sobota, 12 września 2015

Rozdzial 6. Slodka przegrana.

Lily siedziała właśnie w dormitorium zadowolona z siebie. Minęły już cztery dni i nie dała się sprowokować Jamesowi. Chłopak zaczął już stosować najprzeróżniejsze techniki, i nawet już jego 'Evans, umówisz się ze mną?' na nią nie działało. wraz z nią w dormitorium siedziały Ann i Dorcas. Obie rechotały teraz podziwiając wysiłki Pottera, by skłonić Lily do wypowiedzenie choćby jednego słowa do jego osoby.
- No, a może jednak dasz się mu skusić, co? - zarechotała znów Dorcas podpuszczając jak zwykle przyjaciółkę.
- Nigdy w życiu. Nie dam mu TAKIEJ satysfakcji. - powiedziała patrząc na nią znad swojej ulubionek książki o eliksirach.
- Ale przecież go kochasz, nie powinno więc stanowić dla ciebie problemu pokazania mu swojego ciała...
- Ale nie jesteśmy razem. - powiedziała stanowczo rudowłosa, ale uśmiechnęła się.
- Już niedługo. - wtrąciła się znów Dorcas. - wyobraź sobie teraz jego ręce, jak cię dotykają, sunął w górę i w górę, coraz wyżej, aż docierają do krągłych pi...
- Zamknij się! - Lily cała czerwona jak piwonia rzuciła w nią książką, bo akurat ją trzymała w ręce. Odrzuciła nerwowo włosy na plecy. Siedziała cała sztywna jak struna usilnie starając się nie wyobrażać tego co przedstawiła jej właśnie Dorcas. - Jesteś zboczona. W życiu nie dała bym mu się tak dotykać.
- A gdyby cię zbałamucił? - dodała swoje trzy grosze Ann.
- Boże, wy tylko o jednym... - westchnęła Lily.
- No odpowiedz. - to Dorcas szczerzyła zęby w uśmiechu. - Lecisz na niego, a on na ciebie.
Lily popatrzyła na nie i uśmiechnęła się nieśmiało.
- Ooo, znam ten uśmiech! - zaśmiała się w głos Dorcas, a Ann jej zawtórowała.
- Dajcie już spokój.
- Nie damy! Masz nam odpowiedzieć na to pytanie!
- Ale co mam wam powiedzieć?! Czy poszłabym z nim do łóżka?! To chcecie wiedzieć?! Zboczuchy?!
- To, żebyś poszła to my same wiemy.
- ŻE CO?!
- No tak. - Dorcas śmiała się w najlepsze. - My chcemy tylko wiedzieć, czy gdybyś teraz z nim przegrała i poszła z nim do tego Pokoju, to rozebrałabyś się i dała mu sie sobą pocieszyć? w sposób całkowicie fizjologiczny...
- Dorcas, przeginasz. - powiedziała Lily niby zła, ale uśmiechająca się.
- No odpowiedz, przecież to nic takiego. - powiedziała Meadowes wzruszając ramionami. - Masz siedemnaście lat. Takie rzeczy już nam chodzą w tym wieku po głowie.
- Dobra, może bym mu pozwoliła na małe co nie co. Zadowolone? - powiedziała w końcu Lily przewracając oczami.
- Zależy co to by było to małe co nieco ! - zarechotały we dwie, a Lily popatrzyła na nie przeciągle.
- wiecie co, zmieńmy temat, bo się za bardzo rozkręcacie. - i wyciągnęła z torby inną ksiązkę.
***
Zakład wciąż trwał, a Potter nie miał pojęcia jak zagiąć Evans. Była uparta, spryciula, aż czasami się uśmiechał, kiedy tak uparcie  milczała patrząc mu w oczy. Chyba naprawdę  nie chciała mu niczego pokazać.
Ale teraz James miał jeszcze jedną ważną sprawę na głowie. Mianowicie pełnię. Remus już od dwóch dni zaczynał coraz gorzej się czuć, a dziś był naprawdę jeszcze bledszy od śmierci.
- Tylko pamiętajcie, żebyście mi tam dzisiaj nie przyłazili. - upomniał ich, a potem wyszedł z wierzy Gryffindoru i poszedł z jednym z nauczycieli, którzy zwykle odprowadzali go tuż przed pokazaniem się księzyca na niebo do tunelu pod Bijącą wierzbą. Tam życzyli mu powodzenia i dalej szedł sam.
Hunccwoci jak zawsze, machali na niego ręką wiedząc, że i tak nie ma zbyt wiele do gadania. A najlepsze było to, że Remus był tego w pełni świadomy, że oni znowu do niego przylezą. Na razie nie było tak źle, ale martwił się, że kiedyś go poniesie i coś któremuś z nim zrobi. Peter jako szczur był najmniej zagrożony, ale Black i James to już inna para kaloszy. Całkiem inna.
James nie przejmował się wcale. Dla niego przyjaciele byli warci takiego zagrożenia i poświęcenia. Nie przewidywał tylko tego co się stanie kiedy będą już wracali nad ranem.
- No to co? - powiedział patrząc na Blacka i Petera. - Idziemy? - pokiwali tylko zgodnie głowami. Nie było w ogóle takiej opcji, żeby nie pójść. No, raz się tak zdarzyło, McGonagall dała im akurat wtedy szlaban więc nie mogli towarzyszyć przyjacielowi.
- Nie będzie tak źle, przeciez on tak zawsze zrzędzi. - mruknął Syriusz widząc jak zawsze lekko wystraszoną minę Petera.
- Właśnie. - uśmiechnął się jak zawsze James. - Z resztą ty możesz czmychnąc tak szybko, że nawet cię nie zauważy! - Black i Potter roześmiali się głośno. Glizdogon też się uśmiechnął, ale nie omieszkał najeść się przedtem słodyczy. Pokręcili tylko głowami ubierając się.
