czwartek, 24 września 2015

Rozdzial 9. Cieplarnia nr 5.

 [ Rozdzial nie sprawdzony. ]


Pojawili się tuż przed lekcjami idąc korytarzem we dwoje trzymając się za ręce. James uśmiechał się gdy patrzył na Lily, która promieniała. Pod salą transmutacji nie było jeszcze wtedy nikogo. Uczniowie kończyli właśnie śniadanie, ale oni zjedli sobie to co wczoraj James przyniósł w torbie do pokoju Życzeń. Co prawda były to tylko słodycze, ale wcale nie czuli się głodni.
Lily obudziła się rano tuż obok Jamesa, który wciąz jeszcze spał. Jego ramiona oplatały ją w bezpiecznym uścisku, więc tak własnie się czuła, bezpiecznie. Patrzyła przez chwilę na niego jak słodko spał, wyglądał wtedy tak niewinnie. Nikt by nie pomyślał, że to nicpoń.
Pogładziła go po twarzy i pocałowałą czule budząc go w ten sposób. Zamruczał z uśmiechem otwierając jedno oko. Kiedy ją zobaczył, nagą obok siebie przez chwilę nie mógł uwierzyć, że to wszystko naprawdę się stało. Dopiero kiedy przytuliła go do swoich piersi wyszczerzył się szeroko.
Do wierzy Gryffindoru zajrzeli tylko po to by ubrać się w szkolne szaty. Potem omijając Wielką Salę poszli pod salę transmutacji. Usiedli pod ścianą wciąż trzymając się za rece. Rozmawiali przyciszonymi głosami. James zauważył, że Lily choć się uśmiechała unikała jego wzroku. Mimo, że wyglądała na zadowoloną była też nieco spięta. Nie stroniła od jego bliskości, ale wyczuł, że coś minimalnie nie tak. Zastanawiał sie o co może chodzić, przecież... nie zrobił niczego wbrew jej woli.
Wkrótce uczniowie zaczęli się schodzić. Na transmutacji grupa była dość mała bo na lekcjach byli tylko Gryffoni. Więc po chwili z daleka dojrzał Dorcas idącą z Ann i resztą Huncwotów w grupce. Gdy ich zobaczyli natychmiast skierowali się w ich stronę.
Lily była im wdzięczna za to, że mogła uwolnić sie od Jamesa choć na chwilę. Czułą się nieswojo po tym co się wydarzyło w Pokoju Życzeń. Była szczęśliwa, ale i zszokowana. Z jednej strony najchętniej powtórzyłaby to jeszcze, a z drugiej była zawstydzona, że pozwoliła sobie na takie rzeczy. Przecież to było coś szalenie intymnego! Jak do tej pory nie spotykanego w jej życiu. Może dlatego czułą się taka rozchwiana.
Po chwili McGonagall zawołałą ich do sali, więc James tylko pogładził ją po policzku i usiadł na swoim zwykłym miejscu. Lily odetchnęła. Nie wiedziała co ze soba zrobić teraz w jego obecności. Niby czuła, że bardzo się do siebie zbliżyli, ale... po prostu była w szoku.
Dorcas to zauważyła, była bardzo dobrą obserwatorką. Całą godzinę zerkała na Lily, której kolor twarzy się nie zmieniał. Wciąz była lekko zaróżowiona. Ale oczy jej błyszczały. Coś było, pomyślała smiejąc się w duszy. Lekcja minęła bardzo szybko i już szli na obronę przed czarną magią. Ze Ślizgonami.
Severus i jego świta stali już pod drzwiami do klasy. Potter do tej pory nawet zapomniał o tym co ten geniusz w cudzysłowie zrobił, ale teraz kiedy go zobaczyła musiał się bardzo zmusić do tego by go tu nie rozwalić. Udał więc że go nie widzi, że chłopak nie istnieje i zajął się rozmową z Blackiem i resztą razem z przyjaciółkami Lily. Lily wciąz wyglądała na lekko spiętą. Normalnie już dawno by ją o to spytał, ale teraz nie było takiej sposobności.
Severus patrzył na nią jaka była uśmiechnięta. Promieniała radością. Słyszał, że Potter zabrał ją na noc gdzieś poza wierzę Gryffindora. Mógł się tylko domyślać co ten dupek z nią robił. Sądząc po jej rozpromienionej twarzy i rumieńcach, które nie schodziły jej twarzy można było pomyśleć tylko o jednej rzeczy.
- Co sie jej tak przyglądasz, Snape? - zapytał jeden z jego kumpli. To Avery. Severus na niego spojrzał.
- Nic. Zastanawiam się tylko czym ją omotał. - szepnął.
- Raczej niczym. To ona jego omotała i to już dawno. Na twoim miejscu odpuściłbym ją sobie z dwóch powodów, raz, że jest zwykłą szlamą, a dwa... bo tak. I koniec.
- Jeszcze raz nazwiesz ją szlamą i cię rozwalę. - warknął Snape.
- Sam ją tak nazwałeś i co? - zarechotał.
- Zamknij się!
- Oj, no dobra, dobra. - mruknął tamten. - Słyszałem, że gdzies ją zabrał na noc. NIe spali dzisiaj w swoich łóżkach. - zarechotał znowu.
- No i z czego się śmiejesz?
- Z ciebie. Masz taką minę jakbyś się zastanawiał co robili.
- Nawet jesli to co?
- Co ty głupi jesteś? - zaśmiał się znowu. - Nie wiesz co mogli robić? Pieprzył ją, i to ostro.
- Jesteś wulgarny. - westchnął Severus, ale coś go ścisnęło w żołądku. Jego jego kolega miał rację to... chyba pęknie.
Profesor obrony zawołał ich do klasy. Sev nie był zadowolony, że musi na nich patrzeć. Choć siedzieli kawałek od siebie posyłali sobie ukratkowe spojrzenia i uśmiechy.
James znów zapomniał o tym, że poprzysiągł zamordować Snape'a. Teraz rozpamiętywał to co się stało wczorajszego wieczoru. Ciało Lily, tak zmysłowo poruszające się na nim. Potem wspólna kąpiel. Następnie smakołyki, którymi nawzajem karmili się w łóżku. Biorąc pod uwagę rozmowe o Zakonie spędzili ten czas naprawdę bardzo przyjemnie.
Dopiero pod koniec lekcji James przypomniał sobie o Severusie i postanowił go zahaczyć. Powie mu krótko co ma mu do powiedzenia i pójdzie nie czekając na żadną odpowiedź.
Wszyscy spakowali się i wyszli, ale Snape miał ze soba zawsze tyle woluminów, że pakował się jeszcze raz dłużej niż reszta. James też się ociągał by zostać z nim na moment sam na sam. Syriusz obejrzał się na niego ponaglając go, ale James tylko wskazał mu Snape'a. Syriusz spojrzał na niego a potem na Jamesa i poszedł dając mu do zrozumienia, że czeka na niego na zielarstwie.
Nauczyciel schował się w swojej kanciapie. Potter po cichu wyszedłze swojej ławki i podniósł szpikulec urzywany na zielarstwie, który wypadł Ślizgonowy z kieszeni. Stanął tuż przy nim i z hukiem wbił go w blat między palcami rozłożonej dłoni Severusa. Ten wystraszony odwrócił się, kiedy spostrzegł szpikulec wbity w ławkę i Jamesa odskoczył jak oparzony.
- Czego chcesz?! - warknął natychmiast szukając różdżki w kieszeni.
- Powiem to tylko raz, i mam nadzieję, że twój mały mózg to zapamięta. - złapał chłopaka za krawat i przyciągnął do siebie mało delikatnie. - Zbliż się do Lily jeszcze raz a nie hybię. - puścił go jakby był czymś obżydliwym i wyszeł jakby nigdy nic.
Severus stał jeszcze przez chwilę dysząc z wściekłości i strachu. Bo napędził mu stracha. Lily wybrała sobie niezłego kandydata na męża, nie ma co.
***
Następne w kolejce mieli zielarstwo. Dorcas w drodze na błonia przemaglowała Lily.
- Dlaczego ty jesteś taka spięta? - zapytała patrząc na nią. - Wnioskuję, że wydarzyło się wczoraj coś przyjemnego, powinnać buchać radością, a nie siedzieć jakbyś połknęła pałąk! - l
Lily parsknęła śmiechem. Wiedziała, że jej przyjaciółka ma rację i czuła się szczęśliwa, ale.. no właśnie, zawsze jakieś ale...
- Wiesz, jestem szczęśliwa i w ogóle, ale po tym co stało się w nocy... - zaczęła, ale Dorcas od razu jej przerwałą.
- Czyli jednak coś było?! A oni mi nie wierzyli! Black na pewno zaraz też przesłucha Pottera!
- Dorcas! - fuknęła na nią Lily, ale się uśmiechneła. - No, powiedzmy, że do czegoś między nami doszło.
- Seks? - powiedziała bezgłośnie Dorcas szczerząc się jak głupia. Lily spurpurowiała, ale zaprzeczyłą gorliwie.
- NIe! Dlaczego od razu wysnuwasz akurat takie teorie?! To nie to. - powiedziała poprawiając włosy. - Po prostu... - zająknęła się nie wiedząc jak to powiedzieć.
- No? Bo nie moge się doczekać!
- No miałam się przed nim rozebrać, tak? Ale nie zrobiłąm tego, chociaż zrobiłąm, ale dopiro później, po tym jak...
- Jak co?
- Jak posadził mnie na swoich kolanach i... No... Tak się jakoś zrobiło miło, że... Oboje zaczęliśmy się o siebie ocierać i, no powiedzmy, że zdobyliśmy w końcu najwyższy szczyt! - Lily była cała czerwona na twarzy. Dorcas zarechotała.
- No proszę! A nie mówiłam, JESZCZE NIE? Pamiętasz Lily? - zapiła do ich rozmowy chwilę przed tym jak Lily wyszła z dormitorium by spotkać sie z Jamesem na siódmym piętrze. Lily udała, że tego nie słyszy. Ale uśmiechała się cała.
- Wiesz, po prostu nie spodziewałam się tego i teraz... jestem naprawdę szczęśliwa, dobrze mi z tym co się stało, nie żałuję tego, ale... jestem w szoku!
- Dlaczego? Lily nikogo nie zabiłaś, to nie było nic złego! To twój chłopak, i to co się stało to najnormalniejsza rzecz na świecie. - powiedziała Dorcas jakby to wyjaśniało wszystko.
- Cztery dni po tym jak zostaliśmy parą? Czuję się jak panna lekkich obyczajów...
- No nie przesadzaj, Lily. Nie dajesz się obmacywać każdemu po kolei, to był TWÓJ CHŁOPAK, dziewczyno. - Lily uśmiechnęła się znów promiennie. - Cała promieniejesz, nie uciekaj od niego teraz!
- Nie uciekam, po prostu dziwnie się czuję. Potem gdy ochłonęliśmy wzieliśmy współną kąpiel i wiesz, że tego nie robi się w bieliźnie, Dorcas.
- Domyślam się. - wyszczerzyła się szeroko do przyjaciółki.
- A potem wskoczyliśmy do łóżka. Tam było takie wielkie, naprawdę wygodne łóżko. James ma wyobraźnię. - Lily uśmiechnęła się szeroko.
- Jest zakochany, czego się spodziewałąś? - zachichotały.
- Kto jest zakochany i w kim? - to wspomniany James dogonił swoją dziewczynę. Lily wygięła się lekko do tyłu i pocałowała go na co uśmiechnął się szeroko.
- Pewien czarnowłosy nicpoń w naszej kochanej Lily. - powiedział Dorcas na co James rozesmiał się wesoło.
- Mam nadzieję, że ona w nim też. - mruknął rudowłosej do ucha.
- Po tym co było w nocy na pewno. - zarechotała Dorcas.
- więc już zdałaś sprawozdanie? - James znó zaśmiał się chwytając Lily za rękę i idac do cieplarni, w której dziś mieli miec lekcję. Mieli zając się wyjątkowo roślinami łagodnymi, których nie zdązyli przerobić w zeszłym roku. Został tylko jeden gatunek, więc profesor Sprout nie bałą się, że zabraknie im czasu w tym roku.
- Powiedziała to i tamto...
- Wszystko!
James zaśmiał się kręcąc głową.
- A gdzie moi kumple? Syriusz dał mi znać, że będzie na nas czekał...
- A gdzie byłeś tak wo góle, że dopiero teraz się zjawiasz? Kochanie? - zapytała Lily z błyskiem w oku uśmiechając się.
- Załatwiałem pewną sprawę. - powiedział wzruszając ramionami i patrząc do okoła. Lily od razu połapała się o co chodzi, ale i  tak zapytała.
- Jaką, James?
- Ważną, Z pewnym kolega. - uściślił.
- Zaczepiłes Severusa?!
- A co, może miałem nie robić nic? - zapytał patrząc na swoją dziewczynę, która westchnęła.
- Wiem, że przegiął, ale mam nadzieję, że nie zrobiłes mu krzywdy.
- Nie urwałem mu głowy, choć miałem na to ochotę. - mruknął trochę zły. Dorcas zaśmiałą się głośno.
- Więc co mu zrobiłeś? - zapytała znowu Lily.
- Powiedziałem, żeby trzymał się od ciebie z daleka.
- I tylko to, tak?
- No... - zaczął niemrawo.
- James?!
- No napędziłem mu trochę stracha, żeby wiedział, że nie ma się do ciebie zbliżać.
- Co mu zrobiłeś?! - Lily zaptownie się zatrzymała. - I gdzie, kiedy?!
- Oj... - westchnał James wywracając oczami. - Szpikulec wypadł mu na podłogę, podniosłem go i... wbiłem w ławkę akurat między jego palcami. - bąknął nie patrząc na Lily.
- JAMES! Zwariowałeś?! On ci może narobić za to poważnych kłopotów! Po co w ogóle poruszałeś ten temat! Możesz wyleciec ze szkoły na sam koniec, jesli on pójdzie z tym do dyrektora, albo do swojego opiekuna!
- Lily nie rozkręcaj się tak, przeciez nawet go nie drasnąłem...
- To nic! Czasami wciąż jesteś tak samo lekkomyślny jak kiedyś! Nigdy więcej nie ró podobnych rzeczy, rozumiesz?!
- Dobra, dobra. - mruknał machając ręką.
- Mówię powaznie, James, bo odejdę od ciebie, jeśli będziesz go dręczył. - zagroziła mu, wiedziała, że to poskutkuje.
- To już jest cios poniżej pasa, Lily! Mam nie robić nic, kiedy on robi coś wbrew tobie samej?!
-Lily, on ma rację. Snape sam się o to prosił, nie musiał cię całowąc. Rozmowa to co innego, powiedział ci co czuje, i dobrze, ale pocałunek to już akt na drugiej osobie, a ty sobie tego nie życzyłaś. - powiedziała Dorcas z rękami założonymi na piersiach. Lily poddała się.
- Ale teraz już dajmy temu spokój, dobrze? - powiedziała patrząc intensywnie na Jamesa, który westchnąłwszy zgodził się w końcu więcej tej sprawy nie poruszać.
- Dobrze, kochanie, więcej już go to nie zaczepię. Ale jeśli znów coś wywinie, to nie oczekuj ode mnie, że będę spokojny. - zastrzegł sobie jednocześnie.
- Nie wywinie, już się o to nie martw. Teraz już bede o wiele bardziej uwazna. - powiedziała Lily stanowczym głosem. James objął ją lekko w pasie i stanęli przed nauczycielką. Black mrugnął do niej.
- Coś długi ci to zeszło, James. - szepnął wychylając się do niego. Remus spoglądał na niego zaniepokojony. Potter uśmiechnął się by dać im do zrozumienia, że sprawa jest już zamknięta.
