poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Rozdzial 5. Omdlenie, nieporozumienie i zaklad.

Było już dawno po śniadaniu, gdy James Potter wyszedł z dormitorium, odświeżony i ubrany w szkolną szatę. Czekali już tylko na Glizda, który zapodział gdzieś swoją czekoladę. Mieli dziś pierwszą lekcję z samego rana z McGonagall, zawsze się denerwował, kiedy miał iść na zajęcia z nią. James i jego dwa pozostali przyjaciele jakoś nie specjalnie się jej bali. Czasami wrzeszczała, to fakt, ale po za tym była naprawdę bardzo fajna.
Wyszli w końcu z Pokoju Wspólnego i ruszyli do klasy transmutacji. Dzisiaj z tego co wiedzieli mieli mieć zajęcia praktyczne. Tak im ostatnio powiedziała McGonagall więc James nastawił się na całą godzinę stania na nogach. Nigdy mu to nie szkodziło więc teraz też się nie martwił.
Kiedy skręcili w korytarz prowadzący do klasy transmutacji, zobaczył, że jego dziewczyna, bo tak już o niej myślał, stoi z przyjaciółkami tyłem do niego i o czymś z nimi zawzięcie rozmawia. Stały na uboczu, z dala od wszystkim. Lily była zarumieniona, opowiadała im o czymś energicznie gestykulując.
Huncwoci zatrzymali się pod przeciwległą ścianą. James nie mógł się powstrzymać i podszedł do nich, nawet tego nie zauważyły. Mógł bez przeszkód spokojnie podsłuchiwać, jak Lily mówi do Dorcas;
- Ja chyba oszalałam, skoro chcę się z nim spotykać...
- A tylko chcesz się z nim spotykać, nic więcej? - zapytała Dorcas i zachichotała. James wytężał uszy. Choć wiedział, że mówią o nim, chciał mieć pewność, że Evans nie robi sobie z niego jaj, a na boku umawia się z kimś innym. Chyba pękłoby mu serce...
- Mm... - zamruczała Lily udając, że się zastanawia nad czymś usilnie. - No może nie tylko spotykać. - powiedziała w końcu. James z szerokim uśmiechem spojrzał na swoich przyjaciół, którzy siedzieli pod ścianą i chichotali w najlepsze patrząc na dziewczyny i Jamesa. Ona nadal nie zdawały sobie sprawy z jego tak bliskiej obecności.
- A no widzisz! Tyle ci kładła do tej głowy, w końcu zrozumiałaś. - szturchnęła lekko Lily łokciem. - Ale w sobotę idziesz z nim do tego Hogsmeade, jak się umówiliście, tak? - zapytała znów. James już wiedział, że ma stabilny grunt pod nogami.
- Tak, tak. - powiedziała Lily i odgarnęła włosy zamaszystym ruchem aż chlasnęły Jamesa w twarz. Zamrugał tylko z uśmiechem nic nie mówiąc. Chciał pozostać nie zauważony jak najdłużej. - Swoją droga jestem ciekawa co on wymyśli.
Już ja się postaram, kochanie, pomyślał natychmiast.
- Potter jest kreatywny, na pewno cię czymś zaskoczy. - stwierdziła Ann bardzo przekonującym głosem. Wszystkie trzy stały odwrócone tyłem do korytarza, a wprost za nimi stał Potter i nie mógł uwierzyć, że jeszcze go nie wyczuły. A może Lily celowo się nie odwracała? No dobra, bez przesady, ale i tak był zadowolony z takiego obrotu sytuacji.
- Już nie mogę się doczekać. - zaśmiała się perliście, tak jak on lubił najbardziej.
- Powiedz mu, że go kochasz, a nie okręcasz wiecznie kota ogonem! - fuknęła nagle na nią Dorcas. James stanął w bez ruchu, nawet Remus, Syriusz i Peter przestali się uśmiechać, bo oni też to usłyszeli. Popatrzeli po sobie a potem wyszczerzyli jednocześnie do Rogacza. On sam też już miał banana na twarzy.
Lily przez tą chwilę nic nie mówiła. Poprawiała przez moment włosy jakby biła się z myślami. Jej policzki znów pokryły się rumieńcami, takimi jakie on uwielbiał.
- Nie moge mu tego powiedzieć. - mruknęła w końcu nieco markotnym głosem. Ann I Dorcas spojrzały na siebie porozumiewawczo. Pewnie właśnie zaczęły planować morderstwo na Lily.
- Ee... Możemy wiedzieć, DLACZEGO? - zapytała Dorcas nieco napastliwym tonem wypowiadając ostatnie słowo. Lily znów odrzuciła włosy chlastając nimi Jamesa po twarzy. Otworzyła usta jakby chciała coś powiedzieć, ale po chwili je zamknęła. Przez chwilę milczała, a potem nabrała powietrza do płóc i powiedziała takim tonem jakby chodziło o czyjąś śmierć.