- No, to idziemy. - zakomenderował James, wziął mapę i pelerynę - niewidkę i wyszli z dormitorium. Była godzina 24, księzyc w pełni wisiał wysoko na niebie. Jakby na potwierdzenie tego usłyszeli odległe przeciągłe wycie. Spojrzeli tylko na siebie i ruszyli po schodach na dół.
Black już chciał wskoczył do Pokoju Wspólnego gdy Potter w ostatniej chwili go powstrzymał.
- CO??
- Cii... - mruknął Chłopak. - Ktoś tu jeszcze jest.
- Niemożliwe! O tej porze? - odszepnął Syriusz ledwo słyszalnie. Wszyscy trzej wyjrzeli zza rogu. Łeb Glizda był osadzony najniżej, nad nim było widać kudłaty w tych ciemnościach łeb Syriusza, a nad nimi oboma rozczochraną głowę Jamesa.
- Daj spokój...
- Mówię poważnie.
- Aż tak się uparłaś?
- Tak.
- Dałabyś trochę na luz, przynajmniej byś się z nim zabawiła...
- Dorcas, przestań!
- To ty przestań, Lily!
- Evans i Meadowes? - szepnął z niedowierzaniem Syriusz patrząc z krzywą miną na kumpli. James wzruszył ramionami słuchając dalej.
- A tak w ogóle to dlaczego jeszcze o tej porze nie śpisz, co? - zapytała Dorcas podpierając brode na rece i wpatrując się w przyjaciółkę.
- Coś wyje w lesie, nie moge spać! - poskarżyła się Lily.
- A bo to pierwszy raz?
- No, ale nie mogę... Za każdym razem jak to się odzywa przechodzi mnie dreszcz.
- Severus podobno kiedyś ci mówił, że w tym lesie żyja wilkołaki? - Lily parsknęła śmiechem.
- Miał wtedy dwanaście lat. I szczerzę watpię, by na terenie Hogwartu żył jakikolwiek, nawet najmniejszy wilkołak. - chłopcy wymienili tylko między sobą spojrzenia.
- Trzeba je stąd jakoś wypędzić, bo nie wyjdziemy! - syknął Black.
- Niby jak? - odparł James zastanawiając się co by tu zrobić.
- Ja mam pomysł! - to Glizdogon wpadł na coś jak najbardziej skutecznego.
- Co wymyśliłeś? - Syriusz wpatrywał się w kumpla zastanawiając się co też wpadło mu do głowy.
- To baby, Syriusz, jak myślisz, uciekną na widok małego szczurka? - James i Syriusz spojrzeli na siebie z uśmiechem.
- No niby tak, ale my nie mamy małego szczurka. Glizdogonie.
- Boże, Łapo, a ja to CO?? - znów na siebie spojrzeli.
- Chcesz się zamienić w szczura i je wypłoszyć? - zapytał James po czym wyszczerzyli się wszyscy. - No to dawaj! - był bardzo ciekawy reakcji Evans.
Tak więc już po kilku sekundach Glizdogon już na czterech nóżkach i z ogonkiem podreptał pod ścianą do ich stolika. Powęszył przez moment trącając wąsem nogę Dorcas. Ta podrapała się tylko i gadała dalej do Lily. Popatrzył na nią zdegustowanym wzrokiem i obtruchtał je dookoła. Wspiął się na parapet od strony Dorcas i wskoczył jej na głowę.
Lily wrzasnęła zrywając się  na równe nogi przewracając się razem z krzesłem. Dorcas przez chwilę macała się po głowie chcąc wyczuć co to jest. Złapała szczura w obie ręce i trzymając go przed nosem patrzyła na niego dosłownie przez trzy sekundy a potem z głośnym wrzaskiem 'SZCZUUURR!!!' odrzuciła go od siebie i obie z piskiem wyfrunęły do swojego dormitorium w trybie natychmiastowym.
Peter wywinął salto w powietrzu i upadł na podłogę prosto na tyłek. Po chwili już w swojej ludzkiej postaci gramolił się na nogi rozcierając sobie pośladek. James i Syriusz wpadli wnet do pokoju rycząc ze śmiechu. Reakcja dziewczyn przeszła ich najśmielsze oczekiwania.
- SZCZUUURRRRR!!! - przedrzeźnił Dorcas Black. Zanosząc się śmiechem usiedli na chwilę przed kominkiem.
- Bardzo smieszne, najpierw złapała mnie tak, żemi prawie wszystkie flaki wycisnęła a potem cisnęła mną jak śmierdzącą skarpetą! - poskarżył się Peter z nadąsaną miną.
- Sam chciałes. - przypomniał mu James ze śmiechem. wciąz widział Lily spadając z krzesła.
- Łahahaha.
- Dobra, zbierajmy się. - powiedział Potter kończąc ten cyrk. - Chodźcie pod pelerynę. - szepnął i rozłożył ją.
Wskoczyli pod nią równocześnie. Rytuał od lat był taki sam. wychodzili z zamku ukryci pod peleryną, pod nią na błoniach się przemieniali i biegli do Remusa.Tym razem było dokładnie tak samo.
***
Dziewczyny zdyszane w biegu wskoczył do swoich łóżek.
- Boże! Szczur w zamku?? - dyszała Dorcas nakrywając się kołdrą po sam nos i strzelając oczami po kontach z obawie zapoznania się z jeszcze jednym takim zwierzątkiem. Natomiast Lily miała zmarszczone czoło. wydawało jej się...
- Nie wiem czy ty też to słyszałaś, ale mi się wydawało, że jak wbiegałyśmy na schody w pokoju wspólnym ktoś wył ze śmiechu. - Dorcas usiadła i popatrzyła na niego.
- Jak to?
- Normalnie. Słyszałam jak ktoś się śmiał. Myślę, że to Potter z Blackiem celowo wpuścili nam tego szczura specjalnie.