- Dobrze, moi drodzy, dzisiaj cieplarnia numer 5! Rośliny łagodne. Prawie cały materiał z tego zakresu mamy przerobiony ale w zeszłym roku zabrakło nam czasu na ostatni z tych gatunków. NIe zajmie nam to więcej niż jedną dzisiejsza lekcję. więc na najbliższych zajęciach zajmiemy się roślinami trującymi i jadowitymi. I zaczniemy w końcu materiał z siódmej klasy. - westchneła.
Lekcja była dość przyjemna. Każy z nich otrzymał w dość duzej doniczce egzemplarz takiej rośliny, która omawiali. Była to Beliula.[aut. roślina przeze mnie wymyślona]. Wiła się lekko, a raczej to jej cienkie gałązki gęsto wyrastające z grubego pnia tańczyły powoli poruszając się jak węże. Ale przyjemnie pachniała, była koloru zdrowej zieleni i błyszczała lekko. Mieli ją poprzycinać gdyż rozrosły się szeroko, uformować się i lekko przeżedzić gdyż były zbyt gęste. Każdy dostał po parze norzyc i zabrali sie do roboty.
- Każdy z was nie obetnie sobie po pare tych suchych strączkó w samym środku! - odezwałą się profesor. - Z tego co słyszałam nie długo będą wam potrzebne na eliksiry, a do tego czasu zdążą napęcznieć jeśli włożycie je do wody.
Każdy obcią sobie po kilka strączków. Tyle wystarczyło, bo mimo że były małe, fasolek miały tyle, że wystarczyło zabrać trzy strączki. Każda fasolka miała po pięć milimetrów wielkości, ale gdy pęczniały po zanużeniu w wodzie, urastały do niemal czterech centymetrów. Więc z trzech strączkó będzie pełna miseczka.
Rozmawiali przy strzyżeniu tych roślin, które wdzięcznie muskały ich listkami po rękach chyba w podzięce za odciążenie. Śmiali się, lekcje te mieli razem z Krukonami. Grupa była dość spora, ale miejsca było dość jak i roślin. Jeśli nie dla każdego z osobna to na pare. Zawsze coś się znalazło.
W pewnym momencie coś zaszeleściło w koncie, ale nikt nie zwrócił na to uwagi, do chwili aż jakiś Krukon tamtendy nie przechodził i czegoś nie trącił. Zrobiło się zamieszanie. Ni stąd ni z owąd wystrzeliły pnącza i oplotły chłopaka jak węże dusząc go niemal natychmiast. Pani Sprout natychmiast poodcinała zaklęciem pnącza i uwolniła chłopaka, ale roślina była chyba duża bo wszędzie pojawiały się nowe macki. Wszyscy zaczęli uciekać w popłochu z cieplarni.
James uchylił przed jedną z nich i roztrzaskała ona donicę z rośliną przed nim. Chwycił Lily i pociągnął bezceremonialnie za ramię, mało delikatnie, na zewnątrz. Miał nadzieję, że nie narobił jej sinców. Trochę ją ścisnął, bo już widział kolejne dwie malcki śmigające w jej stronę. Już prawie byli na zewnątrz kiedy Lily wrzasnęła i zaczęła szarpać swoje włosy. Jedna macka zaplątała się w nie. Syriusz dopadł do niej i zaczął zaklęciem odcinać mackę, ale razem z nią niestety też jej włosy. Rude kosmyki spadały na ziemię.
- Lily, wybacz, ale nie dało rady inaczej... - mruknął gdy macała je i oglądała. Była lekko wystraszona. - Co to w ogóle za roślina...? Ach! - wrzasnął gdy kolejna macka oplotła jego kostkę i powaliła na ziemię jak długi. Odetnął ją, ale trzy następne już śmigły mu koło głowy. - Co się dzieje, do cholery?! - Black podźwignął się z ziemi i pobiegł jak mógł z odrętwiając stopą jak najdalej od cieplarni. Macki wyłaziły na zewnątrz jak jakaś karykatura ośmiornicy.
- Kto tu zotsawił te rośliny, ja się pytam?! - wrzeszczała pani Sprout machając różdżką by jej spetac, ale nie dawały się tak łatwo. W końcu ktos ją od nim zabrał bo już się za nią pożądnie zabierały. Black walczył z jedna macką w drugiej strony. Dziewczyny stały przerażone i zaskoczone jak cała reszta, ale chłopcy próbowali jakoś zniwelować to zagrożenie. Tyle, że nic nie skutkowało.
- To Meduzy Naziemne*[aut. znów moja nazwa]! Szalenie niebezpieczne, gorsze od Diabelskich sSideł, wystarczy je tylko dotknąć i wariują... Kto je tu zostawił?! - krzyczała profesorka.
- Black, GLEBA!!! - wrzasnął James. Postąpił instyngtownie, nawet nie zastanawiał się nad tym co robi. Przyciskał tylko do siebie wystraszoną Lily.
Gdy Syriusz na komendę przyjaciela odskoczył na bok jak przed pociskiem, James nie wypowiedział ani słowa. Zaklęcie było całkowicie niewerbalne. Nawet dokładnie nie pomyślał formuły zaklęcia, to po prostu był instngt odruch. Wiedział co robi, wiedział co to za zaklęcie, i urzył go.
Przyciskając do siebie dziewczynę jednocześnie odłaniając ją samym soba skupił sie najmocniej jak umiał. Był dobry w zaklęciach niewerbalnych, ale to już nie był poziom nauczania w szkole. To było coś zupełnie innego...
Strumień zielonego światła pomknął w stronę cieplarni i wpadł do niej z hukiem. widać było jak zaklęcie pali macki wijące sie w powietrzu. Resztki rośli opadały na ziemię. Cieplarnia rozjarzyła się zielenią zaklęcia, które całą nią wstrząsneło i odłamki szkła i plastiku poleciały we wszystkich kierunkach. Po zaledwie kilku sekundach wszystko się uspokoiło, a z roślin pozostały tylko kupki popiołu...
- Jezu... - szepnął sam do siebie zszokowany, że udało mu się to zrobić. Ramię, którym przytrzymywał Lily dygotało, a ona próbowała mu się wyrwac. Spojrzał na nią. W końcu wyskoczyła mu w rąk i rzuciła na szyję mocno przytulając.
- To było... wysoce i szalenie nie przemyślane, James... ale jaknajbardziej skuteczne... jak widać. - wyjąkała patrząc teraz na niego lekko drząc. Sam był w szoku. Nigdy nie rzucał Morderczej Klątwy. Widać, miał dość mocy by to zrobić, i to niewerbalnie. A to już nie jest takie łatwe zadanie.
- No cóż... Szklarnię damy rade odbudować, rośliny kupimy, a życia panu McFlyowi byśmy nie wrócili, gdyby nie pan Potter. - wydyszała Profesor Sprout. Chłopak, który wcześniej próbował uwolnić Krukona owiniętego w mordercze macki sam został przez nie zaatakowany i zaklęcie James szybko go uwolniło zabijając serce rośliny.
- Boże, jaki bałagan... - mruknał Potter podchodząc bliżej i rozgarniając szkło i spaloną trawę.
- To było niesamowite, James, ty też Black, walczyliście jak lwy! - pochwaliła ich Dorcas, wciąz troche blada ale już odzyskująca swój zwykły animusz. James i Syriusz spojrzeli na siebe i uśmiechnęli się w identyczny sposób.
- Dobra... przyjmijmy, że lekcja zakończona. Wracajcie do siebie, za pół godziny obiad. - powiedział Sprout i sama poszła do pokoju nauczycielskiego zapewno opowiedziec co im sie przytrafiło.
- Jestem tylko ciekawa kto to tu zostawił. - mruknęła Lily.
- Pewnie przez nie uwagę. - odpowiedział jej James wracając do niej. - Na pewno nie specjalnie. - dodał patrząc na swoją ukochaną., - Nic ci nie jest? - zapytał z troską. Pokiwała z uśmiechem, że nie i pociągnęła go za resztą do zamku.
***
To i wszystko inne słyszał pewien Ślizgon stojący nieopodal. Chodził do piątek klasy i widział jak jego starszy brat Syriusz mocuje się z tymi mackami. Ale teraz myślał o czym innym. Potter musi być bardzo potężny, skoro żucił to zaklęcie bez mruknięcia. I to z takim skutkiem. Ciekawe co na to powie Czarny pan... pomyślał i skierował się w stronę zamku.
***
Potter przeszedł nie spodziewaną rozmowe z dyrektorem i McGonagall. Nie zrobił nic złego, a czuł się jak przestępca złapany na gorącym uczynku.
- James, czy już wcześniej zdarzało ci się rzucać takie zaklęcia zupełnie machinalnie? - zapytał dyrektor. Albus Dumbledore stał przy oknie odwrócony do niego tyłem z rękoma założonymi na plecach. Jego głos był zdawkowy, ale nie wiedzieć czemu James wyczuł, że atmosfera jest bardzo gęsta.
- Nie, nigdy wcześniej nie urzywałem tego zaklęcia. - powiedział patrząc w plecy swojego dyrektora. Ten odpowiedział nadal się do niego nie odwracająć.
- Na pewno?
- Tak, na pewno. - powiedział James teraz już nieco zdenerwowany. Czuł nie jasno, że o coś go oskarżają.
- Wiesz, że zwykli uczniowie, nawet najlepsi nie rzucają takich zaklęć, nawet instyngtownie...
- Zaraz zaraz... - wpadł mu w słowo James. Był inteligentnym człowiekiem i chyba w końcu pojął o co tu chodzi. - Czy pan dyrektor - zaczął z przekąsem - chce mi zasugeorwać jakobym był członkiem wrogiej drużyny? - zapytał patrząc intensywnie w plecy Dumbledore'a. Dziwił się, że ten człowiek jeszcze nie podskoczył jak poparzony. Dyrektor nic nie mówił. - Dowiem sie o co panu chodzi, panie Dumbledore? Sugeruje mi pan, że przyłączyłem się do Lorda Voldemorta?! - był wściekły na samą myśl, że ktoś mógł coś takiego pomyśleć.
- Nie. - odpowiedział dyrektor wciąz się do niego nie odwracając.
- Więc o co chodzi, do cholery?!
- Potter! - wtrąciłą się McGonagall chcąc przywołać go do porządku.
- Spokojnie, Minerwo, pan Potter ma prawo być zdenerwowany.
- Dziękuję za pozwolenie! - prychnął James. Dyrektor w końcu się do niego odwrócił, popatrzył na niego nie odgadnionym wzrokiem a potem usiadł w fotelu naprzeciw niego za swoim biurkiem.
- Nie uważam być poparł swoimi zdolnościami Lorda Voldemorta, James, ale twój wyczyn był tak wielki, że obiegł już całą szkołę. A naocznych świadkó było wielu. I ta informacja może niebawem dojść do uszu samego Voldemorta. - powiedział Dumbledore. James zmarszczył brwi.
- No dobrze, ale dlaczego przesłuchujecie mnie, jakbym był jego poplecznikiem?
- James, musisz wiedzieć, że Lord Voldemort rekrutuje najróżniejszych czarodziejó do swojej armii. Jedni są bardziej utalentowani inni mniej. Ale wszyscy przedstawiają jakaś wartość w jego oczach. Każdego z nich przydziela do innych zajęć. A ty jesteś utalentowany, James. - dyrektor spojrzał uważnie w oczy Jamesa. Któremu przyszło na myśl coś dziwacznego. - Voldemort z pewnością już nie długo usłyszy o twoim wyczynie. A coś takiego w przypadku tak młodego czarodzija jak ty to żadkość. Taka moc rozwija się latami, a ty posiadasz ją już bardzo rozwiniętą. Być może to zasługa ćwiczeń, być może genów, ale fakt pozostaje faktem, że w oczach Voldemorta zyskasz wtedy miano bardzo urzytecznego. Jak myślisz, jaka będzie jego pierwsza myśl, kiedy jeden z jego popleczników opowie mu co się stało na lekcji zielarstwa w Hogwarcie? - James zmarszczył czoło.
- No chyba nie myśli pan... - zaczął ale widział, że najwyraźniej dyrektor myśli o tym samym co on. - Nie myśli pan, że będzie chciał miec mnie w swojej armii?! Przecież to absurd! Jestem Gryfonem... A on zbiera sobie samych Ślizgonów! - Dumbledore pokręcił głową.
- On zbiera tych którzy coś znaczą, James. Przygarnie najwet najnędzniejszego, który nie będzie umiał rzucać potężnych zaklęć, ale będzie posiadał jakiś inny atut, równie urzyteczny. Np. będzie sprawnie manipulował ludźmi, umiejętnie zacierał po innych ślady... lub potrafił zamieniać się w zwierze. - ten ostatni przykład sprawił, że James odwrócił wzrok, a gdy ponownie spojrzał na dyrektora ujrzał w jego oczach błysk. Po chwili znikł, ale James domyślał się, że Albus Dumbledore wie o ich tajemnicy i nocnych wycieczkach z Remusem...
- Nie wierzę w to. - powiedział w końcu. - Co Voldemortowi po takim uczniaku jak ja? Jestem dzieciakiem... Chyba ma jakieś morale?
- MOrale, Potter?! - odezwałą się McGonagall. - Dlaniego liczy się nie wiek, ale moc, Potter! A ty tą moc posiadasz! Dyrektor tłumacczy ci to od kilkunastu minut, Potter, a ty nic nie rozumiesz!
- Spokojnie, Minerwo. - powiedział z uśmiechem Dumbledore. - Jeśli chodzi o morale Lorda VOldemorta, to odbiega ono znacznie od naszego, James. I dotyczy to również wieku ludzi, którzy zgłaszają się do niego na słóżbę. Niektórzy robią to z własnej woli, innych zmusza szantażem, jeszcze innych spętując ich wolę. To zawsze stwarzało duży problem aurorom, bo to znakomita wymówka. Bardzo trudno rozpoznać czy złapany śmierciożerca był pod wpływem zaklęcia Imperius czy działał z własnej nie przymuszonej woli... To zawsze jest bardzo trudne.
James musiał w końcu przyznać, że to o czym rozmawiają w gruncie rzeczy jest bardzo możliwe. Ale nadal nie chciało mu się w to wierzyć.
- Ale jak miałby się o tym tak szybko sowiedzieć? Nie było z nami Ślizgonów, mieliśmy zajęcia z Krukonami! Nie chce mi się wierzyć, że ktokolwiek kto nie jest Ślizgonem miałby leciec prosto do Voldemomrta i mu o tym opowiadać!
- Nie tylko Gryfoni i Krukoni tam byli, James. Voldemort ma swoich ludzi tu w szkole, a są nimi uczniowie. Dzieci tych, którzy są już teraz podejrzewani o śmierciożerstwo a nie ma na nich stuprocentowych dowodów więc nie można zamknąc ich w więzieniu. - powiedział smętnie Dumbledore. - Ze smutkiem przyznaję, że to ciężki cios dla szkoły, gdyż on świaodmie wykorzystuje te dzieciaki. Wielu jest takich, choćby pan Black...
- Jeśli mówi pan o Syriuszu to...
- Nie nie mówię o Syriuszu. - powiedziała spokojnie dyrektor przerywając obrończy atak Jamesa. - Mówię o jego młodszym bracie, Regulusie, który jak całą reszta jego rodziny jest w Slitherinie. Syriusz jest tu bombastycznym wyjątkiem. Jego kuzynka Andromeda również wspiera nasza stronę, ale była w Slitherynie. On jako Gryfon całkowicie od nich odstaje.
James uśmiechnął lekko.
- Wiem, że ufasz swoim przyjaciołom bezgranicznie, James. Ale teraz zewsząd trzeba spodziewać się ataku. Nie sądze by Syriusz maczał palce w tym samym co Voldemort, ale inni już mogą. Panna Evans ma szczęście, że znalazła się tak blisko ciebie. - uśmiechnął się lekko patrząc na Jamesa.
- Myśli pan, że coś jej grozi? - zapytał chłopak czując nagle gulę w gardle.
- Cóż... każdy kto pochodzi z rodziny mugoli jest teraz zagrożony. dopóki jest w szkole nic jej nie grozi. Potem Zakon zaoferuje jej pomoc. - James odetchnął głęboko.
