[ Uwaga! +18! ]
Kiedy zaszedł na siódme piętro nigdzie jej jeszcze nie było, ale wiedział, że przyjdzie. Był tego pewny. Ukrył się pod peleryną, by nikt go tu o tej porze nie zauwazył. Był już wieczór, ale jeszcze dość wczesny. Miał nadzieję, że jutro rano zdążą wyszykować się na lekcje. Wyszczerzył się sam do siebie.
W oddali usłyszał jakies przytłumione głosy. Zza rogu korytarza wyszły dwie dziewczyny z piątej klasy. One także zaliczały się do tych, które bez przerwy się do niego wdzięczyły, więc pogratulował sobie pomysły ukrycia się. Gdyby do niego podeszły i Lily by to zobaczyła... Wieczór wcale nie musiałby być taki przyjemny jak sobie zaplanował.
Przeszły obok niego nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że je słyszy. Rozmawiały o czymś zawzięcie. w pierwszej chwili nie zwracał uwagi na to co mówią, rozglądał się za Lily. Ale potem usłyszał słowo - zapalnik. Severus. Zaczął nasłuchiwać.
- Evans wybiegła stamtąd jak oparzona. Pewnie coś jej zrobił. - powiedziała jedna.
- To Ślizgon, pewnie chciał ją nastraszyć.
- widać mu sie udało. Potter pewnie go rozniesie jutro na pierwszej lekcji! Hahaha... - i śmiały się tak idąc dalej. Oj tak, rozniosę go, pomyślał. Ale teraz czekał na Lily.
Nie musiał czekać długo. Po paru minutach wyłoniła się zza rogu idąc z naburmuszoną miną i torbą na ramieniu. Uśmiechnął się szeroko, ale nie dał znać, że jest. Stanęła pod przeciwległą ścianą i patrzyła to w jedną stronę to w drugą. Niespodziewanie fuknęła sama do siebie.
- Skoro już ma takie życzenia, to chociaz mógłby się nie spóźniać! - zarechotał głośno aż skoczyła w miejscu. wyłonił się spod peleryny patrząc na nią. Zaczerwieniła się. Nie spodziewałą się, że schowa się pod tym swoim...
- James! - fuknęła. - Dlaczego się schowałeś?
- Żeby mnie żaden nauczyciel nie przyuważył. - odpowiedział z uśmiechem podchodząc do niej bliżej. Miał na sobie jedynie koszulkę i jakies luźniejsze spodnie dżinsowe. Uśmiechnęła się kiedy oparł obie ręce po obu stronach jej głowy. Pogładziła jego ramiona po czym dała mu się pocałować.
- No to co? Tutaj mam to zrobić? - zapytała z uśmiechem. Miała cos ze soba na tą okazję, i była pewna ,że szczęka mu opadnie.
- Nie, coś ty! - roześmiał się. - Poczekaj chwilkę, zaraz ci coś pokażę.
- Wiem, że to Pokój Życzeń, James.
- Tak, ale nie wiem co sobie wydumałem. - w ścianie były już po chwili drzwi. Nie za duże. Takie jak do sypialni.
- No więc co sobie wydumałeś? - zapytała patrząc w te drzwi.
- Wejdź i sama zobacz. - powiedział popychając ją lekko.
Podeszła do tych drzwi i podniosła nieco drżącą rękę. Co też mógł wymyślić? Miała nadzieję, że to nie będzie coś głupiego. I jak się okazało nie było.
- Och... - wymknęło jej się gdy weszła do środka. Była to dość duża sypialnia z łazienką, sądząc po drzwiach z boku. W suficie błyszczały lampki oświetlając całe pomieszczenie. Na podłodze rozłożony był gruby puszysty dywan z długimi włosami. Był pulchny jak nowy, a nie taki który ma już pare lat, wydeptany. Aż szkoda było na niego następować.
Było tylko jedno okno i wychodziło na jezioro. Widać było latające ptaki. Były też piękne meble, pokój urządzony był przestronnie, nie był zawalony zbędnymi szafkami, ale był piękny. Natomiast w tym momencie Lily patrzyła na wielkie łóżko w samym środku i jej oczy robiły się coraz większe. Przełknęła ślinę.
- James...
- Tak? - drgnęła gdy usłyszała jego głos tuż przy swoim uchu i poczuła na nim jego oddech. Odchrząknęła lekko.
- Po co nam takie wielkie łóżko? - roześmiał się cicho i pocałował jej uszko.
- No jak to po co? Na czymś trzeba spać, nie? - odpowiedział zerknęła na niego do tyłu.
- Masz zamiar tu spać?
- Tak, Razem z tobą. - oznajmił patrząc na nią jakby nigdy nic.
- Ale... - uśmiechnęła się mile poruszona. - My musimy wrócić do swoich sypialni...
- Ach, pani prefekt! Choc raz mogłabyś zrzucić swoją odznakę. - zarechotał. Sama też się zaśmiała. Był niemożliwy.
Weszli głębiej. Nagle światła zmieniły kolor na bardziej słodki. Lily aż westchnęła. Skądś pojawił się miły zapach.
- James... - mruknęła i natychmiast poczułą na sobie jego ręce. Objął ją od tyłu i gładził jej brzuszek całując pojedynczo jej szyję. - Tylko nie wyobrażaj sobie zbyt wiele... To łóżko nie posłózy nam do niczego innego jak tylko do spania.
- Oj, Lily... - zarechotał znowu odwracając ją przodem do siebie. - A taką miałem nadzieję...