- Daj spokój! Do takich metod to by się nie posunął, żeby wygrać ten zakład!
- Nie wiem do czego on się posuwa dzisiaj, ale wiem, że jutro dostaną ode mnie szlaban. - powiedziała Lily z mściwą satysfakcją. Podeszła do okna i otworzyła je na oścież. - Głupki! Mogłam sobie coś zrobić przez to krzesło! Tak mu na mnie zależy! Żebym sobie nogi połamała.
- Och, daj spokój, nawet jeśli to prawda, to przecież wiesz jacy oni są. Nie chcieli ci zrobić krzywdy. Chcieli nas wystraszyć.
- Ciekawe tylko po co? widocznie im zawadzałyśmy w tym momencie i postarali się aby nas wykurzyć... - zamilkła na moment a potem palnęła się w czoło. - No tak.
- Co?
- Na pewno chcieli wyjść, żeby włóczyć się w nocy po zamku albo w ogóle po błoniach. Obok nas by nie przeszli. Dostaną szlaban! - Dorcas zarechotała.
- No, to mają wyobraźnię. Wpuścić szczura, żeby wystraszyć dziewczyny. Stare, ale jare, jak widać. - Lily tylko prychnęła.
Siedziała przy oknie jeszcze przez chwilę i już miała wrócić do łóżka gdy coś zobaczyła.
- Dorcas zobacz. - przywołała ją do siebie. Ta podeszła i spojrzała najpierw na nią, a potem w miejsce które wskazywała. Przez błonia biegła dwójka zwierzą. Pies, dość duży i wielki piękny jeleń z ogromnym porożem. Dorcas zachwyciła się zwierzakami, bo oba były zjawiskowe.
- Ooo matko, jakie śliczne! - westchnęła. - Zawsze chciałam mieć jakiegoś zwierzaka, ale mama mi nigdy na to nie pozwoliła. - zajęczała wracając do łóżka. Lily natomiast stała i patrzyła na jelenia który podskakiwał beztrosko dookoła razem z psem. Wyglądało to tak jakby się bawili. Uśmiechnęła się, zwierzę była naprawdę bardzo piękne. Dostojne i wyniosłe, a jednoczenie takie beztroskie. Wkrótce zwierzęta zniknęły jej z oczu. Westchnęła.
- Zwierzaki to mają dobrze. Nie muszą się o nic martwić. - powiedziała i położyła się na łóżku. - Chyba dzisiaj nie zasnę.
- Dlaczego? - zapytała Dorcas i ziewnęła potężnie.
- Po pierwsze będę myśleć  o tym co by tu dać Potterowi i Blackowi na szlaban, a po drugie... Ten jeleń był naprawdę piękny. widziałam już jelenia, ale żaden tak nie wyglądał!
- Daj spokój. - zarechotała jej przyjaciółka.
- Naprawdę.
- No dobrze, ale teraz już spij, jest wpół do pierwszej w nocy.
Dorcas zasnęła bardzo szybko, ale Lily nie mogła. wciąz widziała tego jelenia, była zaskoczona, że jest taki nietuzinkowy. I o wiele większy od przeciętnego jelenia w lesie. Jak mówiła widziała kiedy parę takich, ale ten bił je na głowę.
W końcu nie mogła już wytrzymać w łózku i podeszła znów do tego samego okna i usiadła przy nim. Miała nadzieję, że może znów pobiegnie i go zobaczy. Nawet nie zdawała sobie z prawy z tego kim jest ten jeleń. Gdyby się dowiedziała, z pewnością by nie uwierzyła.
Siedziała tak dość długo była już czwarta rano, a ona uparcie przeczesywała wzrokiem błonia. Nie chciało jej się spać. Zmęczenie później da o sobie znać. Traciła już nadzieję, że go zobaczy, ale nie odchodziła bo może akurat coś się wydarzy. Może akurat go zobaczy.
I kiedy już miała dać sobie spokój w jaśniejącym poranku zobaczyła jak idą. Wielki jeleń, a obok niego wielki czarny pies. Ale też nie byle jaki. O wiele większy od zwykłego psa, nawet największej rasy. Serce jej ożyło i rozbudziła się całkiem. w mgnieniu oka podjęła decyzję, ubrała byle co na siebie wciąż patrząc dokąd zmierzają zwierzęta. Szły skrajem lasu. wybiegła w końcu z dormitorium i wyszła z wierzy Gryffindoru. Miała tylko nadzieję, że nikt jej nie przyłapie, bo sama dostanie szlaban, a to ona chce go dać komuś. W końcu znalazła się w sali wejściowej. Skryła się w cieniu kolumny i obserwowała te istoty.
Brykały jeden przez drugiego radośnie, jakby w ogóle nie były zmęczony po całej nocy zabawy. Uśmiechnęła się. Coś w tych zwierzętach przypominało jej Blacka i Pottera. I nagle przyszła jej na myśl bardzo dziwna ale całkiem prawdopodobna myśl. Animadzy...?
- Nie, chyba oszalałam. - mruknęła cicho i wyszła na dwór w dżinsach i bluzie. Wyglądała w tym całkiem dobrze, nawet ubierając się w pośpiechu umiała dobrać sobie rzeczy. Nawet minimalnie, ale jednak.
Zwierzęta nie spostrzegły jak przeszła w stronę cieplarni by od tamtej strony między drzewami się do nich zbliżyć. W pewnej chwili pies rzucił się na jelenia i obalił go. Ten potrząsnął tylko głową. Pies zamachał ogonem i zaczął skakać w okół niego gotowy do dalszej zabawy. Zaczął nawet gonić swój ogon. Lily zaśmiała się cicho pod nosem.