- Lily chce wstąpić do Zakonu. - powiedział patrząc dyrekotrowi w oczy.
- Ma do tego prawo. Jest pełnoletnia i wtedy będzie już wykwalifikowaną czarownicą...
- NIe chcę, żeby Zakon ją przyjął! Nie chce, żeby się tam pchała! - powiedziała James patrząc na dyrektora błagalnie.
- Nie mogę jej tego zabronić, James...
- Więc niech pan jej to wyperswaduje, proszę. Ona nie ma pojęcia... Chce dostać się tam tylko po to, żeby mieć dostęp do niektóych informacji, żeby wiedziec co się ze mną dzieje...
- Z toba? - zapytała McGonagall. Spojrzał na nią.
- Tak. Wszyscy czterej chcemy po szkole wstąpić do Zakonu... Ostatnio jej o tym powiedziałem... Nie była zachwycona tym faktem.
- Trudno jej się dziwić, by była. Ale każdy jest na wagę złota, mamy niewielu członków.
- Tak, każdy, ale nie moja Lily!
- Czyżbyś w nią wątpił, James? - powiedział Dyrekotr spoglądając na niego znad swoich okularów.
- Nie. - zaprzeczył chłopak.  - Nie wątpię, że byłąby bardzo przydatna i w ogóle... ale nie chcę jej stracić!
- Powiem ci tak, James. Ona sama podejmie tą decyzję niezależnie od ciebie i nie będziesz mógł jej za to winić. Nawet jeśli robi to ze względu na to o czym nam powiedziałeś, ma do tego prawo. ALe wracając do twojej sprawy, kochany chłopcze - powiedział Dumbledore ponownie wstając. James śledził go wzrokiem. Nie był zadowolony wiedząc, że Dumbledore nie ma zamiaru odradzać niczego Lily. - Musisz teraz bardzo uważasz, na to co mówisz i komu mówisz. Każda informacja o tobie będzie teraz na wagę złota dla Voldemorta. - James przemyślał te słowa i doszedł do krótkiego, ale oczywitego wniosku.
- Na pewno będą próbowali złożyć mi taką propozycję, prawda?
- Myślę, że możemy śmiało się tego spodziewać. - odparł.
- Więc.. jeśli ją odrzucę, co jest oczywiste to... będa albo sie mścić, albo będą próbowali wszystkiego by mnie przekonać bym jednak jeszcze raz to przemyślił...
- Myślę, że tak.
- Więc... - coś ścinęło go ze strachu. - Lily... - wyjąkał cały przerażony.
- O pannę Evans nie musisz się martwić, jak mówiłem tutaj jest bezpeczna. Gdy ukończycie Hogwart Zakon się nią zajmie. James, dodatkowo jeśli ona dołączy do naszej organizacji będzie to tym samym dla niej ochrona. Tą jedną sprawą raczej nie musisz się martwić.
- I tak się martwię. - dyrektor uśmiechnął się.
- To właśnie ta jedna rzecz, której zawsze brakowało Tomowi Riddle'owi. Troska o innych, zdolnośc do miłości... Tak ten człowiek jest naprawdę bardzo ubogi...
***
James wrócił do swojego dormitorium tuż przed godziną dwudziestą pierwszą. McGonagall zabrała go do gabinetu dyrektora tuż po kolacji, więc dopiero teraz miał okazję opowiedzieć swoim przyjaciołom o co chodzi. Przez tą chwilę kiedy przemierzał zamek w drodze do wierzy Gryffindoru postanowił, że powie o tym tylko Syriuszowi, Remusowi i Petereowi. Oszczędzi tych rewelacji Lily, tylko by się denerwowałą. Wciśnie jej jakąś sensowną bajeczkę, i będzie dobrze. wiedział, że by się o niego zamartwiała. Nie chciał tego, chciał, żeby byłą spokojna.
Nie spodziewał się tylko, że będzie na niego czekać w jego dormitorium razem z Dorcas i resztą Huncwotów. Kiedy otworzył drzwi i wszedł do środka od razu do niego podbiegła natychmiast zadająć to pytanie.
- I co, o co chodzi? Chyba nie mieli o to do ciebie pretensji, co? - James pocałował ją na uspokojenie i pogładził po policzku.
- NIe, co ty, McGonagall byłą jak zawsze trochę zdenerwowana, ale Dumbledore przyjął to na klate. - wszyscy się zaśmiali.
- Nie dziwię się, że była zdenerwowana. Na twojej drodze akurat nikogo nie było, Łapa uciekł na twoją komendę, ale mógł tam jeszcze ktoś być, mogłeś go zabić. To naturalny odruch nauczyciela w szkole. - wypowiedział się Remus. Jak zwykle siedział z książką na łóżku, ale teraz patrzył na niego.
James poprowadził Lily za rękę do swojego łóżka i posadził ją sobie na kolanach. Uśmiechnęła się lekko patrząc na niego. Dorcas już szczerzyła swoje zęby w szerokim uśmiechu.
- Masz rację, Luniu, mogło się coś takiego przytrafić. Ale nie myślałem wtedy normalnie... Działałem pod wpływem jakiegoś impulsu... Myślałem tylko o zagrożeniu i skutecznym sposobie zgładzenia tych roślin. Pomyślałem, że skoro Avada Kedavra zabija istoty ludzkie i zwierzęta to rośliny też może. - odpowiedział James. - Przy czym ta chłodna kalkulacja zajęła mi najwyżej dziesięc sekund.
- Ale, że tobie się to udało! Ty nawet słowa nie mruknąłęś! Dumbledore pewnie był pod wrażeniem. - odezwała się Dorcas.
- Pewnie był. - zgodził się James. - Powiedział mi, że coś takiego w przypadku ucznia nawet siódmej klasy to coś żadko spotykanego.
- Oo, komplement z ust samego dyrektora, James! - zaśmiałą się Lily. Połaskotał ją za to ze śmiechem. Podskoczyła z piskiem na jego kolanach.
- Co, wątpisz w moje zdolności? Jak możesz?! - udał oburzonego.
- Dobra, przestańcie burbolić tylko opowiadaj nam o czym tyle rozmawialiście, bo przecież nie prawił ci komplementów przez półtorej godziny. - odezwał się Black z uśmiechem. Jak zawsze nonszalancko oparty o łóżko. James spojrzał na niego bez słów. Nie musiał nic mówić, Syriusz od razu pojął, że James nie chce mówić przy Lily.
- No co, powiedział to i owo. A przede wszystkim to, żebym nie urzywał więcej tego zaklęcia. - to nie była prawda, ponieważ takie słowa nie padły z ust dyrektora, ale wolał by Lily przyjęła do wiadomości łagodniejszą opowieść niż prawdę.
- I chyba miał rację, nie? Mam nadzieję, że nie będziesz się tym afiszować i rzucać tego zaklęcia na ptaki... - powiedziałą wyrzej wymieniona.
- Oszalałaś? Lily! - skrcił ją od razu. Poczochrałą mu z uśmiechem włosy.
- Znam cię! Nie będziesz go urzywał, ale z całą pewnością będziesz wniebowzięty jesli ktoś będzie cię prosił abyś już po raz setny przedstawił to wydarzenie ze swoim olbrzymim udziałem.
- Oj tam. - żachnął się, ale się uśmiechnął.
- No widzisz?! wiedziałam, znam ten uśmiech, nicponiu! - zarechotała Lily.
- DObra, skończmy ten temat. - powiedział James sadzając teraz Lily na poduszkach na swoim łózku. Na pół leżąco i pocałował ją mocno by nic więcej nie mówiła.
- Sprawdzony sposób na zamknięcie ust Lily! - zarechotała Dorcas patrząc razem z wszystkimi jak się całują.
- Dobra, wystarczy. - Lily w końcu się od niego odsunęła, choć bardzo nie chcętnie. - Jest późno, musimy już iść. - powiedziałą popychając lekko Dorcas. - Przyjdę cię jutro obudzić, żebyś znowu nie zaspał! - powiedziała do Jamesa mając na myśli sytuację sprzed dwóch dni kiedy dotarł na opiekę nad magicznymi stworzeniami w połowie godziny lekcyjnej. Wyszczerzył się tylko do niej radośnie. Pocałowała go jeszcze czule na dobranoc i wyszły. Na taki obrót spraw James miał nadzieję. Westchnął kładąc się znów na łóżku.
- No? To teraz możesz powiedzieć nam prawdę. - odezwał się Syriusz wskakując na jego łóżko. Za nim przyszli Remus i Peter siadając obok niego tak, że siedzieli teraz w kółeczku. James podniósł się do siadu i skrzyżował nogi po turecku.
- Moga być poważne kłopoty. - powiedział cicho patrząc po każdym z nich po kolei. Spoglądali na niego z napięciem. - Dumbledore uważa, że najprawdopodobniej już w tej chwili Voldemort wie o tym co zrobiłem w ten cieplarni. - chłopaki wymienili między sobą spojrzenia.
- Wie? - to peter miał wielkie oczy. - Ale skąd? - tu James spojrzał znacząco na Blacka. Ten wytrzeszczył na niego oczy.
- No chyba mnie nikt nie podejrzewa?!
- Ciebie nie. - powiedział Potter wciąz na niego patrząc. - ALe twojego brata, już tak. - na moment zaległa cisza.
- Regulusa, tego małego szczeniaka? - zaśmiał się.
- Nie śmiej się, jeśli Dumbledore tak mówi, to może tak być w istocie. - powiedział poważnie James. - Dyrektor uważa, że niektóre z dzieciakó śmierciożerców, czy też jak na razie, ludzi oskarżanych o bycie śmierciożercami, donoszą Voldemortowi o tym co się dzieje w Hogwarcie. Sam nie może kontrolować szkoły, Dumbledore by mu na to nie pozwolił. Więc stara się wszystkiego wywiedzieć.
- I co? Mały Regulu ma napisać list, zapieczętować go i podpisać 'Do rąk własnych Sami-wiecie-kogo'? Przecież to smieszne! - odezwał się znó Black.
- No nie. - żachnął się Potter. - Ale pisują do rodziców, tak? - popatrzył na niego intensywnie.
- I uważacie, że rodzice, którzy mogą być poplecznikami Voldemorta... - zaczął w końcu rozumować Black.
- Dostarczają te informacji Czarnemu Panu. - dokończył Potter. - Tak czy owak, on już w tej chwili może już o tym słuchać od którego ze swoich śmierciożerców.
- No dobra, ale co z tego? - zapytał z lękiem Peter jakby się wszystkiego domyślał, ale nie chciał przyjąc tego do wiadomości. James westchnął i przetarł twarz.
- Dumbledore uważa... a raczej jest pewny... że po tym jak Voldemort usłyszy tą całą opowieść i dobrze to wszystko przemyśli, uzna, że będę dla niego bardzo porzyteczną jednostką. - Syriusz i Remus wywalili na niego oczy a potem spojrzeli na siebie. Peter pisnął i podnióśł dłonie do ust przerażony.
- Że co?! - to Remus, któy do tej pory spokojnie słuchał.
- Będą chcieli przeciągnąc mnie na swoją stronę najprawdopodobniej. Dumbledore mi to wytłumaczył. - zaczął Potter. - Voldemort gromadzi ludzi, któzy coś znaczą, coś soba przedstawiają, jakieś określone wartości, które on ceni. Jedno są nawet aurorami, to już moja hipoteza, dyrektor o tym nie mówił, ale sam myśle, że on może miec już nawet ludzi w Ministerstwie... Inni może nie umieją dobrze walczyć, ale posiadają inne ważne, bardzo przydatne cechy...
- Na przykłąd? Co innego może się dla niego liczyć oprócz dobre wytrnowanego czarodzieja z potężną mocą? - zapytał Black marszcząc czoło. Potter westchnął poraz kolejny.
- Na przykład ktoś umiejący manipulować ludźmi, stwarzać iluzje swojej osobowości, tak że nikt nawet się nie spodziewa, że ma do czynienia z poplecznikiem Voldemorta i w życiu by go o to nie posądził. Inni potrafią doskonale zacierać po innych ślady. A jeszcze inni, uwaga - zaznaczył - potrafią zmieniać się w zwierzęta.
Chłopcy popatrzeli po sobie.
- Wiecie co sobie pomyślałem, kiedy to powiedział? - popatrzył po nich.  - Że kto jak kto, ale Dumbledore doskonale zdaje sobie sprawę z tego co my robimy kiedy Remus przechodzi pełnię księżyca.
- Niby skąd? - to Remus, był tym faktem bardzo poruszony.
- Przecież to Dumbledore! Myślałeś, że nigdy się nie domyśli? To byłą kwestia czasu! Ale spojrzał na mnie tak... znacznie. Że po prostu uważam, że on o tym wie i już. - powiedział James.  - Ale nie to jest teraz najważniejsze. Dumbledore uważa, że w najbliższym czasie mogę spodziewać się ciekawej propozycji z ich strony. A to oznacza początek dużych kłopotów.
- Nie martw się, nie oddamy cię im tak łatwo. - powiedział zapalczywie Black chwytając go za ramię i mocno je ściskając. James uśmiechnął sie z wdzięcznością.
- Ja też nie mam zamiaru tak łatwo się poddać. Nie jestem tchórzem. I jestem Gryffonem. - powiedział dumnie się prostując. Remus uśmiechnał się lekko patrząc na niego mimo, że wciąz był wstrząsnięty.
- No i co dalej? - pisnął Peter.
- Dalej mogę spodziewać się ataku, jesli im odmówię. A zrobię to. I własnie dlatego myślę, że powinienem rozstać się z Lily. - ta myśl krążyła w jego umyśle od samego początku, ale dopiero teraz uformowała się całkowicie w jego móżgu.
- Chyba oszalałeś?! - to Remus patrzył na niego wściekły. - Chcesz podporządkowywać im swoje życie?!
- Nie, chcę chronić ukochaną dziewczynę...
- To bądx przy niej, a nie opuszczaj jej! Zaczynasz chyba panikować! Czy Dumbledore przypadkiem nie powiedział ci, że w Hogwarcie wszyscy są bezpieczni?! Że nawet jeśli Voldemort wyciąga informacje z dzieciaków to nie może nawet tutaj kiwnąć palcem?!
- Powiedział. - mruknał cicho James patrząc na swoje ręce.
- Więc przestań opowiadać takie bzdury! - krzyknął Remus. - Wyobrażasz sobie, co by się z nią działo, gdybyś z nią zerwał?! Nie widzisz jaka jest w tobie zakochana?! Otwórz trochę bardziej swoją mózgownicę, Potter!
- Już dobrze, Remusie, spokojnie! - Black był wstrząśnięty wybuchem przyjaciela, który zawsze był ostoją spokoju.
- On zawsze wykazywał się głupotą, odkąd go znam, ale teraz już na prawdę przesadził. - powiedział wciąz wbijając czy w czubek głowy Jamesa.
- Dobrze, masz rację. To byłąby już paranoja. Ale boję się.
- Tutaj nie musisz się niczego bać, James. Jest bezpieczna. Z tobą. - powiedział Syriusz klepiąc znów James po ramieniu.
- Pozostaje nam na razie czekać. - mruknął Potter patrząc w okno na którym widział ciemne niebo i mały księżyć.
- Obyś się nie doczekał tej propozycji James. - powiedział Peter. wciąz obgryzał paznokcie ze strachu.
- Trzęsiesz się bardziej niż ta sytuacja tego wymaga, Glizdogonie. - zaśmiał się Black.
- A wy nie?! Spójrz lepiej na swój tyłek, Łapo! - Black przestał się uśmiechać.
- DObra, chłopaki, co ma być to będzie. - odezwał się Remus zmęczonym głosem. - Nie zrobimy nic w pojedynkę. Za kilka miesięcy kończymy Hogwart, kiedy znajdziemy się w Zakonie Feniksa będzie mieli większe pole manewru.
- Tak. - mruknął zgryźliwie James. - Lily też je będzie miała. Mała wiewióra tez chce dołączyc do Zakonu, pomyślałby kto!