- Bo wciąż nie do końca wierzę w jego czyste intencje. - dziewczyny chciały już ją zakrzyczeć, ale ubiegła je. - Ja wiem, że jest wspaniały i wo ogóle, ale czy do wszystkich innych dziewczyn nie wdzięczył się w ten sam sposób? Nie chciałabym, żeby się okazało, że za dwa miesiące stwierdzi, że 'wybacz, kochanie, ale to jednak nie to'. Już wszyscy znają ten schemat. - Dorcas zakryła twarz dłońmi.
- No, masz rację. - powiedziała patrząc na nią przez palce. - Tyle, że od ostatniej dziewczyny, której to powiedział upłynęło, ja wiem? Jakieś... Pół roku? Kobieto, on za chwile sfiksuje! Ty też jeszcze trochę oszalejesz, myślisz, że ja nie słyszę jak wiercisz się w nocy, nie możesz spać?
- To nie dlatego... - zaczęła słabo oponować.
- A dlaczego? No powiedz. - czekała przez chwilę na odpowiedź przyjaciółki, a gdy jej nie uzyskała ciągnęła dalej. - Przestań kierować się stereotypami, które już przeminęły. Sama powiedziałaś, że wydoroślał. I przyznaj się sama przed sobą, że kochasz go jak wariatka to może łatwiej będzie ci powiedzieć to jemu.
James miał w tym momencie mieszane uczucia. Dziewczyna kocha go, ale mu nie wierzy. Co to za ...? Miał ochotę się odezwać, ale znów zaczęła Lily.
- Co ja na to poradzę, że tak czuję? To nie chodzi nawet o to czy mu wierzę czy nie, po prostu... boję się... - już nie wytrzymał i postanowił obwieścić im swoją obecność.
- A gdybym ci powiedział, że dałbym się za ciebie zabić, tu i teraz, uwierzyłabyś w końcu? - wszystkie trzy kwikły wystraszony i jak jeden mąż odwróciły się do niego w wlepiły w niego oczy. Ale on patrzył tylko na Lily. Która była blada jak śmierć i nie wiedziała co powiedzieć. Za nic w świecie nie chciała, żeby on to usłyszał! Przecież chciała z nim być! Chciała!
Chciała coś powiedzieć, ale w tym momencie z klasy wyszła McGonagall i zaprosiła ich do środka. Potter odwrócił się napięcie i wrócił pod ścianę po swoją torbę i wszedł do sali nie oglądając się na nią. Poczuł się trochę skrzywdzony jej słowami. Chociaż powinien się cieszyć czuł żal. Niech mi kto powie, myślał, jak długo można przekonywać dziewczynę o swojej miłości? Cała wieczność i jeszcze ci czasu nie starczy.
Lily usiadła wraz ze swoimi koleżankami i spojrzała na niego. Nie patrzył na nią, rozmawiał pół głosem z Blackiem, nawet na nią nie zerkając. Pochylali się ku sobie szepcząc. Poczuła nie miły skurcz w żołądku. Będzie musiała z nim porozmawiać i wytłumaczyć mu wszystko.
W końcu odezwała się profesorka i w klasie zaległa cisza.
- Jak mówiłam, dzisiaj zajęcia praktyczne, więc radziłabym od razu poodsuwać krzesła pod ścianę, żeby w razie czego nikt się mi tu nie potłukł. Słyszałeś? - zwróciła się do Glizda. Ten nerwowo pokiwał głową na znak, że rozumie. James i Syriusz uśmiechnęli sie półgębkiem. I tak się obali, przy pierwszej okazji. Nie potrzebne mu do tego krzesło.
- Będziemy transmutować szopy - machnęła krótko różdżką w stronę szafy za nią, która otworzyła się ukazując klatki ze zwierzakami. - w puchary do wina. W drugiej klasie tez już to robiliście, ale każdy  z was miał wtedy do dyspozycji o wiele mniej skomplikowane zwierzę. Szop to już wyższa półka i powiedziawszy szczerze, nie spodziewam się, że komukolwiek uda się to dzisiaj na pierwszej lekcji. Teorię jednak znacie z poprzednich zajęć, więc... Nie powinno być aż tak źle. - dodała spoglądając na pannę Evans. - Potter po rozdawaj klatki.
- Zawsze mnie do czegoś wykorzysta. - mruknął pod nosem i wstał podchodząc do szafy. Wyciągnął różdżkę i stuknął nią w pięć średniej wielkości klatek z szopami i powiedział - Locomotor szopy. - pięć klatek uniosło się, a on nie ruszając się z miejsca po rozsyłał je po klasie. Tak samo rozesłał trzy następne tury i usiadł.
- Brawo, Potter. - mruknęła McGonagall. - Małe rzeczy cechują wielkich czarodziejów, panie Potter. - James uśmiechnął się siadając na swoim miejscu.