Jeleń wstał na nogi. Teraz kiedy słońce zaczynało rozświetlać błonia, wyglądał jeszcze piękniej. Światło mieniło sie w jego sierści. Maść miał czekoladowobrązową. Tu i ówdzie ciemniejszą, tam jaśniejszą. Nogi długie i mocne, kop pewnie miał potężny. Miała nadzieję, że nie poczuje go na własnej skórze. Chciała go tylko pogłaskać.
Ruszyła dalej i zatrzymała się kilka metrów od nich za drzewem. Serce biło jej mocno. Z jednej strony chciała poznać blizej tego kolegę, jak pomyślała z rozbawieniem, a z drugiej strony trochę się go bała. Ale tak na dobrą sprawę to nie widziała jeszcze, żeby jeleń bawił się z psem...
Pies zaczął tarzać się w trawie, ale jeleń zaczął się przeciągać. Uroczo to wyglądało jak mrużył przy tym oczy. Zaczął drzeć kopytami trawę, potem skoczył dwa razy wokół psa jakby go do czegoś ponaglał.
Lily zauroczona tym widowiskiem wyszła zza drzewa. Coś śmignęło w trawie jak strzała i wskoczyło jak z armaty psu na głowe. Szczur, pomyślała znowu z lękiem. Bała sie gryzoni, ale wciąz chciała dotknąć tego jelenia.
Pies wywinął kozła jakby go nagle coś oparzyło i na rozkraczonych nogach z głową w trawie zastygła wpatrując się w nią. Uszy miał postawione a ogon sterczał mu do góry. Wyglądało to do prawdy dziwacznie i smiesznie za razem. A jeleń prychnął zaskoczony i w podskokach oddalił się od niej aż niemal się przewrócił. Zwierzęta gapiły się na nią zaskoczone i jakby trochę przestraszone?
- Spokojnie, nic ci nie zrobię... - powiedziała łagodnie wyciągając rękę przed siebie. Pies podniósł głowę, zamrugał oczami patrząc na nią jakby zdziwaczała. Przecież wiem, że nic nam nie zrobisz, pomyślał. No tak, ale ona nie wie kim jesteśmy...
Zbliżała się do jelenia, który stał na trzech nogach czwartą, prawą przednią trzymając lekko podkuloną. Zaczął się cofać patrząc na nią cały czas.
- Nie bój się, chcę cię tylko pogłaskać... - powiedziała znów z uśmiechem. A on pomyślał, za cholerę, nie wiem jak ona nas dojrzałą... Zatrzymał się w końcu i kiedy jej ręka była już bardzo blisko polizał ją. Lily wystraszyła się trochę ale jeleń nic więcej nie zrobił tylko się na nią patrzył. Spojrzała mu w oczy i zobaczyła, że mają dokładnie taką sama barwę jak oczy Pottera...
Przyklęknęła na ziemi i wciąz wyciągała do niego rękę. wydawało jej się, że jeleń się uśmiechnął, a może zobaczyła to w jego oczach. Podszedł do niego powoli i w końcu pozwolił się dotknąć. Sierść miał tak miłą w dotyku, że aż westchnęła.
- Jesteś piękny... - powiedziała znów na co spojrzał na nią tak jakoś... znała to spojrzenie. Odgoniła od siebie po raz drugi myśl o Jamesie. - Hm... - rozejrzała się pies ze szczurem na plecach gdzieś znikli. Rozejrzała się zobaczyła, że są kawałek dalej pod cieplarniami.  - Masz takie same oczy jak pewien wypłosz, w którym się zakochałam. - powiedziała w uśmiechem. Przysiadł obok niej na ugietych nogach i patrzył uważnie w jej oczy. - Jutro dostanie ode mnie szlaban za tego szczura w Pokoju Wspólnym. - jeleń otworzył szeroko oczy. - No, wpuścił go bo siedziałam tam z koleżanką, a on i jego świta pewnie chcieli znów powłóczyć się po zamku. Słyszałam jak rechotali jak głupki, jak biegłyśmy po schodach. - jeleń wydał się byś lekko zmieszany tą informacją. - Wciąz nie wiem czy powinnam dać mu szansę... - mruknęła gładząc go w ciąć po łebku. Spojrzał na nią wstrzymując oddech. Ale zaraz się uśmiechnęła. - To zależy czy mnie przechytrzy. - mówiła jakby sama do siebie. Spojrzała po chwili na zwierzę i uśmiechnęła się do niego. - Czemu masz takie smutne oczy? Boli cię coś?
Jeleń pokiwał głową, że nie. Patrzyła na niego skonsternowana.
- Pokiwałeś mi głowa, że nie?? - jeleń kiwną na 'Tak'. - Rozumiesz mnie? - znów 'tak'. Lily była skonsternowana. - Jeszcze nie słyszałam o jeleniu rozumiejącym ludzką mowę. Podrapała się po głowie. - Ale w Hogwarcie wszystko jest możliwe. - mruknęła z przekąsem. Jeleń trącił ją delikatnie w policzek jakby chciał jej dać coś do zrozumienia. Podniósł pokracznie jedną nogę i trącił nią jej ramię delikatnie. - O co chodzi? - zapytała łapiąc go lekko za kopyto. Znów trącił ją w policzek i polizał go lekko. - Co... chcesz mi powiedzieć, że jednak mam mu dać szansę? - jeleń pokiwał energicznie głową zgadzając się. Lily zaśmiała się. - Zobaczymy. Kocham go strasznie, więc... bezgranicznie. - oczy zwierzęcia zamigotały wesoło. wstał w końcu i skierował się w stronę lasu patrząc na nią. - Co, musisz już isć? - pokiwał znów głową na 'Tak'. - Och, szkoda... to do zobaczenia... - powiedziała a zwierzak pobrykał między drzewa. Pies też już znikł. Podniosła się i wróciła do zamku pochłonięta swoimi myślami. Pod portretem Grubej Damy która łaskawie wpuściła ją do srodka uśmiechnęła się. Z całą pewnością da szansę temu rozczochrańcowi.