- A czemu nie? - zapytał Remus.
- Bo nie! - krzyknął James. - Próbował przekonać Dumbledore'a by pogadał z nią, wybił jej to z głowy, ale powiedział, że ona sama podejmie decyzję.
- I powiedział ci prawdę.
- Ale ja nie chcę, żeby ona tam się pchała! Jest... taka delikatna! Młoda, piękna! Są inni ludzie, którzy też się do tego nadają.
- Na przykład ty? - uśmiechnął się Remus. - Sam będziesz mógł nadstawiać karku, ale jej tego zabronisz.
- Tak, żebyś wiedział. Bo ja tu jestem facetem, i moim zadaniem jest dbać o nią, chronić ja, a nie jeszcze gratulować takiego pomysłu! Nigdy w życiu się na to nie zgodze, żeby ona dołączyła do Zakonu, koniec kropka. I niech mówi sobie kto co chce.
Remus zarechotał.
- Co w tym takiego smiesznego?
- Nic. Po prostu kochasz ją tak bardzo, że jesteś w stanie odrąbać sobie za nią rękę.
- Owszem. - przytaknął James.
Westchnął. Jego życie mocno pokomplikowało się w jednej chwili. I pomyśleć, że to wszystko przez jakieś głupie rośliny.

niedziela, 20 września 2015

Rozdzial 8. W Pokoju Zyczen.

[  Uwaga! +18! ]

Kiedy zaszedł na siódme piętro nigdzie jej jeszcze nie było, ale wiedział, że przyjdzie. Był tego pewny. Ukrył się pod peleryną, by nikt go tu o tej porze nie zauwazył. Był już wieczór, ale jeszcze dość wczesny. Miał nadzieję, że jutro rano zdążą wyszykować się na lekcje. Wyszczerzył się sam do siebie.
W oddali usłyszał jakies przytłumione głosy. Zza rogu korytarza wyszły dwie dziewczyny z piątej klasy. One także zaliczały się do tych, które bez przerwy się do niego wdzięczyły, więc pogratulował sobie pomysły ukrycia się. Gdyby do niego podeszły i Lily by to zobaczyła... Wieczór wcale nie musiałby być taki przyjemny jak sobie zaplanował.
Przeszły obok niego nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że je słyszy. Rozmawiały o czymś zawzięcie. w pierwszej chwili nie zwracał uwagi na to co mówią, rozglądał się za Lily. Ale potem usłyszał słowo - zapalnik. Severus. Zaczął nasłuchiwać.
- Evans wybiegła stamtąd jak oparzona. Pewnie coś jej zrobił. - powiedziała jedna.
- To Ślizgon, pewnie chciał ją nastraszyć.
- widać mu sie udało. Potter pewnie go rozniesie jutro na pierwszej lekcji! Hahaha... - i śmiały się tak idąc dalej. Oj tak, rozniosę go, pomyślał. Ale teraz czekał na Lily.
Nie musiał czekać długo. Po paru minutach wyłoniła się zza rogu idąc z naburmuszoną miną i torbą na ramieniu. Uśmiechnął się szeroko, ale nie dał znać, że jest. Stanęła pod przeciwległą ścianą i patrzyła to w jedną stronę to w drugą. Niespodziewanie fuknęła sama do siebie.
- Skoro już ma takie życzenia, to chociaz mógłby się nie spóźniać! - zarechotał głośno aż skoczyła w miejscu. wyłonił się spod peleryny patrząc na nią. Zaczerwieniła się. Nie spodziewałą się, że schowa się pod tym swoim...
- James! - fuknęła. - Dlaczego się schowałeś?
- Żeby mnie żaden nauczyciel nie przyuważył. - odpowiedział z uśmiechem podchodząc do niej bliżej. Miał na sobie jedynie koszulkę  i jakies luźniejsze spodnie dżinsowe. Uśmiechnęła się kiedy oparł obie ręce po obu stronach jej głowy. Pogładziła jego ramiona po czym dała mu się pocałować.
- No to co? Tutaj mam to zrobić? - zapytała z uśmiechem. Miała cos ze soba na tą okazję, i była pewna ,że szczęka mu opadnie.
- Nie, coś ty! - roześmiał się. - Poczekaj chwilkę, zaraz ci coś pokażę.
- Wiem, że to Pokój Życzeń, James.
- Tak, ale nie wiem co sobie wydumałem. - w ścianie były już po chwili drzwi. Nie za duże. Takie jak do sypialni.
- No więc co sobie wydumałeś? - zapytała patrząc w te drzwi.
- Wejdź i sama zobacz. - powiedział popychając ją lekko.
Podeszła do tych drzwi i podniosła nieco drżącą rękę. Co też mógł wymyślić? Miała nadzieję, że to nie będzie coś głupiego. I jak się okazało nie było.
- Och... - wymknęło jej się gdy weszła do środka. Była to dość duża sypialnia z łazienką, sądząc po drzwiach z boku. W suficie błyszczały lampki oświetlając całe pomieszczenie. Na podłodze rozłożony był gruby puszysty dywan z długimi włosami. Był pulchny jak nowy, a nie taki który ma już pare lat, wydeptany. Aż szkoda było na niego następować.
Było tylko jedno okno i wychodziło na jezioro. Widać było latające ptaki. Były też piękne meble, pokój urządzony był przestronnie, nie był zawalony zbędnymi szafkami, ale był piękny. Natomiast w tym momencie Lily patrzyła na wielkie łóżko w samym środku i jej oczy robiły się coraz większe. Przełknęła ślinę.
- James...
- Tak? - drgnęła gdy usłyszała jego głos tuż przy swoim uchu i poczuła na nim jego oddech. Odchrząknęła lekko.
- Po co nam takie wielkie łóżko? - roześmiał się cicho i pocałował jej uszko.
- No jak to po co? Na czymś trzeba spać, nie? - odpowiedział zerknęła na niego do tyłu.
- Masz zamiar tu spać?
- Tak, Razem z tobą. - oznajmił patrząc na nią jakby nigdy nic.
- Ale... - uśmiechnęła się mile poruszona. - My musimy wrócić do swoich sypialni...
- Ach, pani prefekt! Choc raz mogłabyś zrzucić swoją odznakę. - zarechotał. Sama też się zaśmiała. Był niemożliwy.
Weszli głębiej. Nagle światła zmieniły kolor na bardziej słodki. Lily aż westchnęła. Skądś pojawił się miły zapach.
- James... - mruknęła i natychmiast poczułą na sobie jego ręce. Objął ją od tyłu i gładził jej brzuszek całując pojedynczo jej szyję. - Tylko nie wyobrażaj sobie zbyt wiele... To łóżko nie posłózy nam do niczego innego jak tylko do spania.
- Oj, Lily... - zarechotał znowu odwracając ją przodem do siebie. - A taką miałem nadzieję...
- Na co? - zapytała od razu próbując się nie uśmiechać. On tylko puścił jej oczko.
- Pooglądaj sobie a ja wejdę na chwilę do łazienki. - powiedział i zostawił ją na moment.
więc rozglądała się. Było tam naprawdę ładnie. Wielkie lustro na przeciwległej ścianie od łóżka znów nasunęło jej pewne skojarzenie. Chyba nie myślał... Nagle przypomniała sobie słowa Dorcas. Że James JESZCZE nie jest jej kochankiem. Czyżby coś wiedziała na temat tego co jej ukochany planuje?
Potrząsneła głową. Przecież Potter na pewno nie ma zamiaru jej tu uwieść. Z resztą nie dałaby mu się.
A może jednak? Nie chciałabyś poczuć jak cię pieści...?
Cichy głosik odezwał się nagle w jej głowie. Przymknęła oczy i wyobraziła sobie jak jego dłonie pieszczą powoli jej ciało. Odgoniła ta wizję niemal natychmiast bo zrobiło jej się zbyt goraco.
Z łazienki w końcu wyszedł Potter ubrany teraz w koszulkę na naramkach i krótkie spodenki. Zazwyczaj w tym sypiał. Uśmiechnęła się.
- Uroczo. - powiedziała po czym wybuchnęła śmiechem.
- Uroczo będzie jak ty wyjdziesz z tej łazienki gotowa do swojego pokazu. - odszczeknął jej się z uśmiechem i pocałował czule. Mruknęła coś cicho, ale zaraz się uśmiechnęła.
Poszła w końcu do tej łazienki ze swoją torbą. Zabrała ze soba parę fraczków, ale teraz kiedy je wyciągnęła poczuła się naprawdę skrępowana. Chyba nie powinna tego robić...
Ale to twój chłopak.
Od czterech dni.
No i co z tego? Ale znasz go od wielu lat.
To się nie liczy.
Pewnie, że się liczy. Znasz go i możesz mu zaufać.
No nie wiem...
Zaryzykuj. Choć raz zrób w swoim życiu coś szalonego.
A co mi tam!
Długo nie musiała bić się ze swoimi myślami. W łazience była duża wanna, więc nalała do niej wody - swoją drogą szalenie szybko się nią wypełniła - i wzięła kąpiel. James pewnie już się niecierpliwi, pomyślała i uśmiechneła się szeroko. Reszta nie zajęła jej wiele czasu. Założyła Czarno-czerwony staniczek ładnie modelujący jej piersi. Nie wiedziała czy są piękne, ale nie narzekała na nie. W przeciwieństwie do innych osób. Do kompletu miała majteczki zakrywające raptem jedną trzecią tyłka. Uśmiechnęła się na samą myśl o minie Pottera gdy ją zobaczy. Jak na zawołanie usłyszała jego głos spod drzwi.
- Utopiłaś się?
- Nie, zaraz wychodzę. - odpowiedziała uśmiechając się szeroko.
Na wierzch, żeby nie być od razu taką nagą założyła coś w rodzaju sweterka z siateczki koloru czarnego, wiązanego z przodu. Założyła jeszcze czarne buty na dziesięciocentymetrowych szpilkach i już była gotowa. Parsknęła śmiechem oglądając swoje odbicie w lustrze. Prezentowała się chyba... ładnie. Co nie?
Poodwracała się jeszcze kilka razy z każdej strony by się jeszcze raz obejrzeć i wzięła głęboki oddech. Nie może siedzieć w tej łazience do rana przecież. Musi wyjść. Potarła lekko policzki by zmniejszyć choć trochę rumieńce, które już wstępowały na jej twarz.
- Dobra, najwyżej skończę w piekle dla prefektów. - mruknęła i podeszła do drzwi chwytając za klamkę. Miała tylko nadzieję, że nie wywinie przed nim kozła na tych szpilkach.
Akurat kończył zapalać pachnące świeczki kiedy usłyszał otwierane drzwi. W jednej ręce trzymał różdżkę i zapalał płomyki, a w drugiej szklankę z sokiem. Zabrał ze sobą tez troszkę czegoś do schrupania na tą okazję. Spojrzał w kierunku drzwi do łazienki i kopara mu opadła.
Szklanka z sokiem wyleciała mu z ręki i potoczyła się po podłodze. Przez chwilę nie mógł wydusić z siebie słowa. Poczuł gwałtowny skurcz w podbrzuszu i nagłe przyspieszenie bicia serca. Był pewny, że właśnie śni.
- Coś ty na siebie włożyła?! - zapytał gdy wreszcie odzyskał głos. Lustrował ją łakomym wzrokiem. Lily która stała tam przez moment i obserwowała jego reakcję z cieniem uśmiechu satysfakcji na ustach stanęła teraz z rękami na biodrach.
- A co? Miałam od razu wyjść z tej łazienki nago czy co?
Parsknął smiechem patrząc na nią. Oczy mu błyszczały.
- Nie podobam ci się? - zapytała unosząc brwi i przyglądając mu się.
- Żartujesz? Jesteś piękna! To znaczy... ja... Boże... - zaczął się jąkać strzelając oczami po jej całym ciele. w końcu usiadł na łóżku na wprost niej. - Nie spodziewałem się... w życiu... czegoś takiego.... - wymruczał znów. Roześmiała się głośno.
- Co, utarłam ci nosa? Przeciez wiedziałeś po co tu idziemy.
- Ty naprawdę chcesz się przede mną rozebrać? - zapytał z niedowierzaniem. Patrzył na nią wielkimi oczami.
- Co ci jest, Potter? - podeszła do niego bliżej. Teraz na wysokości twarzy miał jej brzuszek. w tym wdzianku wyglądała jeszcze bardziej nago niż gdyby nie miała rzeczywiście nic na sobie. - Przecież sam to wymyśliłeś.
- No tak, ale...
- Ale co?
- To był taki żart. Ja myślałem, że ty w życiu tego nie zrobisz i z resztą wcale nie miałem zamiaru cię do tego nakłaniać. - powiedział prześlizgując się wzrokiem po jej ciele.
- Więc po co mnie tu zaciągnąłeś w takim razie? - zapytała zakładając ręce na piersi.
- Żeby po prostu spędzić z toba wieczór. - zaśmiał się przeczesując włosy palcami. Znokautowała go, nie ma co. Popatrzyła na niego.
- Czyli zrobiłam z siebie wariatkę?
- Nie, skąd... Cieszę się, że moge pocieszyć swoje oczy. - uśmiechnął się szeroko. I tak była już purpurowa na twarzy. Odwróciła się do iego bokiem totalnie zażenowana. - Chodź tu. - powiedział i posadził ją sobie na kolanach. - wyglądasz ślicznie... Bombowo, naprawdę. - szepnął gładząc jej ramiona. Siedziała na nim okrakiem i strasznie dziwnie się czuła. Co najmniej jakby grzeszyli. Uśmiechneła się mimo wszystko spoglądając mu w oczy.
- Czyli podobam ci się tak?
- Oczywiście! - zapewnił ją. - Jesteś naprawdę... sexy. - wybuchnęła śmiechem. - Nie śmiej się, mówię prawdę! - sam się rozesmiał. - Pamiętasz jak powiedziałas, że nie umiałabyś ze mną być?
Spojrzała mu w oczy. Doskonale pamiętała te słowa i chwilę, w której mu to powiedziała.
- Teraz nie umiałabym z toba nie być. - powiedziała obejmując go ciasno za szyję i spoglądając mu w oczy. On wyzezowała na jej dekolt. Zauważyła to ale tylko sie uśmiechnęła.
Gładził jej plecy. Kiedy to powiedziała poczuł, że jest najszczęsliwszym człowiekiem na ziemi.
- Byłam w lekkim szoku, że... - zaczęła gładząc go po policzku.  Z policzka zaczęła schodzić palcami na szyję a potem na ramiona. - Że coś takiego do ciebie czuję. Uświadomiłam to sobie nagle i nie umiałam się w tym na początku odanleść. Cieszę się, że mimo tego co powiedziałam, nie zrezygnowałeś.
- Nie mógłbym z ciebie zrezygnować, gdy już wiedziałem, że coś do mnie czujesz. - wyszeptał przyciskając ją mocniej do siebie. Oddychał płyciej patrząc jej w oczy. Jej bliskość w tym momencie doprowadzała go do obłędu. Czuł zapach jej skóry. Jej włosów. Dotykał ją. A ona jego. Taka sytuacja raptem cztery dni po tym jak zostali parą, może nie była rozsądna, ale znali się już przeciez tak długo... Lily nie musiała się go przeciez obawiać.
Przełknał ślinę patrząc jej w oczy. Czuł napięcie zbierające się w podbrzuszu. Żadna dziewczyna nie wywołała u niego takiego stany samą swoją obecnością. A ona tego dokonała. Rozpaliła go tylko tym, że mu się taka pokazała.
- Roznieciłas we mnie ognień, Lily... - szepnął uśmiechając się. Kiedy to powiedział, zdała sobie sprawę, że lekko drży a po jej plecach biegają dreszcze. Przyjemne uczucie. Uśmiechnęła się uwodzicielsko patrząc mu w oczy. westchnął przyciskając ją znów mocniej a ona nie oponowała. Czuła, że zmierzają w pikantnym kierunku, ale nie przerywała tego. Samo to, że siedziała na nim taka roznegliżowana sprawiało jej przyjemność. Nagle pomyślała, że mimo wszystko jest niegrzeczną dziewczynką. Uśmiechnęła sie znów na tą myśl.