- Brawo, Potter! - zaintonował szeptem Black i udał, że klaszcze energicznie w dłonie. James pacnął go w rękę, żeby się uspokoił. Remus tylko się śmiał. Zawsze miał z nimi mnóstwo śmiechu.
- Panie Black, pan pierwszy zademonstruje nam swoje zdolności. - warknęła McGonagall patrząc na niego. Wszyscy powstawali, odsunęli krzesła na stosy pod ścianę. - No, proszę, panie Black.
- No dobra... więc... w puchary do wina, tak? - mruknął zamierzając się różdżką na szopa jakby chciała zadać mu prawy sierpowy.
- Tak, panie Black. - wszyscy wlepili w niego oczy. Syriusz wziął głęboki oddech i wypowiedział formułkę zaklęcia. Machnął przy tym różdżką w bardzo kreślony sposób i łagodnie dźgnął nią szopa. Ten zapiszczał cicho i zaczął się zmieniać po chwili stała przed nim przezroczysta wersja szopa.  - Tak jak mówiłam, nie spodziewałam się, że komuś uda się to za pierwszym razem. Ktoś jeszcze chce spróbować? Panna Meadowes?
Dorcas drgnęła ale nic nie powiedziała i zaczęła swoje. Wszyscy jej się przyglądali kiedy robiła dokładnie to co Black... i dokładnie to samo jej wyszło. Parsknęła śmiechem patrząc na pół widocznego szopa.
w tym samym momencie James i Lily wzięli do rąk swoje różdżki i wykonali nimi takie same ruchy wypowiadając formułkę niemal jednocześnie i dźgnęli nimi swoje szopy. w ciągu trzech sekund przed każdym z nich pojawił się kryształowy w pełni uformowany puchar do wina.
Potter zamrugał nie wierząc własnym oczom. Ale, co tu się dziwić, zawsze był dobry z transmutacji. Lily uśmiechnęła się w końcu, a McGonagal podeszła najpierw do niej a potem do Pottera i obejrzała dokładnie ich puchary.
- No. Ładnie. Bardzo ładnie. Panie Potter, panno Evans, po dwadzieścia punktów dla Gryffindoru, macie się z czego cieszyć, na dodatek ominie was też praca domowa która miałam zamiar dzisiaj wam zadać. Jeśli komuś jeszcze uda się to co Potterowi i Evans również może czuć się śmiało z niej zwolniony. Reszta - esej na temat trasmutacji szopów puchary na czwartek.
Reszta lekcji przebiegła rutynowo, z jednym wyjątkiem rzecz jasna, musiało się coś wydarzyć. Lily i James odczarowali swoje zwierzęta, i powtórzyli swój wyczyn jeszcze kilkukrotnie po czym stali przy swoich stolikach i przyglądali się innym jak próbowali dokonać tego samego.
Remusowi i Syriuszowi też już prawie się to udało, choć Remus był bliższy. Jego puchar był szklany a nie kryształowy. Natomiast kryształowy puchar Blacka piszczał i podskakiwał. Wszyscy się z tego śmiali do rozpuku, sam James o mało co sie nie udusił kiedy puchar Blacka zeskoczył pokracznie ze stolika i w podskokach uciekła w kąt klasy. McGonagall odczarowała szopa jednym machnięciem rózdżki.
I wtedy James poczuł, że kręci mu się w głowie. Zignorował to. Przecież nie poleci z tym do skrzydła szpitalnego. Ale im dłużej stał tym bardziej czuł, jak słabość ogarnia jego ciało. w pewnym momencie musiał przytrzymać się brzegu stolika. Nogi miał jak z waty i lekko mu drżały. Nie wiedział co się dzieje. Pochylił głowę i przymknął oczy głęboko oddychając. Poczuł się trochę lepiej.
Nikt tego nie zauważył, i dobrze, pomyślał z uśmiechem. Ale ulga nie trwałą długo. Po zaledwie chwili znów poczuł zawrót głowy, tym razem o wiele silniejszy. I mdłości. Nabrał głęboko powietrza w płuca by je powstrzymać, inaczej zrzygałby się tu przy wszystkich? A może nie? Przecież nic nie jadł od wczoraj rana, nie miałby czym rzygać...
Remus w końcu zauważył, że z Potterem coś się dzieje.
- James, co jest? - zapytał na tyle głośno, że cała klasa wraz z nauczycielką spojrzała na niego. Poczuł się zakłopotany.
- Nic, nic...
- Jesteś bledszy od śmierci...
- Nic mi nie jest. - powtarzał uparcie trzymając się drżącymi rękami blatu stołu.
- Zaraz zasłabniesz!