- Na co? - zapytała od razu próbując się nie uśmiechać. On tylko puścił jej oczko.
- Pooglądaj sobie a ja wejdę na chwilę do łazienki. - powiedział i zostawił ją na moment.
więc rozglądała się. Było tam naprawdę ładnie. Wielkie lustro na przeciwległej ścianie od łóżka znów nasunęło jej pewne skojarzenie. Chyba nie myślał... Nagle przypomniała sobie słowa Dorcas. Że James JESZCZE nie jest jej kochankiem. Czyżby coś wiedziała na temat tego co jej ukochany planuje?
Potrząsneła głową. Przecież Potter na pewno nie ma zamiaru jej tu uwieść. Z resztą nie dałaby mu się.
A może jednak? Nie chciałabyś poczuć jak cię pieści...?
Cichy głosik odezwał się nagle w jej głowie. Przymknęła oczy i wyobraziła sobie jak jego dłonie pieszczą powoli jej ciało. Odgoniła ta wizję niemal natychmiast bo zrobiło jej się zbyt goraco.
Z łazienki w końcu wyszedł Potter ubrany teraz w koszulkę na naramkach i krótkie spodenki. Zazwyczaj w tym sypiał. Uśmiechnęła się.
- Uroczo. - powiedziała po czym wybuchnęła śmiechem.
- Uroczo będzie jak ty wyjdziesz z tej łazienki gotowa do swojego pokazu. - odszczeknął jej się z uśmiechem i pocałował czule. Mruknęła coś cicho, ale zaraz się uśmiechnęła.
Poszła w końcu do tej łazienki ze swoją torbą. Zabrała ze soba parę fraczków, ale teraz kiedy je wyciągnęła poczuła się naprawdę skrępowana. Chyba nie powinna tego robić...
Ale to twój chłopak.
Od czterech dni.
No i co z tego? Ale znasz go od wielu lat.
To się nie liczy.
Pewnie, że się liczy. Znasz go i możesz mu zaufać.
No nie wiem...
Zaryzykuj. Choć raz zrób w swoim życiu coś szalonego.
A co mi tam!
Długo nie musiała bić się ze swoimi myślami. W łazience była duża wanna, więc nalała do niej wody - swoją drogą szalenie szybko się nią wypełniła - i wzięła kąpiel. James pewnie już się niecierpliwi, pomyślała i uśmiechneła się szeroko. Reszta nie zajęła jej wiele czasu. Założyła Czarno-czerwony staniczek ładnie modelujący jej piersi. Nie wiedziała czy są piękne, ale nie narzekała na nie. W przeciwieństwie do innych osób. Do kompletu miała majteczki zakrywające raptem jedną trzecią tyłka. Uśmiechnęła się na samą myśl o minie Pottera gdy ją zobaczy. Jak na zawołanie usłyszała jego głos spod drzwi.
- Utopiłaś się?
- Nie, zaraz wychodzę. - odpowiedziała uśmiechając się szeroko.
Na wierzch, żeby nie być od razu taką nagą założyła coś w rodzaju sweterka z siateczki koloru czarnego, wiązanego z przodu. Założyła jeszcze czarne buty na dziesięciocentymetrowych szpilkach i już była gotowa. Parsknęła śmiechem oglądając swoje odbicie w lustrze. Prezentowała się chyba... ładnie. Co nie?
Poodwracała się jeszcze kilka razy z każdej strony by się jeszcze raz obejrzeć i wzięła głęboki oddech. Nie może siedzieć w tej łazience do rana przecież. Musi wyjść. Potarła lekko policzki by zmniejszyć choć trochę rumieńce, które już wstępowały na jej twarz.
- Dobra, najwyżej skończę w piekle dla prefektów. - mruknęła i podeszła do drzwi chwytając za klamkę. Miała tylko nadzieję, że nie wywinie przed nim kozła na tych szpilkach.
Akurat kończył zapalać pachnące świeczki kiedy usłyszał otwierane drzwi. W jednej ręce trzymał różdżkę i zapalał płomyki, a w drugiej szklankę z sokiem. Zabrał ze sobą tez troszkę czegoś do schrupania na tą okazję. Spojrzał w kierunku drzwi do łazienki i kopara mu opadła.
Szklanka z sokiem wyleciała mu z ręki i potoczyła się po podłodze. Przez chwilę nie mógł wydusić z siebie słowa. Poczuł gwałtowny skurcz w podbrzuszu i nagłe przyspieszenie bicia serca. Był pewny, że właśnie śni.
- Coś ty na siebie włożyła?! - zapytał gdy wreszcie odzyskał głos. Lustrował ją łakomym wzrokiem. Lily która stała tam przez moment i obserwowała jego reakcję z cieniem uśmiechu satysfakcji na ustach stanęła teraz z rękami na biodrach.
- A co? Miałam od razu wyjść z tej łazienki nago czy co?
Parsknął smiechem patrząc na nią. Oczy mu błyszczały.
- Nie podobam ci się? - zapytała unosząc brwi i przyglądając mu się.
- Żartujesz? Jesteś piękna! To znaczy... ja... Boże... - zaczął się jąkać strzelając oczami po jej całym ciele. w końcu usiadł na łóżku na wprost niej. - Nie spodziewałem się... w życiu... czegoś takiego.... - wymruczał znów. Roześmiała się głośno.
- Co, utarłam ci nosa? Przeciez wiedziałeś po co tu idziemy.