- Ty we mnie też... James... - odszepnęła słodko mrucząc jego imię. Kiedy to usłyszał zacisnął lekko palce na jej pośladkach. Kiedy nie zrobiła nic by to wszystko powstrzymać tylko patrzyła dalej rozpłonieniona na niego zaczął je lekko masować. Ze zdziwieniem spostrzegł, że te majteczki zbyt wiele nie zakrywały...
Uniosła sie nieco na kolanach by mógł całymi dłońmi masować jej pupę. I było to naprawdę bardzo przyjemne. Uśmiechała się co chwilę gdy baraszkowała dłońmi w jego włosach, wpełzała nimi pod jego koszulkę. Miała tutaj tańczyć więc zaczęła się na nim poruszać. Powoli i delikatnie wijąc się prezentowała mu całą siebie. Zamruczał na to i przeciągnął dłońmi po jej ciele z tyłka na brzuch, a potem przez piersi na szyję i policzki, po czym pocałował ją bardzo namiętnie.
Kiedy jego dłonie musnęły dosłownie jej biust miała ochotę zrzucić z siebie ten stanik, ale się powstrzymała. Niechętnie, ale tego nie zrobiła. Miała jeszcze ostatki rozsądku w sobie. Wiedziała, że seks nie byłby przejawem mądrości. Mogli się pieścić, to nie było nic złego. Ale bez przesady. Tylko, że takie wyznaczanie sobie granic zawsze powoduje ich przesuwanie. Jeszcze trochę można... Jeszcze trochę... Jeszcze troszeczkę... aż BUM! I po wszystkim.
Poruszyła biodrami i otarła się o niego. Wciągnął spazmatycznie powietrze do płuc. Poczuł prąd w tym jednym konkretnym miejscu. Po chwili znów, kiedy znów się poruszyła i otarła o niego jakby prosiła... Ale wcale nie musiało to tego oznaczać... Ale było bardzo przyjemne i czuł, że robi się gorąco. Czuł jak jego podniecenie rośnie i musiał się bardzo pilnować by nie zrobić czegoś bardzo głupiego. By nie położyć jej na łózku i po prostu wziąć. Może by się nie opierała, ale nie o to chodzi. Chciał być rozsądny, a to by wcale takie nie było.
Całowali się przez długą chwilę i nie mieli ochoty się rozstawać. Kochał jej usta kiedy były takie rozpalone i chętne... Z resztą, zdał sobie sprawę, że tak na prawdę to po raz pierwszy jest taka rozpalona... Zwykle nie zachowuje się tak jak teraz. Nie wije się, nie podnieca go do tego stopnia, że wrze. A on właśnie przekraczał temperaturę wrzenia. Zrzucił z niej ten fraczek z wierzchu i zaczął całować jej ramiona. Przymknęła oczy, wplotła palce w jego czuprynę i lekko kierowała go co ma robić. Poddawał się pod jej komendy, całował namiętnie aż w pewnym momencie poczuł aksamitną skórę na piersi.
Zamruczał miło zaskoczony i polizał wzdłuż krawędzi bielizny. Robiło sie bardzo gorąco. I to właśnie było to 'przesuwanie granic'...
Miał ochotę pozbyć sie tego zawadzającego materiału i już nawet zaczął grzebać przy zapięciu, gdy jej ręce odwiodły go od tego. Spojrzał jej w oczy, uśmiechała się lekko. Nie pora na to... Odwzajemnił się tym samym uśmiechem i znów wrócił do jej ust, a ręce powróciły na jej tyłeczek.
Znów poczuł jak poruszyła biodrami. Znów się o niego otarła i znów poczuł ten prąd. Szczególne uczucie. Jego dłoń zjechała z pośladka na udo. Gładził je przez chwilę powoli całując wciąz jej usta. Mruczał przy tym od czasu do czasu jak kot, proszący o więcej pieszczot. Po chwili te ruchy stały się regularne. Pobudzała go w tej sposób i być może nawet nie zdawała sobie z tego sprawy. A on czuł, że lada moment nie będzie odwrotu...
Przycisnął ją do siebie znów mocniej i mocniej odczuł jej ruchy. Poczuł jej spazmatyczny oddech na swojej twarzy... A więc jej też było tak dobrze jak jemu... Miał taką nadzieję. Gdyby ktoś stał z boku i na to patrzył, uznałby, że najzwyczajniej w świecie się kochają. Ale tak nie było. Siedziała na nim o doprowadzała go do białej gorączki...
Mruknęła gdy poczuła, że ociera się o coś twardego i sztywnego. otworzyła nieco oczy i spojrzała na niego. Dyszał lekko, oczy miał zamknięte, czuła jak lekko wbijał palce w jej pośladki. Uśmiechnęła się. Była pewna, że on tego długo nie zapomni. Ona z resztą też.
Wpiła się namiętnie w jego usta na co zareagował z wielką aprobatą. Jedną rękę wplótł w jej piękne włosy i delikatnie za nie chwycił. Następnie jego usta odnalazły skórę na jej szyi, taką aksamitną i pachnącą... Oszaleję, pomyślał w pewnej chwili.
Nie było już odwrotu, nie było gdzie uciekać. Oboje dyszeli w miłosnym uniesieniu i już żadne z nich nie zastanawiało się co z tego wyniknie. Lily pręzyła się na jego kolanach wciąz poruszając biodrami doprowadzając go na skraj. Sama też już była blisko. Patrzyła w sufit ale nie widziała go, czuła tylko to co działo się z jej ciałem. Jego ręce spazmatycznie błądzące po jej ciele, jego oddech urywany i płytki i ciche jęki przyjemności. Czuła jak ją samą ogarnia rozkosz. To było coś niesamowitego, coś pięknego i zakazanego. I chyba dlatego tak smakowało.
Czułą coraz większy żar w miejscu swojej kobiecości. Czuła jaka jest wilgotna. Chyba po raz pierwszy w życiu tak się czuła. Każda dziewczyna ma swoje doświadczenia z tymi rzeczami, ale ona była inna, nie taka jak jej koleżanki. Dorcas nie wstydziła się o tym opowiadać. Paplała radośnie nieraz w nocy co lubi a czego nie lubi, co robi a czego nie robi kiedy ma ochotę sobie dogodzić. Ann komentowała jej opowieści co chwile dodając coś od siebie. Ale Lily tylko słuchała. Nie wstydziła się o tym rozmawiać, ale jakoś nie wylewała z siebie tych rzeczy, które można by pomyśleć, że mogła próbować. Próbowała. Ale nie zbyt często. Nie czuła potrzeby conocnego pieszczenia i przeżywania uniesień. Robiła to kiedy już naprawdę miała wielką ochotę, albo kiedy była czymś wyjątkowo zestresowana. Teraz to co innego... Rozpalił ją chłopak... Jej chłopak.
On to też był zupełnie inny kaliber. Być może dlatego, że był właśnie facetem. A faceci wiadomo. Często i gęsto. Lubił to jak każdy chłopak. Odstresowywało go to i dawało satysfakcję. Ale to jak doprowadzała go teraz panna Evans biło wszystko na głowe. Jej bliskość i udział w tym wszystkim sprawiał, że nie panował nad niektórymi odruchami. Na przykład nigdy dotąd nie zdarzyło mu się, by głośno jęknął. A teraz wymykało mu się to co chwila.
Ona też wydawała już z siebie coraz to ciekawsze odgłosy i dokładała tym jeszcze do ognia jaki w nim sie palił. Pod koniec tej zabawy oboje poruszali się we wspólnym rytmie obejmując się ciasno, oplatając jak pnącza, całując raz po raz i wzdychając nie mogac sie już doczekać punktu kulminacyjnego. wciąz nie nadchodził, ale był już coraz bliżej.
Lily w pewnym momencie złapała Jamesa za odsłonięte ramię i wbiła w nie paznokcie poruszając wciąż pupą. Nawet nie poczuł bólu. Czuł tylko nachodzącą obezwładniającą przyjemność. I chciał już, chciał tego spełnienia razem z nią. Ona jednak była pierwsza.
Kiedy zobaczył na jej twarzy spazm przyjemności  i radości aż zagryzł wargę. Z jej ust posypała się kanonada najpiękniejszych dźwięków jakie kiedykolwiek słyszał. Bo tak na dobrą sprawę, czy dla chłopaka może być coś piękniejszego niż jęki jego ukochanej dziewczyny? I to powodowane nim samym. Uśmiechnął się. Choć już skończyła szczytować wciąz sie na nim poruszała, teraz już delikatniej i trochę wolniej. Miała zamknięte oczy i jej uścisk też lekko zelżał.
Przycisnął ją więc mocniej do siebie i sam poruszał się dalej pobudzając się by w końcu również zakończyć to cudowne przeżycie. Wciąz widział przed oczami jej twarz kiedy dostała to na co czekała, kiedy razem do tego brnęli. To nakręcało go jak nic. Lily wplotła znów palce w jego włosy i gładziła jego głowę oddychając już spokojniej i pozwalając mu na to co robił.
 Choć mogłaby już się od niego odsunąc nie chciała. To wciąz było takie przyjemne. Nigdy wcześniej nie robiła nic z tych rzeczy z nikim więc dopiero teraz uświadomiła sobie jak mało wie na ten temat. Przedtem wyobrażała sobie, że gdy tylko skończy opadnie na łózko i po wszystkim. Ale to sie miało nijak do rzeczywistości. wciąż trzymała go w ramionach i słuchała jego słodkich jęków. Mruczała mu seksownym głosem jego imię do ucha i całowała raz po raz.
Spojrzała w jego oczy. w nich było widać wszystko, całe pożadanie i ogień jaki w nim płonął. Coś wspaniałego. Jak patrzył prosto w jej piękne zielone tęczówki. Przyciskał ją do siebie ciasno, choć nie za mocno. Akurat tak, że było jej dobrze w takiej sytuacji. Czuła, że znów będzie musiała wziąc kąpiel, ale... może tym razem wezmą ją razem? Uśmiechnęła się na ta niespodziewaną myśl, która wpadła jej do głowy.
Nie trwało to już długo. W końcu dostał to czego tak pragnął. Wygiął plecy w łuk. Usta miał otwarte w niemym krzyku, ale po chwili zamknął je i zacisnął zęby. Nie mógł, po prostu nie mógł powstrzymać jęku. A raczej prawie krzyku. To było niesamowite, niepojęte, czuł się jakby został oddzielony od ciała. Był pewny, że zabrudził nie tylko siebie ale i ją... ale potem będzie się tym martwił. Teraz tylko czuł. Czuł rozkosz uderzającą w jego ciało i umysł.
Jeszcze nigdy nie widziała czegoś takiego. To był piękne, przepiękny widok, kiedy widzi się swojego mężczyznę w takiej chwili. Coś fantastycznego. Uśmiechneła się po raz kolejny patrząc na niego. Czuła się błoga, odprężona, jakby ktoś poluzował jej wszystkie stawy, ale było to niesamowicie przyjemne uczucie. On też już cały sie rozluźnił.
Ogień szybko malał i opuszczał jego ciało, a na jego miejsce wpływało błogie odrętwienie. Oddychając cięzko jak po długim biegu opadła z nią w ramionach na plecy oszołomiony i nieco powalony doznaniami. Nigdy nie przezył tego tak intensywnie. Teraz wiedział, że te rzeczy są naprawdę fantastyczne, zwłaszcza jeśli nie robi się tego w pojedynkę.
 Na chwilę odjęło mu mowę, leżał tylko i próbował opanować oddech a ona ułożył głowę na jego ramieniu. Kiedy jednak odzyskał głos, nie miał słow by przekazać to co czuł.
- w morde... - zaczął cicho. - O Boże... Chryste... To... po prostu... - dyszał wciąz głęboko oddychając, i wciąz nie mógł uspokoić oddechu. - Kosmos... w morde! - powtórzył znowu i wplótł dłoń we włosy wlepiając oczy w sufit. - Coś obezwładniającego...
Lily leżała na nim wtulona błogo odpręzona i uśmiechała się pod nosem z satysfakcją. Nie wiedziała co ją tak napawało samozadowoleniem. Może to, że jej chłopak przeżył właśnie najlepszy orgazm życia i to dzięki niej właśnie.
On wciąz nie mógł otrząsnąc się z tego wszystkiego. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw, ale uśmiechał się szeroko jak głupi. Może to nie był seks, ale coś robili, i było im obu wspaniale. Bo Lily w końcu też drżała na nim cała w spazmach. Spojrzała na nią i pogładził ją po włosach. Była taka piękna... Zawsze była piękna, ale teraz wydawała mu się jeszcze piękniejsza. Dziękował Bogu za ten skarb który dostał, a na który nawet w połowie nie zasługiwał. Była bezcennym darem. I miał zamiar dbać  o niego bez przerwy do końca swojego życia.
- Lily...? - szepnął w końcu. W odpowiedzi przesunęła lekko dłonią po jego torsie. Uśmiechnął się. Przełożył ją na miękkie łózko i wtedy przypomniał sobie, że troche napaskudził. - Oj... - bąknął patrząc na swoją koszulkę i jej brzuszek. Ona tez na to spojrzała. - No cóz... przyda się powtórna kąpiel. - powiedział z usmiechem. Lily zachichotała zasłaniając twarz dłonią. Była troche rozkojarzona tym co się stało, ale przyznała mu rację kiwając głowa i patrząc na niego. Zabrał tą dłoń z jej pięknej twarzy i po kolei pocałował czule każdy jej paluszek a potem jej wnętrze cały czas patrząc jej w oczy. - Byłaś niesamowita, kochanie... - szepnął i znów ucałował jej dłoń. Zarumieniła się po same uszy, ale uśmiechneła się zadowolona. Popatrzył na jej słodkie rumieńce i pocałował ją namiętnie zapominając, że mieli iść się wykąpać. Całowali się tak przez pare minut. Chciał dać jej poczucie, że nie zostawia jej po tym wszystkim, że chce się nią opiekować. Czułą to bardzo wyraźnie. w każdym jego pocałunku, w dotyku dłoni na ramionach. - Cudowna... - szepnął i zszedł z pocałunkami na jej szyję. Westchnęla z uśmiechem i pozwoliła mu na tą pieszczotę.
- James...? - mruknęła w końcu. Spojrzał na nią z myślą, że byc może zrobił coś nie tak. Ale ona cały czas sie uśmiechała, a oczy jej błyszczały.
- Tak? - odpowiedział jej szeptem. Przyłożyła paluszek do jego ust. Ucałował go z czułością.
- Weźmy razem tą kąpiel, co? - powiedziała bez najmniejszego ostrzeżenia. James zamrugał oczami nie wierząc, że mu to zaproponowała.
- Naprawdę? - zapytał głupkowato. Aż zaśmiała sie w głos.
- No... skoro zrobiliśmy już tak dużo krok to... taki malutki kolejny nie będzie stanowił problemu, co?
- Dla mnie na pewno nie. - odpowiedział od razu z uśmiechem patrząc w jej oczy. Przeczesała palcami jego włosy a potem rozciapierzyła je tak, że sterczały we wszystkie strony.
- Och, uwielbiam twoje włosy, James... - mruknęła. Miał je do ramion, piękne, lśniące i mięciutkie w dotyku. Kruczoczarne. Uśmiechnął się zadowolony, aż parsknęła śmiechem.
 _idziemy? - zapytał półszeptem. Pokiwała głowa na tak. Podniósł ją i wziął na ręce. Zaskoczył ją tym i to nie mało.
- Co ty robisz? - zaśmiała się cicho.
- Jak to co? Niose do łazienki. - powiedział szczerząc się w uśmiechu.
- Cieszysz się, co nie? - rozczochrała mu znowu włosy na głowie.
- Oczywiscie. - mruknął i pocałował ją czule po raz kolejny.
