przybędzie jej kilka kalorii.
Ruszył więc w ich stronę i już po kilku metrach usłyszał jego zasmarkane przeprosiny.
- Odczep się w końcu, czekam na kogoś! - fuknęła, a Potterowi od razu serce ożyło. No, nie ukrywa tego, to już coś.
- Na kogo? - zapytał tamten, ale spojrzała tylko na niego i zaraz znów wlepiła oczy w książkę.
- Już jestem. - powiedział wesoło siadając obok niej. Nie zareagowała, wciąż wściekłą, ale mina Snape'a była przekomiczna. Kiedy dotarło do niego ,że Lily umówiła się tu z Potterem zbladł tak, że przypominał żywą śmierć. - Coś nie tak? - spytał dość uprzejmie patrząc na Ślizgona.
- Nie. Ssskąd. - wysyczał i po chwili już go nie było.
- Chyba jest w szoku. - odezwał się Potter patrząc za nim jeszcze przez chwilę w zadumie, ale potem z uśmiechem spojrzał na Lily, która skrobała wściekle piórem po pergaminie. - Hej, rozchmurz się! - powiedział i musnął palcem jej policzek.
- Daj spokój, Potter, on mnie doprowadza do szału! To już dwa lata, a do niego wciąż nie dociera, że przepadł! - wybuchła nagle. Siedziała teraz nabuzowana z rękami założonymi na piersiach i dyszała ciężko. Przypominała teraz lokomotywę. - Jak mu nie wstyd po czymś takim! - zaczęła znowu, a on siedział cicho i tylko na nią patrzył. - Gdyby choć odrobinę mnie jeszcze szanował po tym wszystkim nawet by się do mnie nie zbliżył! W życiu, w najśmielszych snach nie spodziewałam się wtedy czegoś takiego! Ale czego mogłabym się wtedy spodziewać, przecież to wąż prosto ze Sltherinu, i nawet ty, Potter, TY, nigdy aż tak nie nadepnąłeś mi na ucho. - zakończyła patrząc wściekle przed siebie.
- No cóż, moi rodzice za bardzo mnie kochają, żeby kłaść mi do głowy takie bzdety jakimi oni wszyscy są karmieni od momentu jak tylko przyjdą na świat. - powiedział z uśmiechem.
- Twoja rodzina pochodzi z Gryffindoru, to co innego.
- Nie. - powiedział, a ona na niego spojrzała. - Mój ojciec jest Gryfonem, ale matka pochodzi z rodu Blacków. Syriusz to mój kuzyn, któregoś tam stopnia, piąta woda po kisielu, ale jednak. I jest Ślizgonką. Może mój ojciec miał na nią taki dobry wpływ, a być może taka jej natura. Nie jest uprzedzona do mugolaków. - wzruszył ramionami. - A może po prostu bardzo długo byli bezdzietni i kiedy w końcu się urodziłem, ani w myśl im nie było, żeby coś na mnie wymuszać, rozpieszczali mnie całe życie. - uśmiechnął się. - Nadal to robią.
- A dlatego jesteś taki rozwydrzony. - stwierdziła Lily, ale i tak dostrzegł na jej ustach cień uśmiechu.
- Być może. - zgodził się. - Urodziłem się bardzo późno, nie możesz mieć im tego za złe. - powiedział słodko się do niej uśmiechając.
- Nie mam. - uśmiechnęła się w końcu.
- No, w końcu uśmiech, Evans! - zaśmiał się w głos. - wciąż jesteś zła czy już ci przeszło?
- Kiedy sobie o nim pomyślę jestem bardzo zła. - powiedziała złowieszczo. Potter wyszczerzył się w uśmiechu.
- Mam tu coś dla ciebie co poprawi ci humor, kochanie. - spojrzała na niego.
- Kochanie??
- Co, chyba mogę tak do ciebie mówić, co nie? - uśmiechnął się cwanie i wyciągnął z torby tekturowe pudełko. - Proszę.
- Co to jest? - zapytała przyglądając się temu podejrzliwie, a potem jemu.
- Zobacz. - patrzył z uśmiechem jak ostrożnie otwiera wieczko. Kiedy zobaczyła co jest w środku uśmiechnęła się.
- Czekolada!
- No, najlepsza z Miodowego Królestwa. - powiedział przyglądając się jak wyciąga kolejne i ogląda je.
- Ale... ile tego tu jest! Ile ty za to dałeś? - przeniosła swój wzrok na niego. Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami.
- Nic. - powiedział z uśmiechem.
- Kradzionych prezentów nie przyjmuję. Już nie raz słyszałam, jak z Blackiem wędziłeś coś z ich zaplecza...
- Nie zwędziłem tego z ich zaplecza. - zaśmiał się. - Poszedłem do kuchni. - wyjaśnił zdawkowo jakby nigdy nic.