- Potter siadaj! - powiedziała ostro McGonagall. Black natychmiast podskoczył po krzesło, ale zanim zdążył mu je podstawić, Jams jak długi runął na ziemię. Remus, który stał tuż obok niego zdążył go pochwycić i położyć na ziemi, bo inaczej rozwaliłby sobie łeb. McGonagall wstała i podeszła do nich szybko. W tym czasie James zdążył się już obudzić, i ze zdziwieniem stwierdził, że leży na podłodze.
- Co się stało? - zapytał rozglądając się i gramoląc na nogi. Już była przy nim Lily która popchnęła go z powrotem na podłogę. Popatrzeli sobie w oczy.
- Zemdlałeś. - powiedziała nieco drżącym głosem. Przestraszyła się. Jak tylko się przewrócił podbiegła do niego, ale McGonagall ją odsunęła.
- Och... - bąknął próbując się podnieść.
- Leż, Potter, przetransportują cię do skrzydła szpitalnego...
- Ale po co, przecież nic się nie stało...
- Stało się Potter, i kładź się ci mówię. Chorujesz na coś?- zapytała trzymając go mocno by się nie podniósł. Ktoś pobiegł już po pielęgniarkę.
- Nie, on nie choruje. - odezwał się Black, który stał nad nim z miną wściekłego rosomaka i rękami założonymi na piersiach. Jeszcze chwila i para poszłaby mu uszami. - On NIE ŻRE. - McGonagall spojrzała na niego marszcząc czoło. - Od wczoraj nic nie jadł, pani profesor. - zreflektował się i wytłumaczył po ludzku. Przeniosła spojrzenie na Pottera.
- No, to nie ma się co dziwić, że się przewróciłeś, Potter. To jakiś kolejny twój genialny pomysł? Czy kaprys? Postanowiłeś żyć samym powietrzem?! Czy widokiem Evans na korytarzu?! - niektórzy zarechotali na te słowa, ale ona była wściekła. On też się uśmiechnął gdy to powiedziała. Ale Lily też nie było do śmiechu.
- Pani profesor, po prostu nie mam apetytu...
- Zaraz ci go przywrócę. - syknęła Lily wbijając w niego swój wzrok. Uśmiechnął się do niej ładnie.
***
James spędził w skrzydle szpitalnym całą resztę dnia. Po części mógł się czuć z siebie zadowolony, bo nie poszedł już na żadne lekcje w tym dniu. McGonagall najpierw go zwymyślała, potem zagroziła mu, że jeśli jeszcze raz wywinie taki numer wyleci z drużyny, a dyrektor odbierze mu plakietkę kapitana. Przeraziło go to trochę i obiecał sobie, że już nigdy nie ominie żadnego posiłku w szkole.
Jego kumple też patrzyli za to na niego krzywo. Peter nie wiele się odzywał, tylko patrzył na niego jakby był jakimś wyjątkowym okazem. Remus wyrażał swoją dezaprobatę minami i spojrzeniami, ale też, tak jak Peter nie mówił nic. Za to Black tak mu suszył głowę, że po raz pierwszy w życiu James miał go dosyć.
- Łapa, weź daj już sobie na wstrzymanie! Przecież nic takiego się nie stało! Każdemu może się zdarzyć.
- Tak, tylko, że nikt o zdrowych zmysłach nie żyje samą miłością, i pamięta o tym, żeby się nażreć! - Potter westchnął tylko. Poddał się. Pomyślał, że jeśli nie będzie się za dużo odzywał i pozwoli się Blackowi wywrzeszczeć, to szybciej mu się znudzi i się zamknie. Nagle jednak przyszło mu jedno pytanie do głowy.
- A co z Lily? - na to pytanie Black od razu przerwał swój monolog. Wszyscy trzej na niego spojrzeli. - No co?
- Jak to co, jest wściekła. - powiedział cicho Remus. - Myślałeś, że będzie tu przy tobie ślęczeć jak my? Jest na lekcjach. - Potter nie przyjął tej wiadomości z uśmiechem. Nadąsał się nawet trochę.
- To nie moja wina, że tak mi zawróciła w głowie, powinna się cieszyć. - stwierdził teraz już z obrażoną miną, opierając się o poduszki i zakładając ręce na piersi wpatrzył się w sufit.
- I co jeszcze?! - odezwał się poirytowany głos spod drzwi, które właśnie się zamykały.
Podeszła do nich rudowłosa dziewczyna, o której właśnie wspominał James. Łypnęła na każdego groźnie, a na koniec na samego Jamesa.
- No to my... tego... - zaczął bublać pod nosem Black czochrając się z zakłopotaniem po włosach. Remus wstał i z lekkim uśmiechem na twarzy kręcąc głową poszedł pierwszy, za nim Peter drepcząc mu po piętach, a na końcu Syriusz. Lily usiadła na krześle, z którego przed chwilą wstał Lupin. Patrzyła na niego wściekłym wzrokiem.
- Nie patrz tak na mnie. - powiedział w końcu odwracając od niej wzrok.
- A jak mam patrzeć? Mam pogłaskać cię po główce i pogratulować kolejnego głupiego pomysłu?