Postawił ją na nogi dopiero w łazience obok wanny, na której brzegu przycupneła. Pomyślała, która może być już godzina i nagle na ściane zauważyła ładny zegar. Wskazywał godzinę dwudziestą drugą. Późno. Ale nie przejęła się. Uśmiechnęła się tylko widząc jak jej ukochany dolewa olejku aromatycznego do goracej wody.
Po zaledwie paru minutach wanna była pełna, pozostało więc się tylko rozebrać i do niej wskoczył. James jak widać nie miał z tym żadnych oporów, bo zrzucił z siebie od razu poplamioną koszulkę i zabrał się za spodenki. Odwróciła wzrokiem kiedy po chwili złapał za gumę swoich bokserek.
- Nie mów, że po tym co się wydarzyło się wstydzisz! - zarechotał patrząc na nią wciąz w bieliźnie.
- Nie wstydze się! - zaoponowała z uśmiechem i rumieńcami, które mówiły co innego.
- Jasne. - powiedział patrząc wciąz na nią. Nie miał zamiaru ją zmuszą, że go oglądała. Zbokiem nie był. No chyba, że sama będzie miała ochotę zerknąć. Zaśmiał się w duchu na tą myśl.
Widocznie miała taką ochotę bo wciąz na niego zerkała, a jego to niezmiernie bawiło. Pozbył się w końcu swojej bielizny i bez żadnych ceregieli do niej podszedł. Zadrżała, gdy uświadomiła sobie, że on jest całkowicie nagi. NAGI! - tak coś krzyczało w jej umyśle. Ale zaraz dała sobie mentalnego kopa i pomyślała, że jest już przeciez pełnoletnią osobą, i nie pora na taką dziecinadę. Zaraz zwali z siebie te fatałaszki i koniec.
On obserwował ją z rozbawieniem. W koncu przycisnął ją do siebie i szerokim uśmiechem.
- Jesteś słodka, kiedy się denerwujesz, ale kiedy się krępujesz jesteś jeszcze słodsza. - mruknął patrząc jej w oczy. - Dalej, odwrócę się. - dodał robiąc to co powiedział ze śmiechem. Czasami dziewczyny go rozbrajały. Co w tym takiego wielkiego rozebrać się?
Lily wzięła się w końcu w garść i zrzuciła sweterek który był w gruncie rzeczy tylko czarna siateczką. Potem sięgnęła do tyłu i rozpięła staniczek. Po chwili wylądowała w tym samym miejscu co siateczkowy sweterek. Tak samo skończyły majteczki. Przeczesała palcami włosy i poczuła się, jakby się z czegoś właśnie uwolniła.
- Już. - mruknęła tylko i czekała aż się odwróci. Nie od razu to zrobił. Najpierw zerknął za siebie, a potem zapytał.
- Nie wchodzisz do wanny? - głos miał lekko ochrypnięty.
- Zaraz wejdę, razem z tobą. - dodała tak samo cicho.
Odwrócił się w koncu i, jak każdy facet, po prostu musiał to zrobić, zlustrował całe jej ciało. Nie śmiał się już nic, tylko podszedł do niej powoli i spojrzał jej w oczy. Stała cała czerwona na twarzy, ale dzielnie patrzyłą w jego oczy nawet lekko się uśmiechając. włosy opadały jej na piersi nieco je przykrywając. Może dlatego aż tak sie nie krępowała.
Stali tuż przy sobie, dzieliły ich zaledwie centymetry. Podniósł powoli rękę i opuszkami palców dotknał jej piersi. Nie odtrąciła jej patrzyła wciąz na niego. w jego oczach widziała podziw i miłość. Doceniał to, że mu się pokazała. Tak jak ją Pan Bóg stworzył.
- Jesteś piękna, Lily. - powiedział w końcu patrząc jej w oczy i dotykając teraz jej policzka. Ona po prostu wtuliła się w niego obejmując za szyję. Przycisnął ją lekko czując jej ciepłe ciało na swoim. Westchnał. Był naprawdę przeszczęsliwy. - Warto było urabiać sobie za toba nogi, Evans! - palnął nagle. Spojrzała na niego. Szczerzył się w uśmiechu zadowolony.
- Nawet w takiej chwili żarty się ciebie trzymają, Potter?! - nie mogła w to uwierzyć, ale tez się śmiała. On na prawdę był nie możliwy.
- No, powinnaś się cieszyć, przy mnie nigdy nie będziesz się nudzić. - powiedział poruszając zabawnie brwiami.
- To już wiem. - powiedziała kiwając głowa.
wskoczyli w końcu do tej wanny. Najpierw on, rozłożył się w niej wygodnie i spojrzał na nią wyczekująco. Jego wzrok wciąz przesuwał się po jej ciele. Jestem facetem w końcu, pomyślał, który by nie patrzył na tak zgrabne nogi? Ale nie tylko na nogi patrzył, hipokryta.
Westchnęła kiedy oparła się o niego. Gęsta piana otuliła jej całe ciała, woda grzała, więc nie było jej zimno. Do tego jeszcze on. On tu był najważniejszym elementem.
- Oby tak było zawsze. - mruknęła opierając głowe na jego ramieniu. Jej włosy nieco się zamoczyły i seksownie oblepiły jej biust.
- Będzie. - powiedział obejmując ją czule i całując w uszko.
- Tak myślisz?
- Oczywiście. A czemu miałby być inaczej? - spojrzała na nia.
- Żyjemy w niebezpiecznych czasach. Sam-wiesz-kto...
- Nie myśl teraz o tym, Lily. Na te  rzeczy jeszcze przyjdzie czas, kiedy odejdziemy z Hogwartu. - zamilkł na chwilę. Po czym powiedział spoglądając na nią z boku. - Kiedy już stąd odejdziemy chcemy dołączyć do Zakonu Feniksa. - czekał na jej odpowiedź. Przez chwilę nic nie mówiła analizując jego odpowiedź.
- Wy czyli Syriusz, Remus, Peter i ty? - zapytała spoglądając w jego oczy. Pokiwał głową.
- Tak. wszyscy chcemy walczyć... - urwał, ale potem zaczał ponownie. - Chcemy z nim walczyć, żeby nasze dzieci miały lepsze życie. Może uda nam się go powstrzymać. Zawsze jest nadzieja.
Lily milczała. Sama już od jakiegoś czasu zastanawiała się co zrobi kiedy szkoła definitywnie się skończy.
- Też już o tym myślałam. - powiedziała w końcu. Zerknął na nią.
- Czyli?
- O Zakonie. Też myślałam o tym by do niego dołączyć. - westchnęła. - Może dla Czarnego Pana tacy ludzie jak ja nie przejawiają żadnej wartości, ale ja sama jestem innego zdania i mam zamiar to udowodnić. Czy mu się to podoba czynie. - powiedziała dobitnie. Uśmiechnął się, ale zaraz spoważniał.
- To chyba nie jest dobry pomysł.
- Dlaczego?
- No bo... - nie wiedział właściwie dlaczego nie chciał żeby się do tego pchała.
- Bo jestem kobietą?
- Nie, nie dlatego, że jesteś kobietą. Dlatego, że jesteś moją kobietą, Lily.
- A to nie ma nic do rzeczy. Ty jesteś moim chłopakiem i co?
- To co innego. - powiedział jakby to miało zakończyć sprawę.
- Nie, James, to dokładnie to samo. Ty będziesz latał i wymachiwał różdżką im przed nosem, a ja mam wtedy siedzieć i czekać aż mi coś powiedzą, czy jeszcze żyjesz czy już nie?
- Lily, nie nakręcaj się tak, przeciez nie umieram jeszcze.
- Jeszcze. Dobrze to ująłeś, James. JESZCZE. Nikt nigdy w tej organizacji nie może być pewny czy dzisiaj nie umrze. - aż podniosła się i nawet nie zważała na swoje nagie ciało. Jemu też akurat w tym momencie nie w głowie były jej cycki.
- Lily. - westchnął kręcać głową. - Wojna trwa cały czas. A bezpośrednie starcie z Voldemortem pewnie czeka nas za długi, długi czas. Nie twierdzę, że jeśli do tego dojdzie to nie wezmę w tym udziału. - popatrzył na nią, na jej twarzy widoczny był lęk. O niego. - Tak, Lily, jeśli będzie trzeba się bić to będziemy się bić. O szkołę, o ludzi, o życie... o ciebie. - odwróciła od niego twarz.
- Nie chcę...
- Lily, zrozum to proszę. - podniósł się również i objął ją znów przytulając do siebie. wtuliła się w jego ciało czując jak coś ściska ją w gardle. - Przed chwilą sama mówiłaś, że chciałas dołączyć do Zakonu, a teraz boisz się, że będę walczył na wojnie?
- Nie boję się tego, że zginiesz na wojnie! To znaczy, oczywiście, że boję się o życie, swojego ukochanego, ale akurat w tym momencie nie w tym rzecz! Boję się niewiedzy! Czekania i czekania na jakieś wiadomości, napięcia... Jeśli ty masz w tym uczestniczyć to ja też. Rozumiesz? Jeśli mamy w tym siedzieć to oboje, ale żadne z nas, James. - powiedziała patrząc mu prosto w oczy. Westchnał znów lekko sfrustrowany.
- Lily, czy ty wiesz co by się ze mną stało, gdyby coś ci zrobili? - spróbował w ten sposób, ale nic to nie dało.
- To samo pytanie moge zadac tobie w tym momencie. - odpaliła. Znów westchnał.
- Zrozum, Lily, za ciebie jestem gotów nawet zginąć, rozumiesz? Gdyby coś ci zagrażało zrobiłbym wszystko co tylko możliwe, aby cię ochronić. A pierwszym krokiem jest właśnie odwiedzenie cię od wstąpienia do Zakonu Feniksa.
- Więc porzuć swoje nadzieje, że uda ci sie mnie przekonać. - ucieła i oparła się znów o niego. Nie wiedział już co mam jej mówić, żeby go zrozumiała. Milczeli przez chwilę oboje, po czym ona się odezwała.
- James... ja czuję do ciebie to samo rozumiesz? Tez chce cię chronić. Też chcę miec pewność, że nic ci nie jest. Że jesteś bezpieczny. Mówisz o tych uczuciach, a sam nie możesz pojąć, że ja też się tak czuję?
- Ja to rozumiem, kochanie, ale...
- Chyba jednak nie do końca.
- Tak, rozumiem cię, i to bardzo dobrze. Ale... jeśli nie my to kto?
- No właśnie, MY, James, a nie tylko ty...
- Nie będę tam tylko ja sam...
- Dobrze wiesz o co mi chodzi.
- wiem.  - westchnął. - Ale i tak nie chcę, żebyś się tam pchała. - objął ją i ucałowała oba policzki. Dość komicznie to wyglądało ale ona lubiła kiedy to robił. - Kochanie, przecież nie musisz należeć do Zakonu, żeby pomóc.
- Ale wtedy nikt mi nic o tobie nie powie, rozumiesz?! Nie powiedzą mi co się dzieje! Kiedy stracą z toba kontakt to nawet mnie o tym nie powiadomią, bo raz, pewnie nie będą chcieli mnie denerwować, a dwa, sami będą panikować. Tak jak ostatnio z tego co słyszałam.
- Syriusz z całą pewnoscią powiedziałby ci wszystko. - powiedział przekonany o swojej racji.
- Taki jesteś pewny? A ja myśli, że jeśli nałożą na niego tajemnicę to nie piśnie ani słówkiem. - James westchnął zrezygnowany.
- Dobrze, porozmawiamy o tym kiedy indziej.
- Nie ma o czym rozmawiać kiedy indziej, bo już wszystko ci powiedziałam.
- więc chcesz dołączyć do nich tylko po to, żeby wiedzieć co ise ze mną dzieje?
 - Nie, nie tylko dlatego, też chce walczyć, ale nie chcę dreż ze strachu, że nie ma cię jeszcze, kiedy już dawno powinieneś się pojawić.
- Ech, moja kochana Evans... - westchnął tuląc ją czule. Tą rundę chyba przegrał.

środa, 16 września 2015

Rozdzial 7. Prefekt Evans i zdrada.

Hello. :)
Mam pewną informację dotyczącą opowiadania.
Postanowiłam dodawać notki troszkę częściej, co cztery nie co siedem dni, ponieważ mam w planie napisać jeszcze jedno mini-opowiadanie na tym blogu, które będzie miało góra kilka części. Zanim jednak opublikuję w całości to opowiadanie, które ma taki sam tytuł, jak ten blog, zdążę zapomnieć o czym ta miniaturka miała być, więc od dziś notki będą ukazywały się częściej, a ja będę mogła zabrać się niedługo za pisanie czegoś nowego.
To tyle.
:)

***

W bibliotece oddała książki nie narażając się na gniew bibliotekarki. Pomyślała, że dobrze by było wypożyczyć sobie kilka na wieczory do poczytania, coś ciekawego. Ją interesowały szalenie eliksiry, ale tyle już o nich czytała, że teraz miała ochote na coś innego. Może coś bardziej teoretycznego.
Chodziła między regałami, ale jak na razie niczego konkretnego nie znalazła. Kilka książek wpadło jej w ręce, ale po chwili odkładała je na miejsce. Na samym końcu mieli jednak malutki dział z powieściami czarodziejskich autorów, poszła więc tam w nadziei, że coś tam znajdzie. Nigdy tam nie zaglądała, więc pomyślała, że tym razem to zrobi. Może akurat coś wpadnie jej w oko.
Jak na razie jednak wpadła na kogoś. Upadła na tyłek gdy zza zakrętu wyszedł jakiś chłopak i wydzwoniła w niego nie spodziewając się nikogo z tamtej strony. Złapała się za głowe lekko oszołomiona i spojrzała na chłopaka, który ją znokautował. Severus. wszystkie ksiązki wyleciały mu z rąk kiedy zachwiał się od uderzenia.
- Lily! Przepraszam! - zaskrzeczał od razu pomagając jej wstać.
- Nic sie nie stało... - powiedziała tylko poprawiając lekko rozwichrzone włosy. Odetchnęła lekko. - To wszystko twoje książki? - odezwała się wskazując na woluminy rozwalone na podłodze.
- Tak... - mruknał i pochylił się, żeby je szybko pozbierać. - Chciałem wypożyczyć kilka...
- Pomogę ci. - powiedziała Lily również się schylając i biorąc do ręki pierwszą ksiązkę. Coś o czarnej magii, jak zwykle... - Jak zwykle, widzę. Skąd ty wziąłes te ksiązki? Tutaj ich nie ma...
- Slughorn dał mi pozwolenie do zaglądniecią do Działu Zakazanego. - powiedział cicho nie patrząc na nią. Nie skomentowała tego. To co robił to nie była jej sprawa, i już od dawna nie miała zamiaru mieszac się w nic co jest z nim jakoś związane.
Pozbierali razem te książki i podnieśli się. Lily chciała jak najszybciej zakończyć to niespodziewane spotkanie.
- No to ja już pójdę... - zaczęła i ruszyła dalej widząc już małą biblioteczkę, o której myślała wczesniej.
- Zaczekaj, proszę. Tylko chwilę! - powiedział patrząc na nią intensywnym wzrokiem. Popatrzyła na niego z myślą, że kolejnych jego przeprosin to już chyba nie zniesie.
- Severusie, daj już temu spokój... - zaczęła, ale pokręcił głowa.
- Nie o tym chciałem z toba porozmawiać. - spojrzała na niego nieco zaskoczona.
- A o czym?
Otworzył usta, ale zamknął je jakby nie umiał ubrać w słowa tego co chciał powiedzieć.
- No, wyduś to z siebie. - stałą i patrzyła na niego i zaczynało ją to wkurzać.
- Chciałem ci powiedzieć... - znowu się zająknął.
- No?
- No nie wiem jak to powiedzieć. - parsknęła śmiechem trochę zirytowana.
- Może prosto z mostu?