- Ty naprawdę chcesz się przede mną rozebrać? - zapytał z niedowierzaniem. Patrzył na nią wielkimi oczami.
- Co ci jest, Potter? - podeszła do niego bliżej. Teraz na wysokości twarzy miał jej brzuszek. w tym wdzianku wyglądała jeszcze bardziej nago niż gdyby nie miała rzeczywiście nic na sobie. - Przecież sam to wymyśliłeś.
- No tak, ale...
- Ale co?
- To był taki żart. Ja myślałem, że ty w życiu tego nie zrobisz i z resztą wcale nie miałem zamiaru cię do tego nakłaniać. - powiedział prześlizgując się wzrokiem po jej ciele.
- Więc po co mnie tu zaciągnąłeś w takim razie? - zapytała zakładając ręce na piersi.
- Żeby po prostu spędzić z toba wieczór. - zaśmiał się przeczesując włosy palcami. Znokautowała go, nie ma co. Popatrzyła na niego.
- Czyli zrobiłam z siebie wariatkę?
- Nie, skąd... Cieszę się, że moge pocieszyć swoje oczy. - uśmiechnął się szeroko. I tak była już purpurowa na twarzy. Odwróciła się do iego bokiem totalnie zażenowana. - Chodź tu. - powiedział i posadził ją sobie na kolanach. - wyglądasz ślicznie... Bombowo, naprawdę. - szepnął gładząc jej ramiona. Siedziała na nim okrakiem i strasznie dziwnie się czuła. Co najmniej jakby grzeszyli. Uśmiechneła się mimo wszystko spoglądając mu w oczy.
- Czyli podobam ci się tak?
- Oczywiście! - zapewnił ją. - Jesteś naprawdę... sexy. - wybuchnęła śmiechem. - Nie śmiej się, mówię prawdę! - sam się rozesmiał. - Pamiętasz jak powiedziałas, że nie umiałabyś ze mną być?
Spojrzała mu w oczy. Doskonale pamiętała te słowa i chwilę, w której mu to powiedziała.
- Teraz nie umiałabym z toba nie być. - powiedziała obejmując go ciasno za szyję i spoglądając mu w oczy. On wyzezowała na jej dekolt. Zauważyła to ale tylko sie uśmiechnęła.
Gładził jej plecy. Kiedy to powiedziała poczuł, że jest najszczęsliwszym człowiekiem na ziemi.
- Byłam w lekkim szoku, że... - zaczęła gładząc go po policzku. Z policzka zaczęła schodzić palcami na szyję a potem na ramiona. - Że coś takiego do ciebie czuję. Uświadomiłam to sobie nagle i nie umiałam się w tym na początku odanleść. Cieszę się, że mimo tego co powiedziałam, nie zrezygnowałeś.
- Nie mógłbym z ciebie zrezygnować, gdy już wiedziałem, że coś do mnie czujesz. - wyszeptał przyciskając ją mocniej do siebie. Oddychał płyciej patrząc jej w oczy. Jej bliskość w tym momencie doprowadzała go do obłędu. Czuł zapach jej skóry. Jej włosów. Dotykał ją. A ona jego. Taka sytuacja raptem cztery dni po tym jak zostali parą, może nie była rozsądna, ale znali się już przeciez tak długo... Lily nie musiała się go przeciez obawiać.
Przełknał ślinę patrząc jej w oczy. Czuł napięcie zbierające się w podbrzuszu. Żadna dziewczyna nie wywołała u niego takiego stany samą swoją obecnością. A ona tego dokonała. Rozpaliła go tylko tym, że mu się taka pokazała.
- Roznieciłas we mnie ognień, Lily... - szepnął uśmiechając się. Kiedy to powiedział, zdała sobie sprawę, że lekko drży a po jej plecach biegają dreszcze. Przyjemne uczucie. Uśmiechnęła się uwodzicielsko patrząc mu w oczy. westchnął przyciskając ją znów mocniej a ona nie oponowała. Czuła, że zmierzają w pikantnym kierunku, ale nie przerywała tego. Samo to, że siedziała na nim taka roznegliżowana sprawiało jej przyjemność. Nagle pomyślała, że mimo wszystko jest niegrzeczną dziewczynką. Uśmiechnęła sie znów na tą myśl.
- Ty we mnie też... James... - odszepnęła słodko mrucząc jego imię. Kiedy to usłyszał zacisnął lekko palce na jej pośladkach. Kiedy nie zrobiła nic by to wszystko powstrzymać tylko patrzyła dalej rozpłonieniona na niego zaczął je lekko masować. Ze zdziwieniem spostrzegł, że te majteczki zbyt wiele nie zakrywały...
Uniosła sie nieco na kolanach by mógł całymi dłońmi masować jej pupę. I było to naprawdę bardzo przyjemne. Uśmiechała się co chwilę gdy baraszkowała dłońmi w jego włosach, wpełzała nimi pod jego koszulkę. Miała tutaj tańczyć więc zaczęła się na nim poruszać. Powoli i delikatnie wijąc się prezentowała mu całą siebie. Zamruczał na to i przeciągnął dłońmi po jej ciele z tyłka na brzuch, a potem przez piersi na szyję i policzki, po czym pocałował ją bardzo namiętnie.