- Do kuchni?? - zdziwiła się.
- Byliśmy tam już parę razy i skrzaty nas rozpoznają. Pomyślałem... - wzruszył ramionami uśmiechając się. - Że głupio by było przyjść tu do ciebie kompletnie bez niczego. - zerknął na nią. wciąż na niego patrzyła ale teraz była lekko zaróżowiona.
- I to wszystko dały ci skrzaty w kuchni?
- Tak. - przytaknął. - Spróbuj.
- Zaraz, ale one na pewno to do czegoś potrzebują.
- Jeśli im zbraknie, kupią sobie, nie martw się. W końcu skądś biorą to całe żarcie, prawda?
- No niby tak. - powiedziała patrząc na niego podejrzliwym wzrokiem.
- Wybrały najlepsze, częstuj się. Wszystko tylko dla ciebie. - powiedział wciąż uśmiechając się słodko. Przeniosła wzrok na sześć czekolad trzymanych w rękach i chyba drugie tyle leżących w kartonie. Następnie znów na niego spojrzała i...
Kompletnie się tego nie spodziewał. Nie było to nic wielkiego ale i tak mile go połechtało. Przysunęła się do niego i cmoknęła go w policzek. Uśmiechnął się zadowolony.
- Tylko w policzek? - zanucił przysuwając się do niej.
- Nie przeginaj, jesteśmy w bibliotece, to nie jest miejsca na takie rzeczy. - mruknęła ale widział, że się uśmiecha.
- Mam nadzieję, że zrobiłem ci miły prezent.
- Owszem. - przyznała spoglądając na niego z uśmiechem. Czułą się teraz przy nim taka swobodna, może to przez ten wybuch złości, wygadała się przed nim i nie czuła się już tak skrępowana. - Zacznij z tymi wypracowaniami, ja kończę już pierwsze.
- Już? - zdziwił się niemiłosiernie. - Dlaczego za mną nie zaczekałaś z tym?! - zaczął wypakowywać wszystko z torby, po chwili w powietrzu fruwały jego pióra i rolki pergaminu. A Lily...
- Co? - zapytał widząc jak się śmieje. Patrzyła na niego i śmiała się w najlepsze. Po chwili poczochrała mu włosy.
- Panikujesz jakby od tego zależało twoje życie! - zaśmiała się znów. A on też się uśmiechnął.
- No to skoro już zrobiłem z siebie głupka znowu... - zaczął mierzwiąc sobie włosy z lekko zawstydzonym uśmiechem - to z czego piszesz teraz esej? - zapytał ładnie się do niej uśmiechając. Popatrzyła na niego przez moment i parsknęła śmiechem.
- Z zaklęć. - odpowiedziała. - Ale nie dam ci odpisać. - dodała kiedy już otwierał usta, i od razu oklapł. - Jesteś dobry z zaklęć, nie możesz po prostu napisać tego sam?
- Nie chce mi się dzisiaj. - zajęczał. - Nie musisz mi pokazywać całego, tylko początek. Najtrudniej zawsze zacząć, potem już polecę sam po całości, co ty na to? - znów ten śliczny uśmieszek. Sięgnęła tylko po zapisany pergamin i podała mu go wciąż uśmiechając się rozbawiona jego zachowaniem. Kiedyś doprowadziłby ją tym do wrzenia, teraz chciało jej się tylko śmiać. - Dziękuję, kochanie. - mruknął i pocałował ją lekko zanim się obejrzała już czytał jej całe wypracowanie.
Skołował ją tym odrobinę dlatego przez chwilę siedziała bez ruchu a on z uśmiechem w  najlepsze spisywał na osobnej kartce najważniejsze rzeczy, i to nie tylko z początku.
- Ej, oszuście! - obudziła się w końcu. - Miał być tylko początek. - zabrała mu ten pergamin.
- Oj, siedziałaś cicho, myślałem, że mogę. - uśmiechnął się znów słodko. Nie mogła na niego nie patrzeć.
- Myślałem, że mogę. - przedrzeźniła go z uśmiechem. - Pisz lepiej. Mamy jeszcze dwa. Przynajmniej ja.
- Ja też. Transmutacja, to pójdzie szybko, zawsze mam z tego najwyższą ocenę. - zerknął na nią. - podobnie jak ty. - uśmiechnęła się. - I co jeszcze? Wróżbiarstwo, bleee!
- Nie będzie tak trudno, nawlewasz jej czegoś i już, przecież wiesz jaka ona jest; im gorzej tym lepiej. - stwierdziła Lily pochylona nad nową rolką pergaminu. Napisała właśnie temat eseju na transmutację.