***
Rano na śniadaniu Wszyscy trzej Huncwoci byli co najmniej rozkojarzeni. Cała noc be snu dawała im się we znaki. Syriusz nie próbował nawet udawać, że nie jest zmęczony. Oparł się o swoje oparcie założył ręce na piersi. Głowa opadła mu do tyłu i tak chrapał z rozdziawioną papą. Peter próbował zmusic się do robienia czegokolwiek. Tak więc nakładać sobie na talerz wszystko co dosięgnął ze swojego miejsca. James natomiast siedział podparty na jednej ręce i przysypiał co chwilę. Z letargu jaki ich powoli ogarniał wytrącił ich głos Evans.
- Black. - Syriusz drgnął i spojrzał na nią załzawionymi oczami.
- Co? - powiedział mało elokwentnie. Lily popatrzyła na niego, a potem na pozostałą dwójkę.
- Co wyście robili dzisiaj całą noc, że tak wyglądacie? - zapytała ostentacyjnie ignorując Jamesa, który próbował ściągnąc na siebie jej wzrok.
- A coś ty taka ciekawska, co? - mimo swojego stanu nadal był skory do żartów. - Interesuje cię może czy James nie spędza mile czasu z jakąś brunetką bądź blondynką? - zarechotał widząc jej minę. Zreflektowała się po chwili.
- Nie obchodzi mnie co James robi w nocy.
- Na pewno? - odezwał się szczerząc do niej zęby wciąz zmęczony. Ale i tak robił na niej wrażenie nawet w tym stanie. Musiała się bardzo starać, by się w końcu do niego nie odezwać. - Wiesz, mogłabyś mi potowarzyszyć... w nocy... sam na sam ze mną... hm?
Dorcas ryknęła śmiechem na głos, usłyszała ją całą sala włącznie z ciałem pedagogicznym. Lily zrugała ją spojrzeniem.
- Black, ty i twój przyjaciel Potter macie szlaban. Dzisiaj i przez następne trzy dni. - obaj usiedli jak na komendę patrząc na nią.
- Za co? - zapytali równocześnie. Parsknęła smiechem.
- Za podrzucenie szczura do naszego Pokoju Wspólnego... Black! - w ostatniej chwili powstrzymała się przed wypowiedzeniem innego nazwiska. Popatrzyli na siebie z sobie tylko znanymi myślami.
- Pal licho ten szlaban... - mruknął Black.
- Słucham?!
- Posłuchaj - odwrócił się do niej. - Dobrze, jeśli chcesz nam wlepić ten szlaban to ok, ale... Przełóżmy go od poniedziałku, dobrze? - Lily popatrzyła na niego unosząc lekko brwi.
- A niby czemu miałabym wam go przenosić na poniedziałek? Co, umówiliście się już na jakiejś randki czy co?! - fuknęła zerkając na Pottera. Ten się uśmiechnął.
- Owszem, ja tak. - Lily wytrzeszczyła na niego oczy. Już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, ale w porę się powstrzymała.
- Black, ty i Potter macie szlaban od dzisiaj i nic nie obchodzą mnie wasze plany na te dni. Rozumiesz? I zapytaj swojego kumpla czy też pojął co powiedziałam. - mimo wszystko kiedy na siebie spojrzeli uśmiechnęli się do siebie głupio. - I nie śmiać się ze mnie!
- Ale nikt się z ciebie nie śmieje, dziecinko. - odezwał się znowu James. Wiedział, że dziś jest ostatni dzień zakładu i jeśli czegoś nie zrobi przegra go. A nie chciał. Był już nawet gotów posłużyć się czymś, co byłoby ciosem poniżej pasa. - Poza tym jutro jest sobota, kochanie, pamiętasz? Umówiliśmy się, że pójdziemy razem do Hogsmeade. - powiedział unosząc zaczepnie brew. Patrzyła na niego, ale nic nie mówiła. Przez chwilę milczał, a kiedy nic nie powiedziała rzekł. - Ach, no cóż, twoje milczenie chyba oznacza 'nie'... Trudno. - przeciągnął się i sięgnął po tosta. - Emilly na pewno dotrzyma mi towarzystwa...
Lily poczuła jakby dostała czymś w głowe. Wszyscy na nią patrzyli, nawet Dorcas. Rozejrzała się, jej wzrok padł na dyrektora który obserwował tą całą scenę z lekkim uśmiechem. Wcisnęła się na miejsce pomiędzy Blackiem a Peterem.
- JAKA EMILLY, POTTER? - zapytała siląc się na spokój, choć wlepiała w niego swoje oczy wychylając sie przed Blacka. Syriusz zakrył twarz dłońmi i zaczął się w głos smiać. Chyba tylko do niej nie dotarło co się właśnie stało, ale miała to gdzieś. James tez się uśmiechał jak wszyscy. Właśnie udało mu się ją złamać. Odezwała się do niego. Tak jak jej obiecywał. Tylko chyba jeszcze się tego nie domyśliła...
- A taka jedna, z Hufflepuffu. Podeszła do mnie ostatnio, zapytała czy miałbym ochotę się z nią wybrać, bo jej przyjaciółka stwierdziła, że idzie ze swoim kolegą, ale powiedziałem jej, że idę z tobą... Ale jeśli nie chcesz... - wzruszył ramionami i wgryzł się w tosta. - to ona na pewno się zgodzi.
Patrzyła na niego przez chwilę, aż tost który sobie przygotował całkiem już znikł.
- Umówiłeś się z inną dziewczyną, Potter? - teraz już Black chciał nawet uciekać, bał się, że zginie przez przypadek, jak Evans będzie nacierać na jego przyjaciela. Ale nadal śmiał się do rozpuku.