Kiedy jego dłonie musnęły dosłownie jej biust miała ochotę zrzucić z siebie ten stanik, ale się powstrzymała. Niechętnie, ale tego nie zrobiła. Miała jeszcze ostatki rozsądku w sobie. Wiedziała, że seks nie byłby przejawem mądrości. Mogli się pieścić, to nie było nic złego. Ale bez przesady. Tylko, że takie wyznaczanie sobie granic zawsze powoduje ich przesuwanie. Jeszcze trochę można... Jeszcze trochę... Jeszcze troszeczkę... aż BUM! I po wszystkim.
Poruszyła biodrami i otarła się o niego. Wciągnął spazmatycznie powietrze do płuc. Poczuł prąd w tym jednym konkretnym miejscu. Po chwili znów, kiedy znów się poruszyła i otarła o niego jakby prosiła... Ale wcale nie musiało to tego oznaczać... Ale było bardzo przyjemne i czuł, że robi się gorąco. Czuł jak jego podniecenie rośnie i musiał się bardzo pilnować by nie zrobić czegoś bardzo głupiego. By nie położyć jej na łózku i po prostu wziąć. Może by się nie opierała, ale nie o to chodzi. Chciał być rozsądny, a to by wcale takie nie było.
Całowali się przez długą chwilę i nie mieli ochoty się rozstawać. Kochał jej usta kiedy były takie rozpalone i chętne... Z resztą, zdał sobie sprawę, że tak na prawdę to po raz pierwszy jest taka rozpalona... Zwykle nie zachowuje się tak jak teraz. Nie wije się, nie podnieca go do tego stopnia, że wrze. A on właśnie przekraczał temperaturę wrzenia. Zrzucił z niej ten fraczek z wierzchu i zaczął całować jej ramiona. Przymknęła oczy, wplotła palce w jego czuprynę i lekko kierowała go co ma robić. Poddawał się pod jej komendy, całował namiętnie aż w pewnym momencie poczuł aksamitną skórę na piersi.
Zamruczał miło zaskoczony i polizał wzdłuż krawędzi bielizny. Robiło sie bardzo gorąco. I to właśnie było to 'przesuwanie granic'...
Miał ochotę pozbyć sie tego zawadzającego materiału i już nawet zaczął grzebać przy zapięciu, gdy jej ręce odwiodły go od tego. Spojrzał jej w oczy, uśmiechała się lekko. Nie pora na to... Odwzajemnił się tym samym uśmiechem i znów wrócił do jej ust, a ręce powróciły na jej tyłeczek.
Znów poczuł jak poruszyła biodrami. Znów się o niego otarła i znów poczuł ten prąd. Szczególne uczucie. Jego dłoń zjechała z pośladka na udo. Gładził je przez chwilę powoli całując wciąz jej usta. Mruczał przy tym od czasu do czasu jak kot, proszący o więcej pieszczot. Po chwili te ruchy stały się regularne. Pobudzała go w tej sposób i być może nawet nie zdawała sobie z tego sprawy. A on czuł, że lada moment nie będzie odwrotu...
Przycisnął ją do siebie znów mocniej i mocniej odczuł jej ruchy. Poczuł jej spazmatyczny oddech na swojej twarzy... A więc jej też było tak dobrze jak jemu... Miał taką nadzieję. Gdyby ktoś stał z boku i na to patrzył, uznałby, że najzwyczajniej w świecie się kochają. Ale tak nie było. Siedziała na nim o doprowadzała go do białej gorączki...
Mruknęła gdy poczuła, że ociera się o coś twardego i sztywnego. otworzyła nieco oczy i spojrzała na niego. Dyszał lekko, oczy miał zamknięte, czuła jak lekko wbijał palce w jej pośladki. Uśmiechnęła się. Była pewna, że on tego długo nie zapomni. Ona z resztą też.
Wpiła się namiętnie w jego usta na co zareagował z wielką aprobatą. Jedną rękę wplótł w jej piękne włosy i delikatnie za nie chwycił. Następnie jego usta odnalazły skórę na jej szyi, taką aksamitną i pachnącą... Oszaleję, pomyślał w pewnej chwili.
Nie było już odwrotu, nie było gdzie uciekać. Oboje dyszeli w miłosnym uniesieniu i już żadne z nich nie zastanawiało się co z tego wyniknie. Lily pręzyła się na jego kolanach wciąz poruszając biodrami doprowadzając go na skraj. Sama też już była blisko. Patrzyła w sufit ale nie widziała go, czuła tylko to co działo się z jej ciałem. Jego ręce spazmatycznie błądzące po jej ciele, jego oddech urywany i płytki i ciche jęki przyjemności. Czuła jak ją samą ogarnia rozkosz. To było coś niesamowitego, coś pięknego i zakazanego. I chyba dlatego tak smakowało.
Czułą coraz większy żar w miejscu swojej kobiecości. Czuła jaka jest wilgotna. Chyba po raz pierwszy w życiu tak się czuła. Każda dziewczyna ma swoje doświadczenia z tymi rzeczami, ale ona była inna, nie taka jak jej koleżanki. Dorcas nie wstydziła się o tym opowiadać. Paplała radośnie nieraz w nocy co lubi a czego nie lubi, co robi a czego nie robi kiedy ma ochotę sobie dogodzić. Ann komentowała jej opowieści co chwile dodając coś od siebie. Ale Lily tylko słuchała. Nie wstydziła się o tym rozmawiać, ale jakoś nie wylewała z siebie tych rzeczy, które można by pomyśleć, że mogła próbować. Próbowała. Ale nie zbyt często. Nie czuła potrzeby conocnego pieszczenia i przeżywania uniesień. Robiła to kiedy już naprawdę miała wielką ochotę, albo kiedy była czymś wyjątkowo zestresowana. Teraz to co innego... Rozpalił ją chłopak... Jej chłopak.