- To nie był żaden kolejny głupi pomysł, Lily! Po prostu najzwyczajniej w świecie nie chciało mi się jeść. - powiedział nieco podniesionym głosem.
- Nie krzycz na mnie, Potter, bo to ty tutaj jesteś półgówkiem! - odszczeknęła mu się. wytrzeszczył na nią oczy.
- Półgłówkiem?! No proszę! To już nie jestem taki wspaniały, jak stwierdziłaś pod klasą transmutacji? A no tak, zapomniałem. - powiedział uśmiechając się kpiąco. - Przecież ty i tak nie wierzysz w nic co robię ani co do ciebie mówię. - zacisnęła palce na swojej szacie. Nie patrzył na nią. Poirytowany gapił się ostentacyjnie na przeciwległą ścianę.
- Teraz będziesz wykorzystywał przeciw mnie moje własne słowa? - zapytała a klatka piersiowa unosiła jej się w szybkim rytmie i opadała. Spojrzał na nią w końcu łaskawie.
- Nie. Stwierdzam tylko fakt, który ty nakreśliłaś mi jakiś czas wcześniej. Dobrze wiedzieć, naprawdę. - fuknęła niemalże ze złości.
- To twoja wina, nie trzeba było podsłuchiwać! - prawie krzyknęła.
- Gdybym nie podsłuchiwał, nie wiedziałbym na czym stoję! - on też już był zły.
- A twoim zdaniem na czym stoisz? - próbowała panować nad sobą, żeby nie krzyczeć w sali szpitalnej.
- Szczerze?
- Szczerze.
- To sam nie mam pojęcia co ci teraz powiedzieć. - zaczął podskakując niemal na łóżku. Z tych wszystkich emocji nie mógł usiedzieć w miejscu. - Myślę, że mam prawo być skołowany, ponieważ robisz mi wodę z mózgu.
- Ja ci robię wodę z mózgu...?! - oburzyła się ale nie dał jej skończyć.
- Tak, ty robisz mi wodę z mózgu. - powtórzył. - A jeśli pozwalasz mi na to wszystko tylko po to, żeby pokazać mi jaka to ty jesteś ponad wszystko, to może powiedz mi od razy, że ci nie zależy. Nie okłamuj swoich koleżanek, mnie i przy okazji też siebie. - patrzyła na niego wielkimi oczami. Rumieńce wstąpiły jej na policzku kiedy wstała, a raczej zerwała się z krzesła.
- Uważasz, że kłamię?! Uważasz, że to co robię, albo powinnam powiedzieć raczej, to na co pozwalam TOBIE, to tylko po to, żeby cię upokorzyć, tak?! Tak uważasz?!
- Tak, tak właśnie uważam. - powiedział patrząc jej prosto w oczy.
- A niby skąd ty możesz wiedzieć co czuję?!
- Do tej pory wydawało mi się, że mogę się tego domyślać, ale po dzisiejszym dniu jestem zmuszony przyznać ci rację; nic nie wiem o tym co czujesz, bo i mnie i wszystkim innym pokazujesz coś innego!
- To co mówisz jest niesprawiedliwe, wiesz o tym? - powiedziała wciąż oddychając ciężko jak po długim biegu. Nie chciała słuchać tego co on do niej mówił. Najchętniej trzasnęłaby go w twarz. Żeby się w końcu zamknął.
- Taak? - zakpił i to boleśnie. - Och, w takim razie przepraszam. - nie wytrzymał. - Przepraszam, że nie jestem dla ciebie odpowiedni, księżniczko! Z bożej łaski. - dodał wściekły pod nosem.
- Nigdy nie mówiłam... że nie jesteś dla mnie odpowiedni. - powiedziała i poczuła, że w oczach gromadzą jej się łzy. - Ale skoro ty tak uważasz to dobrze. Nigdy więcej, do końca życia się do ciebie nie odezwę, jeśli nie potrafisz zrozumieć... prostych rzeczy... I nie zbliżaj się do mnie więcej, Potter, bo nie ręczę za siebie!
- Hahaha! - zaśmiał się. - Nie zbliżaj się? W porządku! Sama do mnie przyjdziesz.
- JA DO CIEBIE?! W życiu! Zapomnij! Nawet na milimetr się do ciebie nie zbliżę! - powiedziała nienaturalnie wysokim głosem.
- Zbliżysz, zbliżysz. Takie dziewczynki same do mnie przychodzą. - powiedział uśmiechając się kpiąco.
- TAKIE to znaczy JAKIE, POTTER?!
- Takie jak ty.
- TO ZNACZY JAKIE?! ZA KOGO MNIE MASZ?! - spojrzał na nią pobłażliwie.
- Za taką samą dziewczynę jak te wszystkie inne, które wodzą za mną wzrokiem. Na ciebie potrzebowałem tylko trochę więcej czasu.