- No, nie, nie do końca. - spojrzał na nią z uśmiechem. - Ale zaraz to zrobię. - mruknął odwracając się, ale szybko został przywołany do porządku gdy schwyciła go za koszulę i odwróciła z powrotem do stołu Gryffonów. Nie wiedziała co ma powiedzieć. Była wściekła. I własnie coś do niej dotarło. Ten głupek zrobił to specjalnie, a ona dała mu się podejść. Odezwała się do niego. Miała ochotę go rozszarpać. Jej policzki już zrobiły się czerwone ze słości. On patrzył na nią zadowolony z siebie. I nie wytrzymała już tego spojrzenia.
- UUUUCH, POTTER, TY PALANCIE! - powiedziała zaciskając ręce w piąstki, wstała i wyszła z wielkiej sali w otoczeniu cichych śmiechów. Dorcas i Syriusz leżeli prawie na stole rwąc boki. Ann tylko uśmiechała się do swojego talerza.
- To ci się udało stary. - pogratulował mu pomysł pan Black ściskając jego dłoń. - Serio do ciebie podeszła?
- Podeszła. - powiedział. - I było tak jak powiedziałem. Ale w zyciu bym do niej nie poszedł! - powiedział dyskretnie się oglądając na stół Puchonów. wspomniana dziewczyna wbijała swoje spojrzenie w jego plecy, a gdy na nią spojrzała parsknęła śmiechem kręcąc głową.
- Wszystko zrobisz, żeby dała ci się w końcu omotać, nie? - zawołała do niego ze śmiechem. Widać nie zrobiło na niej większego wrażenia, że została wmanewrowana w osobiste potyczki Evans i Pottera. Posłał jej tylko lekki uśmiech.
- Idę, poszukam ją i spróbuję przy tym nie zginąć. - powiedział rechocząc. Poszedł do wierzy Gryffindoru. Miał zamiar zajrzeć do Mapy i ją odszukać, ale nie musiał nawet wstępować do swojego dormitorium. Siedziała sama w pokoju tuż przed kominkiem, na tej samej kanapie, na której wtedy przespali razem całą noc.
Podszedł do niej powoli. Oparł dłonie na oparciu za jej głową i popatrzył na czubek jej głowy. widział wkurzoną Lily Evans, siedzącą z założonymi rękami i noga na nodze wściekle podrygującą.
- Hej. - mruknął tuż przy jej uchu.
- Powiedziałeś to specjalnie! Uciekłeś się nawet do podstępu, żeby mnie sporowokowac do jakiegoś odzewu! Potter, jesteś niemożliwy! - fuknęła na niego.
- Ach, czyli domyśliłaś się? No cóż, jesteś inteligentną dziewczynką. - powiedział szczerząc się w uśmiechu i siadając obok niej. - Nie bądź na mnie zła, musiałem cię jakoś sprowokować. A co jest najlepsze na takie okazje? wywołanie zazdrości. - pogratulował sobie tego pomysłu po raz kolejny.
- Zazdrości? Pff! Myślisz, że jestem o ciebie zazdrosna? Mógłbyś się migdalić z ta panną na moich oczach i tak by mnie to nie ruszyło!
- Taaak? - zachichotał. - wczoraj... to znaczy w szpitalu mówiłas coś innego...
- To znaczy co? - wyzezowała na niego wciąz nadąsana.
- Że mnie kochasz, i to szalenie. - wyszeptał jej do ucha i pocałował je delikatnie. Zadrżała a on się uśmiechnął. - No cóż, wygrałem zakład więc...
- Nie rozbiorę się przed toba, Potter. - syknęła.
- Oj, daj spokój.
- Nie. - syknęła znów.
- Lily... - odgarnął jej włosy z szyi i zaczął ją całować, namiętnie, z pasją. W tym momencie była kompletnie przegrana. Czuła jego język sunący powoli od jej obojczyka po płatek ucha. W pewnym momencie poczuła coś co sprawiło, że skoczyła na równe nogi. Patrzył na nią nie wiedząc o co chodzi.
- Co się stało? - zapytał wciąż ją obserwując i wstał z kanapy. Odczuła coś co jeszcze nigdy nie miało miejsca. Co to było...? Miłość? To już zna, to coś innego... powiązanego z miłością, ale... jednak coś innego... pożądanie? Tak, to chyba to...
- Lily? - zapytał patrząc jej uważnie w oczy. Ona tez w nie patrzyła. Stali dość blisko siebie, wystarczyło tylko wyciągnąć ręce...
- Kocham cię, Potter... - szepnęła i wpiła się w jego usta przyciągając go do siebie za szyję. To ona wykonała ten ruch i cieszyłą się z tego. Jego ręce błądziły powoli po jej plecach. Był nieco zaskoczony, ale i szczęsliwy. W końcu to usłyszał, powiedziała to sama, nie w złości, powiedziała to bo chciała, żeby to usłyszał, żeby wiedział... Przycisnął ją mocniej do siebie aż jęknęła.
- Ja ciebie tez, Evans... bardzo... - szepnął i ponownie połączył ich usta ze sobą.
Całowali się namiętnie, zapominając, że za chwilę zaczynają się lekcje. Nie zważali na porę dnia. Lily zapragnęła go i poczuła, że mogłaby teraz pozwolić mu na wszystko, a taniec - rozbieraniec to tylko mały pikuś...
Zeszła z pocałunkami na jego szyję, co przyjął z pełnym aprobaty mruknięciem. Odchylił głowę lekko do tyłu i pozwalał badać jej ten skrawek swojego ciała do woli. Jej palce barszkowały w jego włosach doprowadzając go niemal do obłędu.
- Och, co ja bym bez ciebie zrobił... - szepnął przymykając znów oczy.