On to też był zupełnie inny kaliber. Być może dlatego, że był właśnie facetem. A faceci wiadomo. Często i gęsto. Lubił to jak każdy chłopak. Odstresowywało go to i dawało satysfakcję. Ale to jak doprowadzała go teraz panna Evans biło wszystko na głowe. Jej bliskość i udział w tym wszystkim sprawiał, że nie panował nad niektórymi odruchami. Na przykład nigdy dotąd nie zdarzyło mu się, by głośno jęknął. A teraz wymykało mu się to co chwila.
Ona też wydawała już z siebie coraz to ciekawsze odgłosy i dokładała tym jeszcze do ognia jaki w nim sie palił. Pod koniec tej zabawy oboje poruszali się we wspólnym rytmie obejmując się ciasno, oplatając jak pnącza, całując raz po raz i wzdychając nie mogac sie już doczekać punktu kulminacyjnego. wciąz nie nadchodził, ale był już coraz bliżej.
Lily w pewnym momencie złapała Jamesa za odsłonięte ramię i wbiła w nie paznokcie poruszając wciąż pupą. Nawet nie poczuł bólu. Czuł tylko nachodzącą obezwładniającą przyjemność. I chciał już, chciał tego spełnienia razem z nią. Ona jednak była pierwsza.
Kiedy zobaczył na jej twarzy spazm przyjemności i radości aż zagryzł wargę. Z jej ust posypała się kanonada najpiękniejszych dźwięków jakie kiedykolwiek słyszał. Bo tak na dobrą sprawę, czy dla chłopaka może być coś piękniejszego niż jęki jego ukochanej dziewczyny? I to powodowane nim samym. Uśmiechnął się. Choć już skończyła szczytować wciąz sie na nim poruszała, teraz już delikatniej i trochę wolniej. Miała zamknięte oczy i jej uścisk też lekko zelżał.
Przycisnął ją więc mocniej do siebie i sam poruszał się dalej pobudzając się by w końcu również zakończyć to cudowne przeżycie. Wciąz widział przed oczami jej twarz kiedy dostała to na co czekała, kiedy razem do tego brnęli. To nakręcało go jak nic. Lily wplotła znów palce w jego włosy i gładziła jego głowę oddychając już spokojniej i pozwalając mu na to co robił.
Choć mogłaby już się od niego odsunąc nie chciała. To wciąz było takie przyjemne. Nigdy wcześniej nie robiła nic z tych rzeczy z nikim więc dopiero teraz uświadomiła sobie jak mało wie na ten temat. Przedtem wyobrażała sobie, że gdy tylko skończy opadnie na łózko i po wszystkim. Ale to sie miało nijak do rzeczywistości. wciąż trzymała go w ramionach i słuchała jego słodkich jęków. Mruczała mu seksownym głosem jego imię do ucha i całowała raz po raz.
Spojrzała w jego oczy. w nich było widać wszystko, całe pożadanie i ogień jaki w nim płonął. Coś wspaniałego. Jak patrzył prosto w jej piękne zielone tęczówki. Przyciskał ją do siebie ciasno, choć nie za mocno. Akurat tak, że było jej dobrze w takiej sytuacji. Czuła, że znów będzie musiała wziąc kąpiel, ale... może tym razem wezmą ją razem? Uśmiechnęła się na ta niespodziewaną myśl, która wpadła jej do głowy.
Nie trwało to już długo. W końcu dostał to czego tak pragnął. Wygiął plecy w łuk. Usta miał otwarte w niemym krzyku, ale po chwili zamknął je i zacisnął zęby. Nie mógł, po prostu nie mógł powstrzymać jęku. A raczej prawie krzyku. To było niesamowite, niepojęte, czuł się jakby został oddzielony od ciała. Był pewny, że zabrudził nie tylko siebie ale i ją... ale potem będzie się tym martwił. Teraz tylko czuł. Czuł rozkosz uderzającą w jego ciało i umysł.
Jeszcze nigdy nie widziała czegoś takiego. To był piękne, przepiękny widok, kiedy widzi się swojego mężczyznę w takiej chwili. Coś fantastycznego. Uśmiechneła się po raz kolejny patrząc na niego. Czuła się błoga, odprężona, jakby ktoś poluzował jej wszystkie stawy, ale było to niesamowicie przyjemne uczucie. On też już cały sie rozluźnił.
Ogień szybko malał i opuszczał jego ciało, a na jego miejsce wpływało błogie odrętwienie. Oddychając cięzko jak po długim biegu opadła z nią w ramionach na plecy oszołomiony i nieco powalony doznaniami. Nigdy nie przezył tego tak intensywnie. Teraz wiedział, że te rzeczy są naprawdę fantastyczne, zwłaszcza jeśli nie robi się tego w pojedynkę.
Na chwilę odjęło mu mowę, leżał tylko i próbował opanować oddech a ona ułożył głowę na jego ramieniu. Kiedy jednak odzyskał głos, nie miał słow by przekazać to co czuł.
- w morde... - zaczął cicho. - O Boże... Chryste... To... po prostu... - dyszał wciąz głęboko oddychając, i wciąz nie mógł uspokoić oddechu. - Kosmos... w morde! - powtórzył znowu i wplótł dłoń we włosy wlepiając oczy w sufit. - Coś obezwładniającego...