- Niby tak, ale wlewanie właśnie jest najtrudniejsze. - podparł się z niezadowoloną miną. - Po jaką cholerę Dumbledore  ogóle zgodził się żeby nauczano tutaj czegoś takiego? Przecież z tego nie ma żadnego pożytku. - powiedział spoglądając teraz na nią. Wzruszyła ramionami.
- Nie wiem, może oczekuje, że ktoś zacznie przepowiadać numery totka.
- Czego? - zapytał nie mając pojęcia co to takiego. Uśmiechnęła się.
- No tak, ty nie wiesz. To taki totalizator sportowy. Skreślasz numery w zależności jaki to zakład możesz skreśli sześć cyfr lub pięć, albo o wiele więcej. Dokładnie nie wiem bo nie gram, ale jeśli akurat skreśliłeś te które wylosuje maszyna, wygrywasz pieniądze. - James myślał nad tym przez chwilę.
- To głupie jakieś. - stwierdził na co Lily parsknęła śmiechem w pergamin. - Komu by się chciało skreślać wiecznie numery? Rzeczywiście, wróżbiarstwo do tego pasuje. - stwierdził mierzwiąc sobie włosy z miną, która dogłębnie wskazywała co myśli o totalizatorze sportowym. - Chyba zacznę od wróżbiarstwa, im szybciej zacznę tą katorgę tym szybciej ją skończę. - westchnął.
 - Popieram. - mruknęła znów.
Zabrał się więc za to. Mieli wypisać odczytaną przez siebie przepowiednie na najbliższe lata dla świata czarodziejów i mugoli na podstawie ułożenia planet na niebie.
- Boże... - co chwilę było to słychać kiedy łapał się za głowę, ale po chwili zaczęło wychodzić mu coś ciekawego. Aż się zaśmiał.
- Co? - zapytała Lily podnosząc na niego wzrok.
- wyszło mi całkiem coś fajnego zobacz. - podał jej swoją kartkę. Zaczęła czytać na głos.
- "Światy mugoli i czarodziejów od zawsze się ze sobą przeplatały i wzajemnie na siebie wpływały. W średniowieczu były procesy i palenie czarownic na stosach, teraz czarodzieje ukrywają się mugolami, niekiedy mieszkając nawet pod ich nosem.
W najbliższej przyszłości w ciągu kilku lat będzie miało miejsce przełomowe wydarzenie. Wskazuje na to pozycja Marsa, który symbolizuje wojnę. Można zatem spodziewać się ostrzejszych spięć, a nawet poważnych komplikacji wywodzących się bezpośrednio ze społeczności czarodziejskiej, a która będzie miała wyraźny wpływ na mugoli. Okres ten będzie trwał od kilku miesięcy do roku i zakończy się pewnego rodzaju katastrofą, która będzie miała dwa oblicza; z jednej strony upadek bardzo potężnej mocy i spokój, z drugiej rozdarta rodzina..."
No... całkiem niezłe. - powiedziała będąc pod wrażeniem.
- Moim zdaniem to się kupy nie trzyma, ale powinna to łyknąć, nie sądzisz?
- Chyba tak, pełno tu dramaturgii, a ona już sama sobie dopowie resztę. Pewnie jeszcze samego ciebie w to wciągnie.
- Taa. - parsknął śmiechem. - Co by tu jeszcze wymyślić... hm...
Siedzieli tak aż za oknami zrobiło się ciemno a bibliotekarka pozapalała świece.
- Już tak późno? - zapytała rozglądając się. Sam tego nie odczuł, ale Lily co chwilę przecierała oczy. - Jesteś zmęczona. - powiedział cicho gładząc ja po ramieniu.
- Trochę, ale to nic. - rozprostowała ramiona przeciągając się.
- Może cię pomasować co? - zachichotał. Spojrzała na niego.
- Daj spokój.
- Nie dam ci spokoju. Dopóki...
- Dopóki co? - zapytała przeczesując palcami włosy i patrząc na niego. Wyglądała naprawdę uroczo.
- Dopóki nie powiesz mi, że chcesz ze mną być. - odwróciła głowę. - Kocham cię.
- Przestań. - mruknęła ale usłyszał w jej głosie uśmiech. Potwierdziło się to gdy na niego spojrzała. - Mamy jeszcze do napisania esej z transmutacji, zapomniałeś? Później...
- Co później? - podchwycił natychmiast.
- później poczęstuję cię czekoladą. - zaśmiała się z jego miny. - A co, myślałeś, że co powiem?
- No nie wiem, może coś w stylu... 'Później pocałuję twoje namiętne usta' albo...
- Weź przestań, Potter, tylko byś się lizał.