- Czyli co? - jej głos zabrzmiał teraz naprawdę złowieszczo. - Chcesz mi powiedzieć, że słodziłeś mi i wdzięczyłeś się do mnie tylko po to, żeby wpisać mnie na kolejną pozycję zaliczonych lasek w szkole, tak? więc gratuluję ci, Potter, udało ci się w końcu! - wrzasnęła na koniec.
- Lily... - westchnął zakrywając twarz dłońmi. Jak te dziewczyny są przewrażliwione. wszystkim można wyprowadzić je z równowagi.
- Nie chce słyszeć od ciebie ani jednego słowa więcej! - krzyknęła znowu wściekłą. Czułą, że się zaraz rozpłacze, ale za żadną cenę nie chciała przy nim. - Przyszłam tu, bo się martwiłam, a ty wygarnąłeś mi jakieś brudy, a na kraniec jeszcze... wiesz co? Jesteś gorszy od Severusa, on przynajmniej wie, że ma mnie za co przepraszać z własnej winy! Ty nigdy się nie zmienisz, jak mogłam być tak głupia, że w ogóle brałam to pod uwagę, żeby być z tobą! W ogóle jak mogłam się w tobie zakochać, nie wiem jakim cudem cię kocham, Potter, może ty mi będziesz w stanie to wytłumaczyć, co?! - wywrzeszczała mu to w końcu. - Obiecuję ci, że się z ciebie wyleczę, i to niedługo! - łzy pociekły jej po policzkach, a on siedział wytrzeszczając na nią oczy oniemiały. - Nie potrzebuję cię! Nie chcę cię! I nawet gdybyś przepadł nie obleciałby mnie to ani trochę! - teraz na głos przekonywała samą siebie, że tak właśnie jest. Bardzo chciała w to wierzyć, ale wiedziała, że tak nie jest. Że kocha go jak wariatka i tak się właśnie zachowuje. Przez niego, bo w końcu się dowiedziała o co mu tak naprawdę chodzi.
- Lily... - wydukał chcąc coś powiedzieć.
- Milcz, Potter, nie chce słyszeć twojego głosu! - złapał ją za ręce i pociągnął do siebie. wyrywała mu się, odpychała go, nawet nie spodziewał się, że ma tyle siły w sobie. wywrzaskiwała my pojedyncze słowa, zadyszana, powoli traciła siłę by z nim walczyć. On był od niej o wiele silniejszy i trzymał ją mocno. w końcu się poddała. Zawisła bezwładnie w jego ramionach oddychając głęboko. Zamknęła oczy, było jej wstyd, że tak wybuchła, ale nie dała rady nad sobą zapanować. Chciała stąd uciec, zniknąć, żeby nikt na nią nie patrzył, a już zwłaszcza on. Kochała go i nienawidziła jednocześnie w tej chwili.
- Lily, ja nie powiedziałem, że uganiam się za tobą tylko po to, żeby dopisać cię do listy swoich sukcesów. - powiedział ostrożnie bojąc się, że znowu zacznie okładać go pięściami. Ale nic takiego się nie wydarzyło. Wciąż oddychała ciężko. Udawała, że jej nie ma? Może. Przynajmniej wytłumaczy jej swoje słowa. - Przepraszam... Nie powinienem mówić do ciebie w ten sposób, przepraszam, wybacz mi. - ścisnął ją mocniej i pocałował czule czubek jej głowy. Nie miała już siły na nic. więc poddała się i słuchała co ma jej do powiedzenia. - Kocham cię, Lily, kocham cię, kocham cię, kocham cię... będę powtarzał ci to tak długo, aż znów mi uwierzysz. Nigdy nie myślałem o tobie w kategoriach 'zaliczenia'. - westchnął. Co ja mam jej teraz powiedzieć, myślał zrozpaczony. - Masz rację, jestem gorszy od Severusa. W ogóle na ciebie nie zasługuję. - powiedział zdając sobie sprawię, że tak jest w istocie. - Jesteś dla mnie za dobra. Ale tak bardzo chcę żebyś była ze mną... tylko ze mną... że już czasami tracę rozum. Powiedziałem za dużo i teraz cię za to przepraszam. Lily... - spróbował zmusić ją by na niego spojrzała. Spojrzała. Oczy miała pełne łez, które wciąż płynęły po jej policzkach. - Bardzo cię kocham. Jesteś wyjątkowa... najlepsza... jedyna... co jeszcze mam ci powiedzieć, żebyś przestała przeze mnie płakać?
 Naprawdę żałował tego co powiedział, a ona ochłonęła już na tyle, że tez doskonale wiedziała, że to nieprawda. Ale i tak było jej przykro. Postanowiła zagrać mu na nosie, żeby na przyszłość się pilnował.
Odsunęła się od niego i otarła demonstracyjnie twarz.