Lily leżała na nim wtulona błogo odpręzona i uśmiechała się pod nosem z satysfakcją. Nie wiedziała co ją tak napawało samozadowoleniem. Może to, że jej chłopak przeżył właśnie najlepszy orgazm życia i to dzięki niej właśnie.
On wciąz nie mógł otrząsnąc się z tego wszystkiego. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw, ale uśmiechał się szeroko jak głupi. Może to nie był seks, ale coś robili, i było im obu wspaniale. Bo Lily w końcu też drżała na nim cała w spazmach. Spojrzała na nią i pogładził ją po włosach. Była taka piękna... Zawsze była piękna, ale teraz wydawała mu się jeszcze piękniejsza. Dziękował Bogu za ten skarb który dostał, a na który nawet w połowie nie zasługiwał. Była bezcennym darem. I miał zamiar dbać o niego bez przerwy do końca swojego życia.
- Lily...? - szepnął w końcu. W odpowiedzi przesunęła lekko dłonią po jego torsie. Uśmiechnął się. Przełożył ją na miękkie łózko i wtedy przypomniał sobie, że troche napaskudził. - Oj... - bąknął patrząc na swoją koszulkę i jej brzuszek. Ona tez na to spojrzała. - No cóz... przyda się powtórna kąpiel. - powiedział z usmiechem. Lily zachichotała zasłaniając twarz dłonią. Była troche rozkojarzona tym co się stało, ale przyznała mu rację kiwając głowa i patrząc na niego. Zabrał tą dłoń z jej pięknej twarzy i po kolei pocałował czule każdy jej paluszek a potem jej wnętrze cały czas patrząc jej w oczy. - Byłaś niesamowita, kochanie... - szepnął i znów ucałował jej dłoń. Zarumieniła się po same uszy, ale uśmiechneła się zadowolona. Popatrzył na jej słodkie rumieńce i pocałował ją namiętnie zapominając, że mieli iść się wykąpać. Całowali się tak przez pare minut. Chciał dać jej poczucie, że nie zostawia jej po tym wszystkim, że chce się nią opiekować. Czułą to bardzo wyraźnie. w każdym jego pocałunku, w dotyku dłoni na ramionach. - Cudowna... - szepnął i zszedł z pocałunkami na jej szyję. Westchnęla z uśmiechem i pozwoliła mu na tą pieszczotę.
- James...? - mruknęła w końcu. Spojrzał na nią z myślą, że byc może zrobił coś nie tak. Ale ona cały czas sie uśmiechała, a oczy jej błyszczały.
- Tak? - odpowiedział jej szeptem. Przyłożyła paluszek do jego ust. Ucałował go z czułością.
- Weźmy razem tą kąpiel, co? - powiedziała bez najmniejszego ostrzeżenia. James zamrugał oczami nie wierząc, że mu to zaproponowała.
- Naprawdę? - zapytał głupkowato. Aż zaśmiała sie w głos.
- No... skoro zrobiliśmy już tak dużo krok to... taki malutki kolejny nie będzie stanowił problemu, co?
- Dla mnie na pewno nie. - odpowiedział od razu z uśmiechem patrząc w jej oczy. Przeczesała palcami jego włosy a potem rozciapierzyła je tak, że sterczały we wszystkie strony.
- Och, uwielbiam twoje włosy, James... - mruknęła. Miał je do ramion, piękne, lśniące i mięciutkie w dotyku. Kruczoczarne. Uśmiechnął się zadowolony, aż parsknęła śmiechem.
_idziemy? - zapytał półszeptem. Pokiwała głowa na tak. Podniósł ją i wziął na ręce. Zaskoczył ją tym i to nie mało.
- Co ty robisz? - zaśmiała się cicho.
- Jak to co? Niose do łazienki. - powiedział szczerząc się w uśmiechu.
- Cieszysz się, co nie? - rozczochrała mu znowu włosy na głowie.
- Oczywiscie. - mruknął i pocałował ją czule po raz kolejny.
Postawił ją na nogi dopiero w łazience obok wanny, na której brzegu przycupneła. Pomyślała, która może być już godzina i nagle na ściane zauważyła ładny zegar. Wskazywał godzinę dwudziestą drugą. Późno. Ale nie przejęła się. Uśmiechnęła się tylko widząc jak jej ukochany dolewa olejku aromatycznego do goracej wody.
Po zaledwie paru minutach wanna była pełna, pozostało więc się tylko rozebrać i do niej wskoczył. James jak widać nie miał z tym żadnych oporów, bo zrzucił z siebie od razu poplamioną koszulkę i zabrał się za spodenki. Odwróciła wzrokiem kiedy po chwili złapał za gumę swoich bokserek.
- Nie mów, że po tym co się wydarzyło się wstydzisz! - zarechotał patrząc na nią wciąz w bieliźnie.
- Nie wstydze się! - zaoponowała z uśmiechem i rumieńcami, które mówiły co innego.
- Jasne. - powiedział patrząc wciąz na nią. Nie miał zamiaru ją zmuszą, że go oglądała. Zbokiem nie był. No chyba, że sama będzie miała ochotę zerknąć. Zaśmiał się w duchu na tą myśl.