- Z tobą tak. - trzasnęła go w ramię jakąś książką. - Oj już dobrze, dobrze. - postanowił dać jej już spokój. - Jak skończymy, pójdziemy do Pokoju Wspólnego i posiedzimy razem przed kominkiem? - zapytał zwyczajnie spoglądając na nią. - Będziesz miała okazję poczęstować mnie czekoladą. - dodał ze śmiechem. Sama tez już nie wytrzymała i zaczęła się śmiać.
- Zobaczymy. - westchnął, aż na niego spojrzała. - O co chodzi?
- O nic. - uśmiechał się. - Trochę zbladłaś.
- To ze zmęczenia, nic mi nie będzie. - posłała mu słodki uśmiech. Zauważyła coś w jego oczach. Namiętność. Już drugi raz powiedziała sama do siebie, że nigdy nie patrzył tak na żadną inną. - Nie patrz tak na mnie, bo się rumienię.
- To dobrze, ślicznie wtedy wyglądasz. - zaśmiał się z jej miny. - Muszę jakoś na ciebie działać, skoro nikt inny nie jest w stanie wywołać u ciebie tak słodkich rumieńców na policzkach.
 Nic nie powiedziała. Nie wiedziała jak to powiedzieć. Zerknęła tylko na niego.
- Daj mi szansę. - szepnął jej na ucho. Zadrżała. Chciała dać mu szansę, i uświadomiła to sobie z niejakim przerażeniem.
- Muszę poszukać książkę... - wymamrotała i poszła między jakieś dwa regały znikając mu z oczu. Poczekał chwilę, a kiedy nie wracała wstał i poszedł za nią. Schowała się w alejce gdzie zewsząd były poustawiane regały i trzeba było pokonać kilka zakrętów aby tam dojść. Stała pod jednym z nich ze spuszczoną lekko głową. Nie wyglądała jakby szukała jakiejkolwiek książki. Opierała się o pułki słysząc, że się zbliża ale nie podniosła głowy. Czekała aż do niej podejdzie.
Podszedł. Ujął jej twarz w dłonie tym samym po części zmuszając ją by na niego spojrzała. Patrzyła w jego oczy i czuła jak jej serce coraz mocniej przyspiesza. Jakby przygotowywało się do maratonu. Tak, jej serce miało za każdym razem maraton, kiedy ten chłopak się do niej zbliżał.
Pogładził jej policzki a potem przeczesał palcami włosy. Tak cudownie miękkie i pachnące. On też czuł jak serce obijało mu się o żebra. Ale cieszył się. Cieszył się, że znów może się do niej zbliżyć. Patrzył w jej oczy jeszcze przez moment a potem postanowił obrać inną taktykę. Pochylił się w jej kierunku tak jakby chciał ją pocałować, ale szepnął wprost w jej usta...
- Pocałuj mnie. - Lily skamieniała. Ona miała go pocałować? Sama? Do tej pory to on inicjował takie sytuacji i po części było jej to na rękę. Sama nigdy nie wyobrażała sobie sytuacji kiedy to ona go całuje. Patrzył tylko na niego nie ruszając się. Czuła motyle w brzuchu. Może jednak spróbować? To będzie coś innego... Chciała tego, czas przestać udawać przed samą sobą i resztą świata. Że nic nie czuje do Jamesa Pottera i że on ją nie interesuje.
Dłonie lekko jej drżały kiedy przyłożyła je do jego brzucha. Tak delikatnie, ale on i tak w pierwszej chwili pomyślał, że chce go odepchnąć. Nie ruszył się jednak, niech sama go od siebie odsunie... i wtedy zrobiła coś zupełnie innego. Przesunęła swoje rączki z jego brzucha wyżej na jego tors. Powoli sunęła nimi w górę coraz wyżej aż na jego barki, a potem szyję. Nie spuszczał jej z oczu. Cały czas patrzył w jej migdałowe oczka czując jej dotyk na swojej klatce piersiowej a potem na karku. Poczuł jak gładzi go delikatnie palcami i poczuł jej ciepły oddech na swojej twarzy. Zbliżyła się. Sam położył ręce na jej biodrach nie robią nic więcej. Nie chciał jej wystraszyć. Powoli zbliżała się do jego ust aż w końcu pocałowała go tak jak prosił.
Momentalnie przycisnął ją do siebie obejmując ciasno. Ona też wczepiła się w niego całując zachłannie. To było coś niesamowitego, sama dobrowolnie z przyjemnością pocałowała tego rozczochrańca. Serce biło jej radośnie w piersi czuła się szczęśliwa z tym chłopakiem. Już wiedziała, że ją zdobył i to nieodwołalnie. Należała mu się taka nagroda w postaci takiego pocałunku, bo przecież tyle czasu dostawał od niej kosza.