- Wiem, Potter. Ale i tak się już do ciebie nie odezwę. - powiedział i pociągnęła nosem nie patrząc na niego. Uśmiechnął się lekko wciąż trzymając jej jedną rękę.
- Nie musisz się odzywać... do uprawiania miłości słowa nie są potrzebne.
- Do uprawiania... CO??? - aż wytrzeszczyła na niego oczy. Siedziała tak skonfundowana gapiąc się na niego. - Co ty chcesz mi przez to powiedzieć? - uśmiechał się szeroko. Dlaczego ona tak kochała ten uśmiech? No dlaczego? Rozpraszał ją teraz...
- To, że wszystkie rozmowy będą zbędne, kiedy... - urwał i uśmiechał się wciąż szeroko patrząc na nią. Ona też na niego patrzyła wciąż takimi samymi szerokimi oczami.
- Kiedy co??
- Kiedy będziesz ze mną. - no cóż to można było  rozumieć na wiele sposobów.
- Potter, to jest po prostu... - wstała ale zaraz pociągnął ją znów na siebie.
- Mówiłaś coś że nie będziesz się do mnie odzywać do końca życia? - zagadnął jakby nigdy nic. Objął ją od tyłu i zaczął masować jej brzuszek. westchnął.
- Powiedziałam i tak będzie jak tylko stąd wyjdę. - powiedziała stanowczym oficjalnym tonem.
- I nic cię nie udobrucha?
- Nic a nic.
- A ja idę o zakład, że odezwiesz się do mnie i to jeszcze do końca tego tygodnia. - wymruczał jej do uszka. Zadrżała.
- wątpię. - mruknęła pozwalając sobie oprzeć się o niego wygodnie. Pogładził jej ramiona obejmując ją wciąż, na co oparła głowę na jego ramieniu. Wykorzystał to i pocałował kilkukrotnie czule jej szyjkę. Znów zadrżała. - James... - mruknęła wzdychając.
- Tak? - szepnął.
- Przestań.
- Dlaczego?
- Bo jesteśmy w skrzydle szpitalnym. - powiedziała prostując się.
- więc co z tym zakładem? - wypalił uśmiechając się szeroko.Spojrzała na niego nie wiedząc o co mu chodzi. Jaki znowu zakład?
- Jakim zakładem?
- No tym, że odezwiesz się do mnie do końca tego tygodnia.
- Daj spokój, Potter i tak byś nie wygrał.
- Taka jesteś pewna swego? - zaśmiał się.
- Tak.
- No to załóżmy się. - powiedział poważnie patrząc jej w oczy. Popatrzyła na niego a potem wstała nie spuszczając go z oczu i usiadła na krześle z którego wcześniej wstała.
- Dobra, niech ci będzie, Potter. O co gramy?
- Hm... - udał, że się zastanawia, ale dobrze znał swoją odpowiedź. - Nie wiem, zastanowię się za chwilę, ty powiedz czego chcesz, jeśli ty wygrasz.
- Odczepisz się ode mnie raz na zawsze. - powiedziała gładko. Popatrzył na nią mrugając oczami.
- Jak to odczepisz...
- Normalnie. Przestaniesz się do mnie zbliżać, robić cokolwiek, żebym została twoją dziewczyną. Odpuścisz sobie mnie.
- Naprawdę tego chcesz? - westchnął. - I to jest właśnie to o czym mówiłem...
- A ty czego chcesz? Jeśli wygrasz. - powiedziała wątpiącym tonem.
- Ja? Ja chcę, żebyś rozebrała się przede mną tańcząc. Już ja znajdę odpowiednie do tego miejsce. - Lily wybałuszyła na niego oczy.
- Na pewno nie! - objęła się ramionami jakby już była naga.
- Jak chcesz. - wzruszył ramionami. - Niczego innego ci nie zaproponuję. A i wątpię czy ty też chcesz, żebym tak kompletnie z ciebie zrezygnował. Żałowałabyś gdybyś dopięła swego. więc może lepiej od razu chodźmy gdzieś i zaczniesz... - powiedział śmiejąc się.
- Nie! Powiedziałeś do końca tygodnia więc do końca tygodnia. I zobaczymy kto wygra. Czas start, Potter. - powiedziała i wyszła nawet nie oglądając się na niego.
- No to zabawa się zaczyna. - powiedział zadowolony z siebie.
***
Zakład się rozpoczął. Lily była bardzo pewna siebie i z łatwością unikała Jamesa na korytarzach między lekcjami. Wychodziło jej to tak dobrze, że James w pewnym momencie zaczął się bać, że naprawdę z nią przegra. A przecież nie dałby rady sam świadomie z niej zrezygnować. Nie nazywałby się wtedy James Potter.