Widocznie miała taką ochotę bo wciąz na niego zerkała, a jego to niezmiernie bawiło. Pozbył się w końcu swojej bielizny i bez żadnych ceregieli do niej podszedł. Zadrżała, gdy uświadomiła sobie, że on jest całkowicie nagi. NAGI! - tak coś krzyczało w jej umyśle. Ale zaraz dała sobie mentalnego kopa i pomyślała, że jest już przeciez pełnoletnią osobą, i nie pora na taką dziecinadę. Zaraz zwali z siebie te fatałaszki i koniec.
On obserwował ją z rozbawieniem. W koncu przycisnął ją do siebie i szerokim uśmiechem.
- Jesteś słodka, kiedy się denerwujesz, ale kiedy się krępujesz jesteś jeszcze słodsza. - mruknął patrząc jej w oczy. - Dalej, odwrócę się. - dodał robiąc to co powiedział ze śmiechem. Czasami dziewczyny go rozbrajały. Co w tym takiego wielkiego rozebrać się?
Lily wzięła się w końcu w garść i zrzuciła sweterek który był w gruncie rzeczy tylko czarna siateczką. Potem sięgnęła do tyłu i rozpięła staniczek. Po chwili wylądowała w tym samym miejscu co siateczkowy sweterek. Tak samo skończyły majteczki. Przeczesała palcami włosy i poczuła się, jakby się z czegoś właśnie uwolniła.
- Już. - mruknęła tylko i czekała aż się odwróci. Nie od razu to zrobił. Najpierw zerknął za siebie, a potem zapytał.
- Nie wchodzisz do wanny? - głos miał lekko ochrypnięty.
- Zaraz wejdę, razem z tobą. - dodała tak samo cicho.
Odwrócił się w koncu i, jak każdy facet, po prostu musiał to zrobić, zlustrował całe jej ciało. Nie śmiał się już nic, tylko podszedł do niej powoli i spojrzał jej w oczy. Stała cała czerwona na twarzy, ale dzielnie patrzyłą w jego oczy nawet lekko się uśmiechając. włosy opadały jej na piersi nieco je przykrywając. Może dlatego aż tak sie nie krępowała.
Stali tuż przy sobie, dzieliły ich zaledwie centymetry. Podniósł powoli rękę i opuszkami palców dotknał jej piersi. Nie odtrąciła jej patrzyła wciąz na niego. w jego oczach widziała podziw i miłość. Doceniał to, że mu się pokazała. Tak jak ją Pan Bóg stworzył.
- Jesteś piękna, Lily. - powiedział w końcu patrząc jej w oczy i dotykając teraz jej policzka. Ona po prostu wtuliła się w niego obejmując za szyję. Przycisnął ją lekko czując jej ciepłe ciało na swoim. Westchnał. Był naprawdę przeszczęsliwy. - Warto było urabiać sobie za toba nogi, Evans! - palnął nagle. Spojrzała na niego. Szczerzył się w uśmiechu zadowolony.
- Nawet w takiej chwili żarty się ciebie trzymają, Potter?! - nie mogła w to uwierzyć, ale tez się śmiała. On na prawdę był nie możliwy.
- No, powinnaś się cieszyć, przy mnie nigdy nie będziesz się nudzić. - powiedział poruszając zabawnie brwiami.
- To już wiem. - powiedziała kiwając głowa.
wskoczyli w końcu do tej wanny. Najpierw on, rozłożył się w niej wygodnie i spojrzał na nią wyczekująco. Jego wzrok wciąz przesuwał się po jej ciele. Jestem facetem w końcu, pomyślał, który by nie patrzył na tak zgrabne nogi? Ale nie tylko na nogi patrzył, hipokryta.
Westchnęła kiedy oparła się o niego. Gęsta piana otuliła jej całe ciała, woda grzała, więc nie było jej zimno. Do tego jeszcze on. On tu był najważniejszym elementem.
- Oby tak było zawsze. - mruknęła opierając głowe na jego ramieniu. Jej włosy nieco się zamoczyły i seksownie oblepiły jej biust.
- Będzie. - powiedział obejmując ją czule i całując w uszko.
- Tak myślisz?
- Oczywiście. A czemu miałby być inaczej? - spojrzała na nia.
- Żyjemy w niebezpiecznych czasach. Sam-wiesz-kto...
- Nie myśl teraz o tym, Lily. Na te rzeczy jeszcze przyjdzie czas, kiedy odejdziemy z Hogwartu. - zamilkł na chwilę. Po czym powiedział spoglądając na nią z boku. - Kiedy już stąd odejdziemy chcemy dołączyć do Zakonu Feniksa. - czekał na jej odpowiedź. Przez chwilę nic nie mówiła analizując jego odpowiedź.
- Wy czyli Syriusz, Remus, Peter i ty? - zapytała spoglądając w jego oczy. Pokiwał głową.
- Tak. wszyscy chcemy walczyć... - urwał, ale potem zaczał ponownie. - Chcemy z nim walczyć, żeby nasze dzieci miały lepsze życie. Może uda nam się go powstrzymać. Zawsze jest nadzieja.
Lily milczała. Sama już od jakiegoś czasu zastanawiała się co zrobi kiedy szkoła definitywnie się skończy.
- Też już o tym myślałam. - powiedziała w końcu. Zerknął na nią.
- Czyli?
- O Zakonie. Też myślałam o tym by do niego dołączyć. - westchnęła. - Może dla Czarnego Pana tacy ludzie jak ja nie przejawiają żadnej wartości, ale ja sama jestem innego zdania i mam zamiar to udowodnić. Czy mu się to podoba czynie. - powiedziała dobitnie. Uśmiechnął się, ale zaraz spoważniał.