Uśmiechnęła się, a on to spostrzegł. Całowała go raz po raz uśmiechając się radośnie, on też się uśmiechał razem z nią. Kołysał ją lekko w swoich ramionach szczęśliwy, że w końcu są razem... bo chyba byli, nie? Żadne pytanie ani konkretna odpowiedź nie padły, ale... Czuł, że ona chce tego tak jak on. Żeby już się z nim nie rozdzielać. Już chciał szepnąć jej, że w końcu spełniła jego marzenie, kiedy...
- A CO WY TU ROBICIE?! WYNOCHA MI STĄD! BIBLIOTEKA TO NIE MIEJSCE DO OBŚCISKIWANIA SIĘ!!! WON!!! - to pani Pince nakryła ich w tej jakże przyjemnej sytuacji. Odskoczyli od siebie jak oparzeni i natychmiast wylecieli z tego zaułka. Zaczęli w pośpiechu pakować swoje rzeczy i popędzani przez bibliotekarkę wylecieli na korytarz słysząc jeszcze jej ostatnie słowa za nim drzwi się za nimi zamknęły. - POWIEM DYREKTOROWI JAKIMI JESTEŚCIE PILNYMI UCZNIAMI!!! LEKCJI WYCHOWANIA DO ŻYCIA W RODZINIE HOGWART NIE PRZEWIDUJE!!! - huk i drzwi zatrzasnęły im się przed nosem.
James zaczął się w głos śmiać, natomiast Lily była nieco zakłopotana, ale i tak zaśmiała się pod nosem.
- Chodź. - powiedział chwytając ją lekko za rękę i poprowadził ją do wierzy Gryffindoru. - Mam nadzieję, że w Pokoju Wspólnym nikogo nie będzie... - mruknął nagle zamyślony.
- Że co?! - rozbawił ją trochę ten komentarz, ale chciała wiedzieć co chodzi mu po głowie. Spojrzał na nią zaskoczony, że powiedział to na głos.
- Nic, po prostu... miałaś poczęstować mnie czekoladą, prawda? - powiedział nieco wyższym głosem niż zazwyczaj. Lily uśmiechnęła się do niego tylko i pokręciła głową. Tak jak powiedział James Pokój Wspólny był pusty. Nie musiała na niego patrzeć, żeby wiedzieć, że się uśmiecha i to szeroko.
- No to co? Usiądziemy przed kominkiem? - zapytał niskim męskim głosem patrząc na nią z uśmiechem. Rozsiedli się na wielkiej kanapie naprzeciw kominka. Lily w pierwszej chwili siedziała dość sztywno, ale w niedługi czas Potter pomógł znaleźć jej wygodne miejsce pomiędzy swoimi nogami na swojej klatce piersiowej. wyciągnęli wygodnie nogi na kanapie i rozmawiali. James pieścił palcami jej szyję, a ona się ni sprzeciwiała. Było jej dobrze, kiedy tak robił. Gdyby ktoś we wakacje powiedział jej ,że w dwa miesiące po rozpoczęciu roku szkolnego będzie... z Jamesem... to by się roześmiała. A teraz? Słodko przysypiała wtulona w niego.
- Tylko mnie tu nie zostawiaj. - mruknęła. Nie chciała, żeby odchodził.
- Nigdzie się nie wybieram. - odszepnął i pocałował ją w skroń. Było już po kolacji i znów nic nie zjadł, ale nie przejmował się tym. w tej chwili żył miłością do niej. Ale zmartwił się, bo ona powinna coś zjeść.
Leżeli tak jakiś czas, dość spory. W Pokoju Wspólnym nikt się nie pojawiał. Pomyślał, że to pewnie zasługa tych co razem z nimi siedzieli w bibliotece. Uśmiechnął się. Pewnie po szkole już rozeszła się fama, że pani Pince wygnała Pottera i Evans z biblioteki za obściskiwanie się między pólkami. Objął ją nieco mocniej ramionami. Dziewczyna spała spokojnie, mruknęła tylko coś i westchnęła. Nie zrozumiał nic z tego ale i tak się uśmiechnął.
Nawet się nie obejrzał jak wybiła północ, a on wciąż nie spał. Kominek wypalał się powoli i pomyślał, że Lily zaraz zacznie marznąc. wyciągnął więc ostrożnie różdżkę i wycelował nią w drewienka i przeniósł je do kominka, następnie mruknął - Lumus inflagrante. - drewienka zajęły się płomieniami i paliły się jeszcze długo dając przyjemne ciepło.
Lily nagle poruszyła się lekko. Znieruchomiał obserwując ją. Chyba było jej dobrze, bo uśmiechnęła się lekko. Po chwili usłyszał jej cichy szept - James... - i westchnięcie. Zaczęła się na nim mościć, aż w końcu wtuliła się w jego bok.  Uśmiechnął się szeroko i pogładził ją po włosach.