Jej usta zwiedziły już każdy centymetr jego szyi, ale ona chciała więcej. Odurzyła się jego zapachem, jego dotyk tylko pogłębiał to wrażenie. Była pewna, że tak jak on nikt nigdy by na nią nie podziałał.
Delikatnie paluszkami rozpięła dwa guziki jego koszuli... dwa pierwsze zawsze nosił nonszalancko rozpięte i nie fatygował się zakładaniem krawatu. Teraz rozpięła jeszcze dwa kolejne odsłaniając fragment jego torsu. Zauważył to ale nie zrobił nic. Kiedy poczuł tam jej usta wykonał tylko jeden ruch; chwycił ją w pasie i położył delikatnie na kanapie przed kominkiem. Sam zawisła nad nią i całował namiętnie jej usta.
- HALOOO! LEKCJE! Zboczeńcy. - ktoś ryknął im do ucha. James który opierał się na kanapie tylko jednym kolanem spotkał się z podłogą. A Lily natychmiast usiadła poprawiając sobie włosy. Oboje dyszeli lekko. Boże, pomyślał James, jak dobrze, że się tu zjawili...
- Co wy tu robicie? - zapytał jednak zapinając koszulę pod samą szyję z roztargnienia.
- Jak to co? - zapytała Dorcas. Black stał obok niej i patrzył to na jednego to na drugiego i uśmiechał się pod nosem. - Lekcje! A wy się tu mizdrzycie. Fllitwick was zaraz przechrzci, jeśli się spóźnicie.
- Ach, racja... - bąknął tylko Potter i pobiegł do dormitorium po swoje rzeczy założył nawet krawat.
- No no Lily... - szturchnęła ją Dorcas kiedy już wszyscy szli do klasy zaklęć.
- Przestań! - syknęła Ruda, ale uśmiechała się szeroko. Jakby kto jeszcze nie widział to szła z Potterem za rękę. Nawet nie wiedziała kiedy spletli ze swoją swoje palce.
Stanęli razem pod ścianą a on natychmiast porwał ją w objęcia. Nie broniła się przed nim. Spojrzała mu w oczy, pokręciła głową i przytuliła się do niego, co powitał szerokim uśmiechem.
Zaklęcia mieli akurat ze Ślizgonami. Kiedy Severus Snape wyszedł zza zakrętu i zobaczył jak się obejmują... miał wrażenie, że wybuchnie. Potterrrr. Jak on go nienawidził. Zabrał mu już chyba wszystko... Wszystko.
Nie mógł na nich patrzeć, więc usiadł tak by inni mu ich zasłaniali. Miał ochote coś rozwalić. Ale pilnował się, ukrywanie emocji zawsze stanowiło jego mocną stronę. Ktoś odsunął się nieco i teraz mógł zobaczyć jak ten... nie znał odpowiedniego epitetu dla niego... całuje Lily. Ale najbardziej zabolało go to, kiedy ona objęła go delikatnie i oddała pocałunek. On nigdy nie mógł nawet marzyć o czymś takim. Nigdy nie zdobył się na to by powiedziec jej o swoich uczuciach. Bał się, że przez to ją straci. Stracił z innego powodu, ale czy gdyby wtedy się powstrzymał to by coś zmieniło? Nie wiedział. Być może ich przyjaźń i tak by się rozpadła... Ale i tak nie mógł znieść tego widoku. Chyba nikt na jego miejscu nie mógłby być obojętny, chociaz na zewnątrz może wygląda to inaczej. Na szczęście nie zachowywali się jak jedna para z Ravenclawu. Kiedy zaczęli ze soba chodzić każda najkrótsza nawet chwilę musieli spędzać razem. Lily posłała całusa Jamesowi i odeszła na swoje zwykłe miejsce obok Dorcas, a James tak samo został tam gdzie zawsze siedział. Ale gdy przechodził obok nich zdołał dosłyszeć co mówi do niej Potter - Dzisiaj o 19.00, kochanie... Na siódmym piętrze. - parsknęła śmiechem i poszła.
Był wściekły, ale zmusił sie do skupienia na lekcji. Z łatwościa ignorował ją i tego... znów nie wiedział jak go nazwać.
Kiedy ta męka w końcu się skończyła pierwszy wstał ze swojej ławki i wyszedł. Jak zawsze z resztą, więc nie było to nic nowego. Po chwili zatrzymał go jeden z jego kumpli, chcąc o czymś mu powiedzieć. Słuchał go jednym uchem, a drugim znó wychwycił jak Dorcas mówiła do Lily - Więc, jesteście razem? Tylko nie wyjedź mi z czymś typu 'Nie wiem' bo cię zabiję. - Lily uśmiechnęła się, kiedy Potter znalazł się obok niej. - Odpowiedziała - Tak. - patrząc mu w oczy.
- Moja ruda wiewióreczka! - kiedy to usłyszał nie wytrzymał i pociągnął swojego kolegę dalej zmierzając na eliksiry, gdy Gryffoni mieli miec teraz opiekę nad magicznymi stworzeniami. Czuł, że ten dzień i nadchodzacą noc będa cieżkie.
***
Zauważyła, że Severus jest niepocieszony faktem, że chodzi z Jamesem. Ale postanowiła zrobić to co poradzili jej wszyscy, od Dorcas zaczynając, przez Blacka, także Petera, na Potterze skończywszy; nie przejmować się. James starał się odciągać jej myśli od ponurych spraw i wychodziło mu to całkiem niećle, biorąc pod uwagę fakt, że teraz bardzo dużo czasu spędzali razem. I kiedy już to zauwazyła i chciała przeprosić Dorcas za to, że ją zaniedbała na rzecz swojego nowego chłopaka, ta tylko się roześmiała. Potem dotarło do niej, że zarówno Dorcas jak i kumple Pottera umykając im jak najczęsciej, byleby tylko James miał jak największe pole do popisu. Tak więc kiedy pierwszego wieczoru po pełni do wierzy Gryffindoru wrócił Remus, trochę obolały i wściekły na przyjaciół, że znów do niego przyleźli, stanął nieco wryty widząc w koncie znajomą postać Jamesa i Lily namiętnie się całujących. Siedziała mu na kolanach i chichotała co chwilę kiedy próbował ją połaskotać, chwytała go za ręce, żeby mu to uniemożliwić.