- To chyba nie jest dobry pomysł.
- Dlaczego?
- No bo... - nie wiedział właściwie dlaczego nie chciał żeby się do tego pchała.
- Bo jestem kobietą?
- Nie, nie dlatego, że jesteś kobietą. Dlatego, że jesteś moją kobietą, Lily.
- A to nie ma nic do rzeczy. Ty jesteś moim chłopakiem i co?
- To co innego. - powiedział jakby to miało zakończyć sprawę.
- Nie, James, to dokładnie to samo. Ty będziesz latał i wymachiwał różdżką im przed nosem, a ja mam wtedy siedzieć i czekać aż mi coś powiedzą, czy jeszcze żyjesz czy już nie?
- Lily, nie nakręcaj się tak, przeciez nie umieram jeszcze.
- Jeszcze. Dobrze to ująłeś, James. JESZCZE. Nikt nigdy w tej organizacji nie może być pewny czy dzisiaj nie umrze. - aż podniosła się i nawet nie zważała na swoje nagie ciało. Jemu też akurat w tym momencie nie w głowie były jej cycki.
- Lily. - westchnął kręcać głową. - Wojna trwa cały czas. A bezpośrednie starcie z Voldemortem pewnie czeka nas za długi, długi czas. Nie twierdzę, że jeśli do tego dojdzie to nie wezmę w tym udziału. - popatrzył na nią, na jej twarzy widoczny był lęk. O niego. - Tak, Lily, jeśli będzie trzeba się bić to będziemy się bić. O szkołę, o ludzi, o życie... o ciebie. - odwróciła od niego twarz.
- Nie chcę...
- Lily, zrozum to proszę. - podniósł się również i objął ją znów przytulając do siebie. wtuliła się w jego ciało czując jak coś ściska ją w gardle. - Przed chwilą sama mówiłaś, że chciałas dołączyć do Zakonu, a teraz boisz się, że będę walczył na wojnie?
- Nie boję się tego, że zginiesz na wojnie! To znaczy, oczywiście, że boję się o życie, swojego ukochanego, ale akurat w tym momencie nie w tym rzecz! Boję się niewiedzy! Czekania i czekania na jakieś wiadomości, napięcia... Jeśli ty masz w tym uczestniczyć to ja też. Rozumiesz? Jeśli mamy w tym siedzieć to oboje, ale żadne z nas, James. - powiedziała patrząc mu prosto w oczy. Westchnał znów lekko sfrustrowany.
- Lily, czy ty wiesz co by się ze mną stało, gdyby coś ci zrobili? - spróbował w ten sposób, ale nic to nie dało.
- To samo pytanie moge zadac tobie w tym momencie. - odpaliła. Znów westchnał.
- Zrozum, Lily, za ciebie jestem gotów nawet zginąć, rozumiesz? Gdyby coś ci zagrażało zrobiłbym wszystko co tylko możliwe, aby cię ochronić. A pierwszym krokiem jest właśnie odwiedzenie cię od wstąpienia do Zakonu Feniksa.
- Więc porzuć swoje nadzieje, że uda ci sie mnie przekonać. - ucieła i oparła się znów o niego. Nie wiedział już co mam jej mówić, żeby go zrozumiała. Milczeli przez chwilę oboje, po czym ona się odezwała.
- James... ja czuję do ciebie to samo rozumiesz? Tez chce cię chronić. Też chcę miec pewność, że nic ci nie jest. Że jesteś bezpieczny. Mówisz o tych uczuciach, a sam nie możesz pojąć, że ja też się tak czuję?
- Ja to rozumiem, kochanie, ale...
- Chyba jednak nie do końca.
- Tak, rozumiem cię, i to bardzo dobrze. Ale... jeśli nie my to kto?
- No właśnie, MY, James, a nie tylko ty...
- Nie będę tam tylko ja sam...
- Dobrze wiesz o co mi chodzi.
- wiem. - westchnął. - Ale i tak nie chcę, żebyś się tam pchała. - objął ją i ucałowała oba policzki. Dość komicznie to wyglądało ale ona lubiła kiedy to robił. - Kochanie, przecież nie musisz należeć do Zakonu, żeby pomóc.
- Ale wtedy nikt mi nic o tobie nie powie, rozumiesz?! Nie powiedzą mi co się dzieje! Kiedy stracą z toba kontakt to nawet mnie o tym nie powiadomią, bo raz, pewnie nie będą chcieli mnie denerwować, a dwa, sami będą panikować. Tak jak ostatnio z tego co słyszałam.
- Syriusz z całą pewnoscią powiedziałby ci wszystko. - powiedział przekonany o swojej racji.
- Taki jesteś pewny? A ja myśli, że jeśli nałożą na niego tajemnicę to nie piśnie ani słówkiem. - James westchnął zrezygnowany.
- Dobrze, porozmawiamy o tym kiedy indziej.
- Nie ma o czym rozmawiać kiedy indziej, bo już wszystko ci powiedziałam.
- więc chcesz dołączyć do nich tylko po to, żeby wiedzieć co ise ze mną dzieje?
- Nie, nie tylko dlatego, też chce walczyć, ale nie chcę dreż ze strachu, że nie ma cię jeszcze, kiedy już dawno powinieneś się pojawić.
- Ech, moja kochana Evans... - westchnął tuląc ją czule. Tą rundę chyba przegrał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będę wdzięczna za każdy komentarz do posta. Wszystkie będą mnie znakomicie motywowały do dalszego pisania. :)