- Jestem tu, myszko. -  szepnął. Miał nadzieję, że w jakiś sposób to do niej dotrze i będzie spokojna. Po jakimś czasie, gdzieś około trzeciej w nocy sam zaczął w końcu przysypiać. Zmęczenie wzięło górę. Na pograniczu snu wyczuł jeszcze jak panna Evans znów się poruszyła.
Coś ją obudziło, ale nie wiedziała co. W pierwszej chwili nie wiedziała gdzie jest, ale zaraz skojarzyła Pokój Wspólny. Zaczęła macać coś pod sobą i zmarszczyła czoło. Co jest...? wyczuła czyjeś ciało. Po chwili rozpoznała go w ciemności. Patrzyła na niego jak spał spokojnie trzymając ją wciąż w ramionach. Odwróciła się na brzuch i położyła z powrotem na nim. Czuła jak jego klatka piersiowa unosi się miarowo, słyszała bicie serca. To ją uspokajało. I ukołysało z powrotem do snu. Poczuła tylko jak pogładził ją po plecach.
***
Dorcas obudziła się około czwartej nad ranem, a jej wzrok padł na puste łózko Lily. Wytrzeszczyła oczy. Wyskoczyła z łóżka i obudziła Ann.
- Wstawaj! Lily nie ma! - prawie krzyknęła. Blondyna spojrzała na nią lekko oszołomiona.
- Jak to nie ma...?
- No nie ma, puste łózko, spójrz! - powiedziała lekko spanikowana.
- Ale... jak... przecież... ona miała być z Potterem w bibliotece...
- No właśnie!  A teraz gdzie jest?! Też w bibliotece?! Jest czwarta rano!!
- Spokojnie. Idziemy do jego dormitorium. - Dorcas pobiegła za nią w podskokach.
- Boże, a jak coś się stało? - histeryzowała schodząc po schodach.
- Niby co miało się stać? Przecież jej nie zabił, i nie poćwiartował.
Wpadły do pokoju wspólnego rozglądając się.
- Nie ma! - pisnęła Dorcas.
- Mówię, idziemy do jego dormitorium. - powiedziała Ann i żołnierskim krokiem skierowała się do wejścia na klatkę schodową do sypialni Huncwotów. Obie były zdenerwowane, ale Ann nie pokazywała tego aż tak bardzo. Przeszły obok kanapy przy kominku i usłyszały ciche westchnięcie.
- Ty... ja chyba śnię. - mruknęła Ann zapalając różdżkę. Dorcas stanęła tuż obok niej z własną różdżką i obie gapiły się na to zjawisko. A było na co popatrzeć. Na kanapie leżały dwie osoby, chłopak i dziewczyna. - Nie wierze... - mruknęła znów, ale tym razem z wielkim uśmiechem numer pięć.
Patrzyły na Jamesa który leżał na plecach i spał w najlepsze trzymając w ramionach nikogo innego jak...
- Lily! - szepnęła z ulgą Dorcas wzdychając. - Boże, zabiję ją!
- Daj spokój, niech śpią. widzisz jak słodko razem wyglądają? - zachichotała Ann podchodząc nieco bliżej.
Lily tuliła się do niego zaciskając ręce na jego koszuli. Spała spokojnie i nawet nie zdawała sobie sprawy, że jej koleżanki przeraziły się jej nie obecnością w nocy w jej łóżku.
- Rano będzie się gęsto tłumaczyć. - stwierdziła Dorcas zakładając ręce na piersi, ale uśmiechając się tak samo jak Ann.

***
- Dyrektorze, to są mali szubrawcy! Takie rzeczy? W BIBLIOTECE?! - oburzała się pani Pince stojąc jak sęp przed biurkiem Dumbledore'a, który siedząc za nim patrzył na nią do góry z uprzejmym uśmiechem. - Do tego ta panna jest prefektem! Co to za obyczaje!
- Panno Pince - tuż obok niej odezwała się McGonagall, którą też chyba bardziej to wszystko bawiło, tak jak dyrektora. Bibliotekarka była przewrażliwiona na każdym punkcie. Gorzej niż Trelowney. - Zapewniam panią, że osobiście porozmawiam z panem Potterem i panną Evans. - powiedziała patrząc na nim swoim zwykłym surowym wzrokiem, choć kąciki ust lekko jej drgały. Bibliotekarka puściła ostatni raz parę z nosa i na tym to spotkanie się skończyło.
Gdy wyszła McGonagall usiadła w fotelu naprzeciw dyrektora szkoły.
- Kto by pomyślał, Dumbledore? Evans i Potter? Świat się kończy. - dyrektor cicho zachichotał. Wstał, obszedł łóżko i podszedł do żerdzi, na której siedział piękny złoto purpurowy feniks. Pogłaskał go po łebku.