- Widzę, że wiele mnie ominęło, kiedy byłem u matki. - powiedział na tyle głośno by go usłyszeli. Lily drgnęła lekko i już chciała złazić z kolan Pottera, ale ten ją powstrzymał z cwanym uśmiechem zmuszając ją do pozostania na swoim miejscu.
- James! - pacnęła go lekko w pierś uśmiechając się.
- To przeciez tylko Remus. - odpowiedział równiez się śmiejąc.
- No więc? - zapytał ten trzeci podchodząc do nich z uśmiechem. Już nawet zapomniał, że miał być na nich zły. - To już?
- Co już? - zapytał uprzejmie James uśmiechając się ładnie i pomagając Evnas odwrócić się tak by nie siedziała plecami do kolegi.
- No nie zgrywaj się już! I tak mam ci coś do powiedzenia, więc uważaj! - pogroził mu palcem. James trochę przystopował robiąc nieco kwaśną minę. wiedział o co chodzi, ale nic nie mógł powiedzieć przy Lily. Źle czuł się z tym, że musi ją okłamywać, ale nie mógł jej nic powiedzieć. To miała być tajemnica, nawet oni nie mieli prawa o niej wiedzieć. Obiecał sobie, że kiedyś wszystko jej wytłumaczy.
- No dobrze, dobrze. - uśmiechnął się  w końcu. - Jesteśmy razem. - powiedział to takich tonem jakby dostał wymarzony prezent na gwiazdkę. Lily aż zarechotała w głos. - Co, maleńka? - przycisnął ją do siebie mocniej i pocałował w policzek.
- Dobra, to ja was zostawiam. - powiedział Lupin i wyszedł z pokoju wspólnego kierując się do swojego dormitorium. Zakochani znów zostali sami.
- Co tak na mnie patrzysz? - zapytała Evans przyglądając się Jamesowi. Ten uśmiechnął się tylko.
- Mamy zaległą nie załatwioną sprawę, Lily. - zamruczał sugestywnie.
- Jaką? - zmarszczyłą czoło.
- Mieliśmy spotkać się w piątek o 19, ale coś mi wtedy wypadło, pamiętasz? - musnął czule jej usta. Uśmiechnęła się.
- Nic z tego, James. - roześmiała się kiedy zrobił minę zbitego psa.
- Jesteś niedobra!
- Przestań. - mruknęła z uśmiechem i pocałowała go czule. Przeczesała palcami jego włosy zatracając się w jego ustach. - Miałes mnie za to cały dzień w sobotę, w Hogsmeade, pamiętasz?
- Tak i było bardzo miło w tej kawiarni... - wymruczał patrząc jej w oczy. - Wszyscy co pięc minut podchodzili do nas pytać, czy my naprawdę jesteśmy razem... urocza atmosfera. - zarechotał.
- Oj, no może przez jakiś czas truli nam o to, ale potem dali nam spokój. I nikt oprócz mnie nie zawracał ci głowy.
- Ty mi nigdy nie zawracasz głowy, maleńka... ja jestem w stanie nawet nie isć na lekcje, by spędzić ten czas z tobą.
- O nie. - pogroziła mu palcem.- Nie będziesz zawalał lekcji, Potter z mojego powodu.
- Oho! Moja mała śliczna wiewióreczka się zdenerwowała. - zaśmiał się znowu. - Jesteś słodka, kiedy się denerwujesz. - parsknęła śmiechem.
- sam mnie doprowadzasz do tego stanu.
- I tak mnie kochasz. - wyszczerzył się znów szeroko.
- Oczywiście, że cię kocham, nicponiu! - poczochrała mu włosy tak, że teraz sterczały we wszystkie strony. - Ale muszę biec do biblioteki dopóki jest otwarta oddać książki, bo pani Pince mnie zabije. - dodała zeskakując z jego kolan.
- Gdybyś je oddała dzień później nic by się nie stało. - powiedział szczerząc się i gładząc jej policzek kiedy na niego patrzyła.
- Stałoby się, i to dużo, bo jest na nie bardzo duża kolejka oczekujących. - powiedziała stanowczo, ale potem pochyliła się i jeszcze raz lekko go pocałowała. - Idę. Za chwilę wrócę. A ty idź porozmawiaj z Remusem. - James zaskoczony zamrugał oczami.
- Dlaczego?
- Nie widziałes jak wyglądał? - zapytała zbierając książki o których wcześniej mówiła. - Ostatnio mówił, że jego matka czuje się już lepiej, ale chyba znów jej się pogorszyło, bo... jest taki milczący i w ogóle...
- Porozmawiam z nim. - uciął temat Potter nie chcąc wchodzić na grząski grunt. Gdyby coś mu się wymknęło o ich wycieczkach z wilkołakiem, Lily by go ukatrupiła.
- No to idę.
- A buziak? - wyszczerzył się w końcu patrząc na nią z błyskami w oczach. Parsknęła śmiechem i cmoknęła go uciekając natychmiast, żeby jej nie zatrzymał. Po chwili zniknęła za dziurą pod portretem. James westchnął z uśmiechem i wstał idąc do swojego dormitorium na rozmowę z Luniakiem.
***
Była mała przerwa. Mam nadzieję, że ktoś to jednak czyta i czekał, aż coś sie w końcu pojawi.
Zapraszam do lektury. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będę wdzięczna za każdy komentarz do posta. Wszystkie będą mnie znakomicie motywowały do dalszego pisania. :)