Lily była coraz bardziej zadowolona z faktu, że cały czas udaje jej się ograć Pottera. Za każdym razem kiedy czegoś próbował, ona uśmiechała się tylko do niego ładnie nie mówiąc ani jednego słowa. Najczęściej też go ignorowała odchodząc gdzieś z Dorcas i Ann. Podzielił się w końcu swoimi lękami z Remusem, który był o wiele lepszym kompanem do zwierzeń jeśli chodzi o te konkretne sprawy.
- To jasne, że nie chce dać ci wygrać, bo nie ma najmniejszego zamiaru się przed tobą rozbierać, ale myślę, że nawet jeśli przegrasz to nie masz się czego bać. - powiedział z uśmiechem powalony w ogóle pomysłem Jamesa jak i zawziętością Lily.
- Jak to, co to znaczy? Przecież powiedziała, że...
- Powiedziała ci, że jeśli ona wygra to masz się od niej oczepić raz na zawsze, dać jej spokój, zapomnieć o niej, blablabla, James. - spojrzał przyjacielowi w oczy. - Jestem facetem, James, ale chyba rozumiem o co jej może chodzić.
- Niby o co? - zapytał Potter marszcząc jednocześnie czoło. O co też tej dziewczynie może chodzić?
- O to, że dopiero wtedy zobaczy jak ci na niej zależy.
- Jak ma to niby zobaczyć, skoro sama chce, żebym się odwalił?! To głupota przecież jest!
- Nie do końca, James. - spojrzał znów na Jamesa. - Ona dobrze wie, że ty się od niej nie odwalisz nigdy, i chce zobaczyć co zrobisz w takim wypadku.
- No jak to co zrobię? To chyba jasne jak słońce, nie? Dalej będę jej truł tyłek. Chyba się nie łudziła, że postąpię zgodnie z zasadami naszego zakładu.
- No właśnie o to tu chodzi, James. Ona chce zobaczyć, że masz w dupie wszystko co mówi ona, bo wiesz, że myśli zupełnie inaczej. Z resztą już ci wywrzeszczała co do ciebie czuje.
James zmarszczył brwi. Akurat o tym to im nie opowiadał, jak Lily wyrzuciła mu wszystkie swoje żale.
- Podsłuchiwaliście?!
- No, nie dało się tego nie słyszeć. I nie tylko my to słyszeliśmy. - odpowiedział Lupin wlepiając oczy w swoją książkę, ale śmiejąc się znowu z przyjaciela.
- No to skoro to słyszeliście... - mruknął James przyglądając się przyjacielowi. - No to rzeczywiście. Wywrzeszczała, że mnie kocha.
- I powiem ci więcej, możesz być stuprocentowo pewny, że to prawda.
- A czemu?
- Bo w takim szale mówi się tylko prawdę. Za trudno byłoby się wtedy zastanawiać co by tu powiedzieć.
- Nie chciałem jej zranić. Powiedziałem to co powiedziałem, bo naprawdę... Odnosiłem wrażenie, że robi sobie ze mnie jaja.
- Kto jak kto ale Lily to raczej nie żartuje z takich rzeczy.
- No, mam nadzieję. Z resztą, nie o tym rozmawialiśmy! - burknął James wracając do poprzedniego tematu.
- Powiedz mi, co ja mam zrobić, żeby sprowokować ją do odzewu.
- Przecież już ci powiedziałem, że nie musisz się tak starać, bo nawet jeśli przegrasz...
- Ale ja chcę wygrać. - powiedział stanowczo patrząc w oczy Remusowi.
- Naprawdę chcesz ją zmusić, żeby się rozebrała?
- Nie rozumiesz mnie. Ona się nie będzie wcale musiała rozbierać.
Remus nie miał już kompletnie zielonego pojęcia o co w tym wszystkim chodzi.
- Więc jak, bo nie rozumiem.
- No normalnie. - uśmiechnął się czarnowłosy. - Schowamy się w Pokoju Życzeń na ten czas. Fama już się rozeszła, o co gramy i w ogóle. Ona się nie rozbierze, ale cała szkoła będzie myślała, że tak.
- To jest bez sensu, chłopie...
- To będzie taka nasza mała tajemnica... Okpimy cały Hogwart. A mnie zależy tylko na tym, żeby spędzić z nią wieczór sam na sam. To wszystko. Żadnej golizny.
Remus roześmiał się patrząc na Jamesa i kołysząc się lekko od śmiechu.
- Co?
- No, muszę powiedzieć, że to całkiem zabawne, ale uważałbym na twoim miejscu na Lily.
- Dlaczego?
- Ona jest ambitna, i nawet jeśli tego nie chce, zrobi to, żeby ci dopiec. - James spojrzał na Remusa z politowaniem.
- Ta, jasne, już widzę jej nagie piersi, Luniaku. - powiedział machając na niego ręką i wstając z jego łózka.
- No to jeszcze zobaczysz, pamiętaj. - zarechotał Remus.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będę wdzięczna za każdy komentarz do posta. Wszystkie będą mnie znakomicie motywowały do dalszego pisania. :)