- Widzisz, Minerwo... Świat rządzi się swoimi prawami. Czasami tak bywa, że przyjaciele się rozstają, by połączyć się ze swoimi wrogami...
***
Zaczął się budzić. Czuł, że cały ścierpł, musiał leżeć w jednej pozycji chyba całą noc. wciągnął powietrze głęboko do płuc i wypuścił je powoli przez usta. Nie był jeszcze całkiem rozbudzony, ale poczuł, że coś się na nim porusza. Coś sunie w górę, wzdłuż jego nogi... Pomacał w tamtym miejscu wciąż nie otwierając oczu i marszcząc brwi... uchwycił to coś w palce i  wyczuł... czyjąś kostkę?
Momentalnie otworzył oczy. widok zasłaniała mu burza rudych włosów, trochę rozcapierzonych. Przez minutę wpatrywał się w nie nie mając pojęcia o co chodzi. Leżał z dziewczyną. To jej zgrabna nóżka sunęła wzdłuż jego, w górę, tak jakby chciała go nią opleść. Prawie jej się to udało.
Odgarnął jej włosy z czoła i momentalnie wytrzeszczył oczy. Zaraz potem na twarz wstąpił mu tak szeroki uśmiech, że większy już chyba nie mógł być. Lily spała w najlepsze przytulona do jego torsu. Nawet nie wiedział kiedy sam zasnął. Cholera, powinienem ją obudzić i poprowadzić do sypialni, żeby miała wygodniejsze spanie, pomyślał. Zapomniał tylko, że nie dałby rady dostać się do jej sypialni. Chociaż, może gdyby się bardzo postarał...?
Drewienka, które w nocy zapalił w kominku już się wypaliły. Dzień już trwał od kilku ładnych godzin, był poniedziałek. Na ścianie wisiał wielki zegar, który wskazywał godzinę szósta. Odetchnął, mają jeszcze sporo czasu, lekcje zaczynają się o ósmej. Ale trzeba wstać już teraz. Ogarnąć się.
Potarł delikatnie jej plecy chcąc ją w ten sposób obudzić. Uśmiechnął się gdy mruknęła coś przez sen i nie miała najmniejszego zamiaru się obudzić.
- Lily, obudź się. Trzeba wstawać. - powiedział rechocząc gdy mruknęła coś głośniej, co zabrzmiało jak groźba. - Lily! - zaczął ją łaskotać. To wreszcie poskutkowało. Skoczyła na równe nogi rozglądając się dookoła nie rozumiejąc co się dzieje.
- Co... co... - mruczała. Wstał i złapał ją za ramiona. - James?
- Tak, James. - powiedział ze śmiechem.
- Ale, co...? - zmarszczyła brwi coś sobie przypominając. - Ach, zasnęliśmy na kanapie. - mruknęła w końcu trąc oczy. - Która godzina?
- Szósta. - mruknął przysuwając się do niej jeszcze bliżej. Zauważyła to i spojrzała na niego. Poczuła jego dłonie na swoich biodrach.
- Co?
- No, może tak 'dzień dobry, kochanie'? - zaśmiał się i wpił w jej wargi. Nie oponowała już zarzuciła mu ręce na szyję i  oddała pocałunek z całą mocą.
- Mm... - mruknęła i odsunęła się od niego. - Dzień dobry, kochanie. - powiedziała z rozbawioną miną sięgając po swoją torbę. Uśmiechnął się jak głupi. Był cały rozczochrany a i tak zmierzwił sobie włosy patrząc wciąż na nią. Roześmiała się.
- Już uciekasz? - zapytał patrząc jak zakłada na siebie torbę. Uśmiechnęła się.
- Trzeba się przygotować do lekcji, Potter. - parsknęła śmiechem patrząc na niego. Był taki przystojny. Mój, pomyślała z zadowoleniem. - Dzięki twoim wczorajszym zabiegom przespaliśmy noc na tapczanie w ogóle nie zaglądając do łazienki. Przynajmniej ja. - rzuciła kierując się w swoją klatkę schodową. Zaśmiał się nie mogąc w to wszystko uwierzyć.
- No, no, Evans - zagwizdał. - Spałaś ze mną! - parsknęła śmiechem odwracając się zamaszyście, patrzył zauroczony cały czas za nią.
- Nie wyobrażaj sobie za dużo, Potter. - powiedziała stojąc już przy samych schodach.
- No jak to? - wyszczerzył zęby. - Teraz już chyba bez przeszkód mogę cię zapytać czy zostaniesz moją dziewczyną. - oczy jej zabłysły.
- Zapytać możesz. - przyznała wciąż stojąc przy schodach.
- Więc zostaniesz moją dziewczyną?