- Dobra. Niech będzie. - nabrał powietrza do płuc i powiedział. - Nie powinnaś ładować się w związek z Potterem. - patrzyła na niego wielkimi oczami. Tego sie nie spodziewała. A powinnam, pomyślała w końcu.
- A dlaczego twoim zdaniem? - zapytała uprzejmie, choć w jej oczach widać już było zdenerwowanie.
- Chodź może gdzies gdzie nikt nas nie usłyszy... - westchnęła i poszła z nim między jakieś dwa regały.
- Słucham, streszczaj się. - powiedziała dość oschle. W sumie to była bardzo ciekawa co ma jej do powiedzenia na ten temat.
- Lily, czy ty tego nie widzisz? On przez całe lata przebierał w dziewczynach jak w cukierkach, co lepszy to zjedzony! A teraz ty... Przepraszam, ale nigdy bym nie pomyślał, że dasz mu się omamić...
- Omamić? Zaraz zaraz, czy ty mi sugerujesz, że twoim zdaniem stałam się kolejną na liście zdobyczą Jaśnie Wielmożnego Pana Pottera?
- Mniej więcej tak bym to ujał. Sama odtrącałaś go tyle czasu, a teraz co? Co takiego ci powiedział, że dałaś się tak okłamać? Wierzysz, że on jest w tobie zakochany?
- A dlaczego miałabym mu nie wierzyć?
- Bo on takie rzeczy mówił każdej swojej poprzedniej dziewczynie! Lily, on z ciebie zrobi głupią! Jak z nich wszystkich!
- Severusie, stop! Ustalmy jedną rzecz, że moje życie i to z kim się wiążę cię nie interesuje, dobrze? - westchnął.
- Lily, ja nie chcę, żeby on cię skrzywdził. - powiedział patrząc jej intensywnie w oczy. Odwróciła od niego twarz.
- Nie skrzywdzi. - powiedziała pewna siebie znów na niego patrząc. Westchnął po raz kolejny.
- Co ci się stało, że tak mu ufasz raptownie...
- Zakochałam się w nim. To ci wystarczy? - powiedziała z zamiarem odwrócenia się i odejścia ale ją powstrzymał. - Severusie, daj mi już spokój!
- Lily, ocknij się!
- Puśc mnie, Sev.
- Posłuchaj mnie przez chwilę...
- Słucham cię już dziesięc minut i słyszę same pierdoły!
- To nie są żadne pierdoły, Lily, to czysta prawda! Chcesz się o tym boleśnie przekonać? Zobaczysz, że za jakiś czas zrobi z toba to samo co ze wszystkimi swoimi byłymi, zostawi i nawet na ciebie nie spojrzy. Opierałaś mu się tyle czasu...
- Od ostatniej dziewczyny Pottera minęło trochę czasu i jakoś nie przygruchał sobie nikogo krótko przede mną.
- Bo chciał cię sobie urobić! Nie rozumiesz tego? Przecież on zawsze robi to samo! Przejrzyj na oczy i sama go zostaw, zanim on cię potraktuje jak... pierwszą lepszą.
- Nie przeginasz pały? Chcesz mi dyktować co mam robić?
- Nie, Lily, ja ci tylko dobrze radzę. Będziesz po nim płakac, zobaczysz.
- Mnie się wydaje, że kieruje tobą z grubsza co innego niż troska o moje dobro. - popatrzyła mu w oczy.
- Niby co twoim zdaniem?
- Nienawiść do niego! - powiedziała dobitnie.
- Nigdy bym nie powiedział, że go lubię, ale... - prychnął. - Nie chodzi o to czy go uwielbiam, nie cierpię czy cokolwiek innego, tu chodzi o ciebie, Lily!
- Daj spokój... Nie możesz znieść, że jestem z nim szczęsliwa. Ale jedno ci powiem. Mimo tego jak on się kiedyś zachowywał, nigdy nie powiedziałabym, że jest zły. A ty Severusie... otoczyłeś się ludźmi, którzy aż emanują złem, i cię to kręci, prawda? Powiedziałam ci to już dawno, ale nie zwracałeś najmniejszej uwagi na to co mówię. Sam uczyniłes swoje życie takie jakim jest! Nie mieszaj do tego Pottera.
- Tak, bo niby on był święty. - powiedział cicho.
- Nie twierdzę tego. - zgodziła się z nim przypominając sobie jak się nad nim znęcał. - Dręczył cię ale już tego nie robi. Mógłbyś do zauważyć?
- Pewnie dlatego, że tak mu powiedziałaś, żeby tego nie robił.
- Niczego mu nie powiedziałam. Zmienił się. I kocha mnie tak samo jak ja jego.
- Rozczarujesz się jego rzekomą miłością.
- O co ci chodzi, do cholery?! Daj już spokój temu wszystkiemu...
- Chodzi o to, że kiwnął palcem a ty już jesteś jego!
- A co, chciałbyś, żebym była twoja?! - nerwy już jej puszczały, ale kiedy to powiedziała pobladł patrząc na nią jakby własnie uderzyła w jakiś czuły punkt.
- Moich uczuć nigdy nie zauważyłaś. - powiedział cicho starając się od niej odwrócić. Zamarła. Jakich uczuć...?
- Jakich uczuć? - zapytała odruchowo gapiąc się na niego oniemiała. Roześmiał się kręcąc głową.
- Potter... - mruknął ze złością. - Nieważne. - odpowiedział w końcu.
- Ważne...
- A po co ci to teraz wiedzieć? - sama nie wiedziała.
- Po prostu powiedz.
- Nie ma o czym mówić. - powiedział zakładając ręce na piersi.
- Więc po co zacząłeś w ogóle taki temat? - oddychała nieco szybciej lekko przerażona. Czyżby on... w niej...? Boże... rzeczywiście nigdy tego nie zauważyła.
- Zawsze byłaś dla mnie ważna! - wybuchł nagle. - Przez jedno słowo... wiem, że to tylko moja wina, ale... nie chciałem cię stracić, miałem w tobie tylko przyjaciółkę i cieszyłem się, że choć tyle mam! Teraz nie mam nic... a ten gnojek odebrał mi już nawet nadzieję...
Stała wybałuszając na niego oczy. Chciało jej się płakac, ale nie wiedziała czy to z powodu szoku czy współczucia.
- Sam sobie jesteś winien, jak sam powiedziałeś, Sev... gdybyś inaczej pokierował swoim życiem... Każdy podejmuje swoje własne nie przymuszone decyzje. Ty też je podejmowałeś i zaowocowały tym czym zaowocowały, nie możesz mieć pretensji ani do mnie ,ani do Jamesa ani do nikogo.
- Nie mam pretensji do ciebie, Lily! - spojrzał jej w końcu w oczy. - Chciałbym tylko... eh...
- Co? - zapytała patrząc na niego. On wpatrywał się w podłogę. Stali tak przez dobrą minutę, a potem nie patrząc na nia przysunął się do niej powoli. Nie wiedziała co zrobić czy uciekać czy krzyczeć... Stała tylko i spoglądała na niego. Nie, na pewno tego nie zrobi, na pewno nie, nie.... nie..., myślała.
Ale po chwili właśnie to o czym myślała się stało. Poczuła jego usta na swoich. Oj, ryzykował wiele i zdawał sobie z tego sprawę, ale wszystko już wypłynęło i stawiał wszystko na jedną szalę. Nie miał nadziei, że to coś zmieni. Chciał ostatni raz być blisko niej. Zanim go zamorduje.
Nie był nachalny, nie próbował wśliznąć się językiem do jej ust. Tylko przywarł do jej warg. Oczy miała szeroko otwarte, ale tak na dobrą sprawę to nic nie widziała. W głowie tylko kotłowała się jedna myśl; Severus ją całuje! To było zupełnie inne uczucie niż kiedy całował ją James. Na Jamesa w tym momencie by już się rzuciła, ale Severus... Przerażenie mieszało się z szokiem. Z jednej strony nie mogła miec mu tego za złe, przed chwilą ujawnił przed nią coś co bardzo długo skrywał przed wszystkimi... ale to i tak było nie do przyjęcia...
Nie ruszała się, wyczuł jak wstrzymała oddech. Nie próbował nic innego robić, nawet nie dotknął ją palcem. To co się działo i tak było czymś wielkim. Mógł w końcu choć przez chwilę posmakować jej ust. Były cudne, miękkie, słodkie... Nagle naprawdę zazdrościł temu dupkowi tego co miał i na pewno tego nie doceniał.
Ponowił pocałunek w ten sam sposób. Lily zacisnęła powieki, odrętwienie powoli mijało i czuła, że zaraz wybuchnie. A to może się dla niego źle skończyć. On miał ochote ja przytulić, ale nie robił absolutnie nic innego. W pobliżu nikogo nie było, i cieszył się z tego, natomiast Lily wołała w myślach by ktoś tu przyszedł i go od niej zabrał.
W końcu drżącymi rękami odepchnęła go od siebie ale nie tak mocno by odleciał na dalszą odległość. Odsunęła go po prostu. Nie patrzyła na niego tylko mrugała oczami. Nie wiedziała co czuje... chciała tylko gdzieś się schować.
- Nie rób tego więcej... - mruknęła drżącym głosem i wybiegła prawie z pomiędzy regałów gdzie byli. Severus usiadł, a raczej opadł bezwładnie na posadzkę. Dziura w jego sercu jeszcze się powiększyła. Ukrył głowę między kolanami zakrywając ją ramionami.
***
Wpadłą do swojego dormitorium jak huragan. Łzy ciekły jej po policzkach, nie miała pojęcia co się z nią dzieje. W głowie tylko huczało jej jedno zdanie; Zdradziłam Jamesa.... zdradziłam Jamesa... To było jak jad, pragnęła się go natychmiast pozbyć, wyrzucić z siebie, ale jak miała to zrobić? Przed chwilą całowałą się z innym chłopakiem! To znaczy, on ją całował, ale James na pewno nie widziałby w tym żadnej różnicy. Przecież nikt inny poza nim nie miał prawa jej pocałować! A dopuściłą do tego. Może nie pozwoliła. Ale nie zrobiła nic, żeby temu zapobiec, nie trzasnęła go w pysk, nie odepchneła, nic! Dopiero kiedy odzyskała czucie w rękach odsunęła go od siebie i uciekła.
W dormitorium była Dorcas i Ann. Kiedy ją zobaczyły w tym stanie od razu wiedziały, że coś jest nie tak. I to bardzo. Dorcas natychmiast podskoczyła do niej i usiadła na jej łóżku tuż obok niej.
- Lily, patrz na mnie. - powiedziała chwytając ja za ramiona. Lily zakrywała twarz dłońmi drżąc na całym ciele. - Lily! Co się stało? - potrząsnęła nią lekko. - Coś z Jamesem, pokłóciliście się? Rany, przecież to nie koniec świata...
Lily zaczęła kręcić przecząco głową, do tego stopnia, że jej włosy fruwały dookoła jej głowy jak wachlarz. Dorcas spojrzała na Ann nie wiedząc kompletnie o co może tu chodzić.
- Więc co się stało, mów! Pomożemy ci. - Lily załkała w swoje dłonie. Dorcas przytuliła ją delikatnie, cała drżała zwinięta w kulkę. - Lily, weź się w garść i wykrztuś to wreszcie z siebie!
Lily zaczęła coś bełkotać, nie mogły jej w ogóle zrozumieć. Wyrzucała z siebie pojedyncze słowa. wyglądała jakby dostała jakiegoś obłędu. Dorcas spojrzała na Ann, która też byłą zdezorientowana.
- Może iść do Huncwotów, co? - na te słowa Lily zaczęła machać rękami. Wykrzyczała tylko 'Nie!' i znowu zakryła twarz dłońmi. To już było naprawdę przerażające.
- Lily, do cholery, CO SIĘ STAŁO??? - to Dorcas zaczęła nią potrząsać. Znów zaczęła bełkotać ściskając koleżankę za ramiona. Łzy ciekły jej po policzkach, które były już całe czerwone.
- Że co? - Dorcas próbowała doszukać się jakiegoś sensu w tym co mruczała.
- Chyba coś rozumiem... zdradził... zdrada... James cię zdradził?! - to Ann wskoczyła na łóżko na którym siedziały i zaczęła targać Evans by na nią spojrzała. Ale ona znów pokręciła głowa na nie.
- Więc co ci jest? Jaka zdrada?!
- Ja go zdradziłam! - wykrzyknęła w końcu i zaniosła się spazmatycznym szlochem. Dziewczyny spojrzały tylko na siebie wielkimi oczami.
- Jak?? Gdzie?? CO?! - to krzyk Dorcas. - Uspokój się i opowiedz nam wszystko, pomożemy ci. - Ann trzymała się za głowę oniemiała.
Minęło kilkanaście minut aż zdołała nabrać powietrza i wykrztusić pierwsze zdania.
- Poszłam do biblioteki oddać książki. Chciałam wypożyczyć sobie coś innego do czytania, więc poszłam na koniec biblioteki do tego małego działu z powieściami...
- No? Spokojnie, mów...
- I zza rogu wyleciał S-severus...
- No nie powiesz mi, że z nim! - Dorcas była teraz bardziej zdruzgotana niż Lily.
- Nie przerywaj jej.
- Wpadłam na niego i się przewróciłam. - mówiła dalej szlochając. - Pomógł mi wstać i poprosił o rozmowę. Chciałam go zbyć, ale powiedział, że chodzi mu o coś innego więc z nim poszłam w jakąś boczną alejkę.
-  No?
- Zaczął prawić mi morały jaka to jestem naiwna, że wierzę Jamesowi, że na pewno mnie zdradzi, zrani, zostawi i w ogóle...
- Pff!
- Odpierałam wszystko co mówił, a potem... - szloch.
- Co? Spokojnie...
- On mi powiedział... znaczy nie tyle powiedział wprost co dał dobrze do zrozumienia, że... sam też jest we mnie zakochany, a ja nigdy tego nie zauważyłam! Że miał we mnie tylko przyjaciółkę, i cieszył się, że choć tyle ma, a potem... to już wszyscy wiedzą... I wciąż próbował mi wbić do głowy, że Potter to gnida... a potem... - znów szloch. - Pocałował mnie! A ja nic nie zrobiłam... Nic! Nie odepchnęłam go, nie zdzieliłam w pysk! Tylko stałam jak taki matoł!
Zaniosła się znowu płaczem. Dorcas położyła ją delikatnie na poduszce i gładziła jej ramię spoglądając na Ann. Uśmiechnęły się, nie było tak źle.
- Lily, nie jest tak źle jak ci się wydaje. Jak się uspokoisz i ochłoniesz, zobaczysz, że mamy rację i nie masz się czego bać...
- Jak nie mam się czego bać, przecież...
- Posłuchaj, to że cię pocałował to nie twoja wina! Zaskoczył cię na całego, miałaś prawo stać jak wryta. A on to wykorzystał. Nie martw się, James na pewno cię za to nie zostawi. Co najwyżej, to zostawi mały prezent temu Ślizgońskiemu gumohłonowi! - zaśmiała się razem z Ann, i nawet Lily się uśmiechnęła. Po chwili podniosła się.
- Tak myślisz?
- Tak.
- Ale czuję się jakbym go zawiodła. Jakbym go zdradziła, naprawdę!
- To szok, uspokój się, nic się nie stało. Idź do niego i opowiedz mu o wszystkim...
- Oszalałaś?!
- Musisz mu powiedzieć, bo jeśli usłyszy to od kogoś, może jeszcze w spaczonej wersji, dopiero wtedy będzie miał do ciebie pretensje! A tu przecież nie ma twojej winy, prawda?
Lily bała się cholernie mu o tym powiedzieć. Nie chciała, wolała, żeby to zostało w tajemnicy. Ale wiedziała, że Dorcas ma rację. Że jesli to wypłynie i nie będzie miała szansy mu tego wyjaśnić to ich związek zakończy się boleśnie, tak jak mówił Severus. Tyle, że z jego winy.