- Nie. - odpowiedziała w pełni tego świadoma, a mina całkowicie mu zrzedła. Przestał się uśmiechać. Kompletnie zgłupiał. Nie? No to jak, do cholery... bo już nic nie wiedział... - Słodki. - usłyszał znów z jej ust. - Postaraj się jeszcze trochę. - mruknęła i posłała mu całusa w powietrzu uciekając do swojej sypialni.
Klapnął na fotel i pokręcił głową ze śmiechem. Mała manipulantka! Specjalnie to zrobiła! Ale jeśli chce, żeby on się o nią postarał, to dostanie czego chce. Już miał w głowie plan. Coś mu wpadło do głowy, głupi pomysł, ale śmiał się na samą myśl. Wbiegł po schodach do dormitorium. Nie myślał już nawet o śniadaniu, dzisiaj znów nic nie zje.
Kiedy wpadł do dormitorium, czyjeś ręce wciągnęły go do środka i  pchnęły na łóżko. Przed nosem zobaczył wściekłe oczy Blacka.
- Gdzieś ty był, baranie?! - James uśmiechnął się tylko z błyskiem w oczach. - Chyba mi nie powiesz, że z... Evans??? - chłopak pokiwał głową z szerokim uśmiechem. - Ale jak, że... ten tego???
- Nie! - roześmiał się znowu Potter schodząc z jego łózka i siadając na swoim. - Poszedłem do niej do biblioteki tak jak powiedziałem i napisaliśmy te wypracowania co chcieli na dzisiaj. Potem wróciliśmy do Pokoju Wspólnego i usiedliśmy przed kominkiem, nikogo nie było. I tak się jakoś złożyło, że... zasnęliśmy.
- Oboje? - Black był w szoku. - Boże, człowieku, kiedy się przed chwilą obudziliśmy i zobaczyliśmy twoje nietknięte łózko, myślałem, że nie wiem!
- Przepraszam. - powiedział śmiejąc się.
- Ty debilu ty! Nie mogłeś dać nam jakoś znać?!
- Niby jak miał to zrobić? - odezwał się Remus obserwujący Jamesa. - Byli zbyt zajęci sobą.
- Co masz na myśli?
- Twoją koszulę. - James spojrzał na siebie. No tak, cały był wymięty. wyszczerzył się szeroko.
- Ale znowu dostałem kosza. - stwierdził nagle. Cała pozostała trójka przeniosła na niego wzrok.
- Jak?? - zapytali chórem.
- Zapytałem ja, czy chcę być ze mną a ona powiedziała 'nie'.
- Chora na głowę. - powiedział Black patrząc po wszystkim. Ale James wciąż się uśmiechał.
- Powiedziała, że mam się jeszcze postarać. w domyśle o nią. I powiedziała że jestem słodki. - Remus roześmiał się kręcąc głową.
- Ona też już straciła dla ciebie rozum. Słyszeliśmy co się działo w bibliotece.
- Oj tam. - machnął ręką Rogacz, ale widać było, że jest zadowolony. - Chyba śniła o mnie, bo mruczała przez sen moje imię.
- Skąd wiesz, że mruczała, skoro spałeś? - to Black wpatrywał się w niego nie kryjąc śmiechu.
- Nie spałem do trzeciej w nocy. Tylko...
- Tylko co?
- Tylko patrzyłem na nią.
- No to miałeś widoki. Ruda głowa Evans.
- Weź daj spokój! - krzyknął Potter ze śmiechem, kiedy reszta tez ryknęła z zadowolenia. - Ale mam pewien sposób, żeby już zdobyć ja naprawdę.
- Jaki? - Black przesiadł się na łózko przyjaciela.
- Najpierw muszę ją gdzieś dorwać. To dziecinne, ale jeśli powie znowu nie, to się z nią założę, że do końca tego tygodnie powie mi 'tak'. Złamię ją w ciągu trzech dni. - powiedział pewny siebie. Black i resztą pokładali się ze śmiechu.
- Masz wyobraźnie, stary! Ale przynajmniej będzie ciekawie. - przyznał Remus. - Lily jest twarda, wątpię czy wystarczy ci ten tydzień.
- No to zobaczysz!
- A o co się z nią będziesz zakładał? - zapytał Black.
- O tym jeszcze nie myślałem. - zamyślił się. - Najchętniej to o nią. Na noc. wiesz o co mi chodzi.
Remus pokręcił głową.
- Tym sposobem pokarzesz jej, że zależy ci tylko na jednym.
- Oj, przestań, po pierwsze nie brałbym jej siłą, po drugie to tylko żarty, ale chciałbym widzieć jej minę!
- Żebyś tylko wszystkiego nie zaprzepaścił.
- Nie zaprzepaszczę. - powiedział pewien swego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będę wdzięczna za każdy komentarz do posta. Wszystkie będą mnie znakomicie motywowały do dalszego pisania. :)