Kiedy w końcu stanęła przed drzwiami Huncwotów zawahała się znów. Bała się. Tak bardzo się bała, że go straci. Usłyszała zza drzwi jego śmiech. Za chwilę już nie będzie taki radosny. Weszła do środka. Gdy tylko ją zobaczył mina mu zrzedła. Wstał z łóżka na którym leżał jeszcze chwilę temu. Trójka pozostałych też na nią patrzyła.
Była zapłakana. Oczy podpuchnięte, policzki czerwone i w ogóle wyglądała żałośnie. Natychmiast do niej podszedł.
- Lily, kochanie, co jest... - nie zdążył dokończyć zdania. Wpadła w jego ramiona wtulając twarz w jego pierś. Tak bardzo chciała, aby to co stało się w bibliotece nigdy się nie wydarzyło. Wystraszył się. Jeśli ktoś jej zrobił krzywdę to chyba go zabije. - Lily...
- Musimy porozmawiać. Sami. - mruknęła odsuwając się od niego. Black wstał natychmiast ciągnął za sobą Petera, a za nimi poszedł Lupin. Zostali sami.
Lily spojrzała na zaniepokojoną twarz Jamesa i rozpłakała się znowu. Chwycił delikatnie jej twarz i zmusił by na niego spojrzała.
- Kochanie co się stało? Powiedz mi. - szepnął ścierając delikatnie łzy z jej policzków.
- Boję się, że mnie za to znienawidzisz. - aż parsknął smiechem.
- Kochanie, nie ma takiej rzeczy na świecie, za którą mógłbym cię znienawidzić.
- A zdrada? - zapytała czysto teoretycznie. Wiedziała, że nie zrobiła nic złego, ale wciąz czuła się podle.
- Co? - zapytał przestając się uśmiechać.
- Zdrada. Co byś zrobił gdybym cię zdradziła? - puścił jej twarz i odsunął się na pół kroku. Patrzył jej w oczy.
- A zdradziłaś? - czuł rosnącą gulę  w gardle.
- Nie. Ale czuję się, jakbym to zrobiła. - nie rozumiał.
- Lily, o co chodzi. - powiedział sucho.
- Przed chwilą w bibliotece... całowałam się z innym chłopakiem. - te słowa sprawiły, że wstrzymał oddech. Przeczesał włosy obiema rękami i odwrócił sie od niej.
- Nie. Żartujesz sobie. Powiedz, że sobie żartujesz. - powiedział znów na nią patrząc. Pokręciła głowa na nie. Usiadł na łózku czując jak coś cięzkiego opadła mu na dno żołądka. - Dlaczego? - zapytał ciężko przełykając ślinę. Podeszła do niego i usiadła obok obejmując go i przytulając się. Jej dotyk palił. Palił żywym ogniem. Jego Lily... z innym chłopakiem... Nie chciał sobie tego wyobrażać, ale ta scena sama pojawiła się mu przed oczami.
- James... - pokręcił głową jakby nie chciał jej słuchać.
- Chciałaś mi zrobić na złość...?
- Nie, posłuchaj mnie przez chwilę. Nie zdradziłam cię.
- A co to twoim zdaniem było? Powiedziałaś wyraźnie...
- Nazwałam rzecz po imieniu, ale daj mi powiedzieć sobie co się stało. - powiedziała patrząc na niego intensywnie.
- Dobrze, słucham, skoro musisz się tym ze mną podzielić... - teraz widziała jak ją kocha. Jak mu na niej zależy. Uśmiechnęła się mimo wszystko. Widziała ten ból w jego oczach, ale zaraz pomoże mu się pozbyć tych negatywnych emocji.
- Kocham cię nad życie i sama z własnej nieprzymuszonej woli bym tego nie zrobiłA. To był wynik pewnej sytuacji, która wynikła, kiedy poszłam do biblioteki. - spojrzał na nią z boku. - Wpadłam tam na Severusa. - pokręcił głowa z niedowierzanie wbijając teraz wzrok w swoje ręce.
- I co? Z NIM?!
- Tak, ale... to on mnie pocałował... - westchneła. - Ja się w życiu nie spodziewałam tego co on mi tam powiedział.
- Co takiego ci powiedział? - zapytał patrząc znów na nią.
- No, najpierw wziął mnie na rozmowę i próbował przekonać, że nie jesteś dla mnie dobry, że mnie rzucisz, kiedy już się mną znudzisz. - powiedziała łapiąc go za rękę. Chyba zaczynał łapać o co tu chodzi. Nie odtrącił jej ręki, a ścisnął ją troszkę mocniej. Słuchał jej dalej.
- Powiedział mi... znaczy nie dosłownie powiedział, że jest we mnie zakochany, a ja tego nigdy nie zauważyłam. I w ogóle obarczył cię winą za to, że już się z nim nie przyjaźnię. - James prychnął kręcąc głową. Doskonale pamiętał co jej wtedy powiedział ten...
- Śmiecierus. - mruknął pod nosem. Lily zmarszczyła brwi ale nic nie powiedziała. - Zachciało mu się obcałowywania mojej dziewczyny. - wstał z łożka i oparł się o swoją szafkę zakładając ręce na piersi. Był wściekły i było to widać. Już zastanawiał się co mu zrobi jak tylko go gdzieś spotka. Niech lepiej od dziś schodzi mu z drogi.
- Odepchnęłam go, ale... przez chwilę stałam i nic nie robiłam tylko patrzyłam z wielkimi oczami... dlatego czuję się tak podle, bo... nic nie zrobiłam, żeby do tego nie doszło. Nie chciałam, żeby mnie pocałował, ale...
- Daj spokój, Lily. Byłas zdenerwowana, zaskoczył cię... To nie twoja wina. - powiedział cicho. Doskoczyła do niego natychmiast i wtuliła się w niego płacząc. Tak się bała...
- Bałam się, że mnie zostawisz! - wyszlochała kiedy przycisnął ją mocno do siebie i pocałował czubek jej głowy.
- Nie płacz, głuptasie... Trzeba było powiedzieć mi wprost, że ten dupek wymógł na tobie pocałunek... nie wyjeżdżać mi ze zdradą... Naprawdę myślałem w pierwszej chwili, że...
- Nigdy bym cię nie zdradziła! - zaszlochała znowu. - Kocham cię!
- Och, już dobrze. - uśmiechnął się lekko mimo wszystko. - Moja mała wiewióreczka... - szepnął i pocałował znów jej głowę. Tuliła się do niego mocno zaciskając palce na koszuli na jego plecach. Chyba naprawdę bardzo się bała. - Dziękuję, że mi to powiedziałaś.
- Nie chciałam ci nic mówić, bałam się, że mnie zostawisz, ale Dorcas powiedziała, że na pewno tego nie zrobisz.
- No i miała rację, prawda? A teraz spójrz na mnie. - spojrzała na niego. Uśmiechał się, ale w oczach wciąz widziała wściekłość. - Trzeba zmyć te dowody zbrodni z twoich ust... Chodź tu, maleńka... - szepnął i musnął jej usta czule. Był wściekły, ale w stosunku do niej był czuły i opiekuńczy jak zawsze. Wczepiła się w niego i pocałowała zaborczo. Po chwili chwiali się lekko w miejscu całując zapalczywie jakby mieli za chwilę umrzeć.
- Za ten stres jesteś mi teraz coś winna. - powiedział z cwanym uśmiechem.
- Że co?!
- No tak! O mało nie wyszedłem z siebie. Z resztą i tak potem zrobię z nim porządek, ale najpierw ty poprawisz mi humorek, kochanie.
- A jak? - uśmiechnęła się.
- Ty wiesz jak. - wyszczerzył się znowu. Lily popatrzyła na niego i zaczęła kręcił głową.
- Nie, Potter.
- Tak.
- Nie!
- Tak, zrobisz to.
- James!
- Lily! - zaśmiał się i pocałował ją znów. - Bo się jednak obrazę! - Lily zrobiła naburmuszoną minę. - Jest jeszcze dość wcześnie... - mruknął patrząc na zegarek. - Idź się przygotuj, a ja będe na ciebie czekał na siódmym piętrze.
Łypnęła na niego spode łba.
- Nie odpuścisz?
- Nie. - powiedział kręcąc głową śmiejąc się. Westchnęła.
Kiedy weszła naburmuszona do swojej sypialni dziewczyny podskoczyły do niej zdenerwowane.
- I co?
- Nic. - spojrzały na nią. Poszła do łazienki, przemyła twarz i wróciła.
- Jak to nic?
- No nic.
- Czyli?
- Czyli kochamy się, ale Potter to naprawdę... Uuuuch!
- Co?
- Powiedział, że za ten stres, który mu właśnie zafundowałam... W każdym razie właśnie udaję się z nim na siódme piętro w sprawie wykonania zadania, jakie sobie zażyczył jeśli wygra zakład. - Dorcas zaczęła śmiał sie w głos pokładając się na łóżku.
- Potter ze wszystkiego umie wyciągać dla siebie korzyści. - mruknęła Ann kręcąc głową.
- No. - zgodziła się Lily.- Zapakuję wszystko w torbę i przygotuję się na miejscu... Jeśli zażyczę sobie łazienkę to sie pojawi, co nie?
- Idziecie do Pokoju Życzeń? - zapytała podekscytowana Dorcas.
- Owszem. Jutro wszystko wam opowiem.
- No oczywiście! Myślisz, że byśmy ci darowały?! - Lily zaśmiała się w końcu.
- Ale jedno mnie martwi.
- Co?
- James jest wściekły. - spojrzała z zaniepokojoną mina na przyjaciółki.
- A dziwisz się? - to Ann usiadła po turecku i patrzyła na nią. - Ty byś się nie wściekła, gdyby pocałowała go jakaś panna?
- Oczywiście, że bym sie wściekła!
- No widzisz, więc nie dziw się jemu.
- Nie dziwię się, ale boję się, że coś zrobi Severusowi.
- Nie, no zabić go nie zabije.
- Nie o to chodzi. Boję się, że wymyślą znowu cos z Blackiem.
- To już nie twoje zmartwienie. Szykuj się, bo twój kochanek na ciebie czeka! - Dorcas zarechotała radośnie z miny Lily.
- James nie jest... moim kochankiem! - powiedziała purpurowiejąc.
- Jeszcze. - powiedziała sugestywnie Dorcas.
***
- Wyobrażacie to sobie?! - James niemal krzyczał latając w te i z powrotem po dormitorium zbierając różne rzeczy. Raz po raz wlatywał do łazienki i stamtąd do nich wrzeszczał. - Ten psi ochłap ośmielił się dotknąć moją Lily. Moją Lily! No zabiłbym go! - nikt się nie uśmiechał. Każdy miał poważną minę, a James był naprawdę wściekły i czuł, że jeszcze długo mu to nie przejdzie.
- Odpuść sobie, James, te nerwy. - powiedział zmęczonym głosem Remus. Przetarł przy tym twarz.- Poniosło go... Każdy ma uczucia, James. Ty i on ją kochacie, ona wybrała ciebie... Nie ma nic dziwnego w tym, że nie jest szczęsliwy z tego powodu...
- Darować sobie? Coś takiego?! - Potter wparował do sypialni jak rozjuszony byk. - Nigdy w życiu mu tego nie daruję! Jak raz z tym porządku nie zrobię, on cały czas będzie do niej przykładał swoje brudne ślizgońskie łapy! - wykrzyczał i wpadł z powrotem do łazienki. W głowie mu się to nie mieściło.
- James ma rację. Lily to jego dziewczyna. Tylko i wyłącznie jego, Śmiecierus nie miał najmniejszego prawa nawet na nią spojrzeć a co dopiero pchać się ze swoim jęzorem... bleeee! - udał że rzygnął.
- Weź nie opowiadaj nawet takich szczegółów, Łapo! - warknął James grzebiąc teraz za czymś w swoim kufrze.
- Dobrze, zgadzam się z toba, nie powinien tego robić, ale stało się. Nie zrobił jej nic złego... Po prostu, pocałował, to jeszcze nie koniec świata. James, zapanuj nad swoim temperamentem, bo jeśli zrobisz coś zanim pomyślisz, może się to źle dla ciebie skończyć. - odezwał się znów Remus patrząc uważnie na Pottera.
- Nie koniec świata, mówisz? - zaczął Potter ignorując resztę jego wypowiedzi. - Być może nie jest to koniec świata, ale i tak nie pozwolę by ją dotykał, rozumiesz? Tylko ja mam prawo do takich rzeczy! Boże, jak sobie pomyślę, że on ją tam... Cholera!
- Odzywa się w tobie urażone ego. - mruknął znów Remus patrząc na niego cały czas. - Każdy facet tak reaguje. Ale nie każdy z tego powodu morduje konkurenta. - zaznaczył.
- Konkurenta? Daj spokój, Remusie, jaki z niego konkurent w porównaniu z Jamesem? - zaśmiał się Black.
- Powiedziałem tylko jak sie przedstawia sprawa, Suriuszu. Tak się składa, że nawet jeśli Severus nie może być nawet najmniejszym konkurentem dla Jamesa to... z boku tak właśnie to wygląda. Ale na miejscu Jamesa naprawdę aż tak bym się nie przejmował. Lily jest wierna swojemu chłopakowi, a to co się stało wstrząsnęło nią do tego stopnia, że dziewczyny nie mogły wydobyć z niej niczego w pierwszej chwili. Dorcas mi opowiadała.
- Jak to nie mogły? - zapytał James stając w miejscu z peleryną niewidką w ręce.
- Normalnie. Była cała roztrzęsiona, powtarzała tylko, że cię zdradziła i że wyrzekniesz się przez to nawet tego, że ją znasz. - zarechotał cicho Remus. James nie wiedział co zrobić. Czy się śmiać czy dalej się wkurzać. Wybrał coś po między.
- Na początku tak pokracznie mi zaczęła to wszystko przedstawiać, że naprawdę myślałem, że przyprawiła mi rogi. Ale jak w ogóle w takich okolicznościach mogła sądzić, że ją zostawię to nie wiem.
- Przestraszyła się.
- Już ja się postaram, żeby ten wypierdek też się przestraszył. - powiedział mściwie James. - A ty mi w tym pomożesz, Black. Peter też. Ciebie nie pytam, Remusie, bo jak zawsze będziesz wygłaszał nam półgodzinne orędzie sprawiedliwości, a potem i tak pójdziesz z nami. - Remus zrobił krzywą minę.
- Bardzo śmieszne. - mruknął, ale uśmiechnął się. - Ale naprawdę uważam, że powinieneś to po prostu zostawić. Severus sam wie, że przekroczył granice.
- Wszelkie granice. - James odwrócił się do kumpla i spojrzał na niego z ognikami złości w oczach. - Lily jest dla mnie jak perła, czysta i nietykalna. I nie pozwolę, żeby to ścierwo brudziło ją... swoją gębą!
- Dobra, już dobra, i tak ci nie przemówię do rozsądku... - westchnął Remus i położył się na łózku.
- A tak w ogóle to gdzie ty się teraz wybierasz? - zapytał Black patrząc jak James ładuje do torby mapę i kilka różnych innych rzeczy.
- Do Pokoju Życzeń.
- Co, zażyczysz sobie, żeby Śmiecierus się tam pojawił by go zatłuc? - zarechotał.
- To nie jest śmieszne, Black! - syknął na niego.
- Oj, dobrze, dobrze. Więc?
- Umówiłem się tam z Lily.
- Oo! - zarechotał znowu. - Coś się święci. Będziesz ją odkażał? - znowu się zaśmiał. Potter tylko westchnął. Akurat te żarty go nie śmieszyły.
- Daj mu spokój, Syriusz. - mruknął Remus rozłożony na łózku.
- Dobra, dobra. Tak tylko mówię. - i rechoczac rzucił sie na swoje łóżko. - Przecież widze, że on świata poza nią nie widzi.
- Dobra, palanty, idę. Wrócę... - zamyślił się. - Nie wiem kiedy wrócę, ale wróce. - i wyszedł ku ogólnemu zdumieniu swoich kumpli.